Warzecha o restrykcjach na noc sylwestrową: Rząd kompletnie stracił wiarygodność

Dodano:
Łukasz Warzecha Źródło: PAP / Artur Reszko
Rząd złamał własne obietnice, które dotyczyły poziomu restrykcji w zależności od poziomu zakażeń. Bo gdyby patrzeć na ten poziom, to powinniśmy teraz już przechodzić do najmniej restrykcyjnej strefy żółtej. Po drugie – branża turystyczna i narciarska usłyszała jakiś czas temu od rządu, że będzie otwarta. Ludzie zainwestowali pieniądze, m. in. na naśnieżanie stoków narciarskich, teraz dowiadują się, ze mogą sobie ten śnieg nie powiem w co wsadzić. Płynie z tego lekcja, że nikt już nigdy rządowi nie powinien wierzyć – mówi portalowi DoRzeczy.pl Łukasz Warzecha, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”.

Rząd zapowiedział nowe obostrzenia na okres świąteczny. Zamykane ma być niemal wszystko, łącznie z tym, że wprowadzony zostanie zakaz przemieszczania się w noc sylwestrową. Jak ocenia Pan te zapowiedzi?

Łukasz Warzecha: Jeśli chodzi o sam zakaz przemieszczania się i zamknięcie wszystkiego na ten czas sylwestrowy, to będzie on tak samo bezprawny, jak bezprawny był zakaz przemieszczania się wiosną. Bardziej porusza mnie zamordowanie na zimno polskiej turystyki. Zwłaszcza w górach. Jeśli idzie o restrykcje w okresie ferii można powiedzieć, że są dwa aspekty. Pierwszy psychologiczny. Ludzie są już tym wszystkim wykończeni. Ten lockdown de facto trwa już dwa miesiące. Szczególnie odczują to dzieci, które dostają dwa tygodnie ferii i przez te dwa tygodnie będą zmuszone siedzieć w domach. To zamknięcie na pewno nie sprzyja ich zdrowiu psychicznemu, szczególnie, że już poddane są tej ślęczącej nauce w domach, a z drugiej strony nie sprzyja też zdrowiu fizycznemu, bo zamknięcie w domach na pewno nie sprzyja ani budowaniu odporności, ani sprawności fizycznej. Jest też drugi aspekt, ekonomiczny i kwestia biznesu turystycznego. Ja naprawdę jestem bardzo daleki od snucia teorii spiskowych. Jednak trudno się opędzić wrażeniu, że jednym z przewidywanych, a może pożądanych skutków tego jest to, żeby ktoś mógł tanio część tego biznesu przejąć. Ten biznes tego nie wytrzyma, wszyscy w górach, obojętnie których, to widzą, wiedzą, potwierdzą. Wygląda to na bezmyślne małpowanie działań między innymi niemieckich bez żadnego wkładu własnego. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz.

Czyli?

Rząd złamał własne obietnice, które dotyczyły poziomu restrykcji w zależności od poziomu zakażeń. Gdyby patrzeć na ten poziom, to powinniśmy teraz już przechodzić do najmniej restrykcyjnej strefy żółtej. Już na pewno obecny poziom zakażeń, który jest oficjalnie dostępny nie uzasadnia tak radykalnych restrykcji. I za tym idzie trzeci aspekt – czyli całkowita utrata wiarygodności. Rząd ma coraz trudniej jeśli chodzi o walkę z epidemią, bo systematycznie traci wiarygodność, a w tym momencie moim zdaniem traci tę wiarygodność już kompletnie. Po pierwsze – poprzez złamanie zasad dotyczących tego kiedy, co i gdzie zamykać w zależności od poziomu zakażeń, po drugie – branża turystyczna i narciarska usłyszała jakiś czas temu od rządu, że będzie otwarta. Ludzie zainwestowali pieniądze, m. in. na naśnieżanie stoków narciarskich, teraz dowiadują się, ze mogą sobie ten śnieg nie powiem w co wsadzić. Płynie z tego lekcja, że nikt już nigdy rządowi nie powinien wierzyć.

Wokół epidemii panuje spór, ale widać w nim z jednej strony radykalnych zwolenników zamknięcia wszystkiego albo ludzi, którzy w ogóle mówią, że choroba nie istnieje. Z jednej strony osoby, które ostro atakują szczepionki jako takie, z drugiej takich, którzy tamtym chcieliby zabronić wypowiedzi. Nie ma takiego środka, czyli na przykład decyzji – nie ma lockdownu, ale twardo respektujemy normy i zalecenia.

Ja odbyłem niedawno rozmowę z facebookowym znajomym, który przekonywał, że w sprawie szczepionek każda próba wyrażania wątpliwości równa się wariactwu, bo trzeba zaufać ekspertom. Rzecz w tym, że w tej sprawie, również eksperci są podzieleni. Nie ma na przykład jednoznacznego potwierdzenia, że szczepionka hamuje rozwój wirusa. Uderza mnie też jedna rzecz.

Jaka?

Kilka miesięcy temu pisałem, że rząd nie powinien w walce z epidemią nastawiać się tylko na szczepionkę, czyli dobrze, jeżeli ona zadziała, ale musi być też plan działania na wypadek sytuacji, w której okazałoby się, że wszyscy są zaszczepieni, a szczepionka nie spełniła swojego zadania. Tymczasem w rządzie wszyscy zachowują się tak, jakby był jeden już potwierdzony złoty środek, który zadziała na pewno. A to niestety wcale potwierdzone nie jest.

W tym kontekście uderza to, że w zasadzie uniemożliwiało się testowanie Amantadyny. Skoro są opinie, że lek ten działa, to chyba należy go przetestować, a najwyżej okaże się nieskuteczny?

Mała poprawka, minister Adam Niedzielski mówił ostatnio, że badania nad Amantadyną zlecił. Nie jest też jednak prawdą, ze Amantadyna nigdzie nie była brana pod uwagę, jak się próbuje wmawiać. Okazuje się, że co prawda rozsiane w różnych miejscach na świecie, ale są badania, które sugerują, że Amantadyna może mieć wpływ na leczenie COVID-19. Więc są przesłanki, że warto ten lek sprawdzić. Mam nadzieję, że tak będzie.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...