Warzecha: Im dłużej będą restrykcje, tym bardziej PiS będzie tracić
Po słynnym już weekendzie na Krupówkach rząd rozważa ponowne przywrócenie restrykcji. Co by to oznaczało?
Łukasz Warzecha: Powrót do restrykcji, jakie obowiązywały jeszcze niedawno, spowodowałby dalszy spadek notowań PiS. Nie ma dla mnie wątpliwości, że tąpnięcie sondażowe, w wyniku którego PiS w badaniach nie osiąga już większości dającej samodzielne rządzenie, jest m. in. efektem polityki epidemicznej. Można to pewnie rozłożyć na dwa czynniki – z jednej strony zawód programem szczepień, z drugiej jednak niepoważnym traktowaniem obywateli, biznesów, ciągłe straszenie, działania policji, sanepidu. Więc spadek notowań byłby jednym skutkiem. Inną sprawą jest kwestia wyegzekwowania tych obostrzeń.
To znaczy?
Jasne jest, że część przedsiębiorców tym restrykcjom by się z różnych przyczyn poddała. Myślę jednak, że skala buntu, w przypadku chęci wprowadzenia restrykcji jakie obowiązywały, będzie większa niż była wcześniej. To kwestia natury ludzkiej. Ludzie nie wytrzymają takiego bujania, raz w jedną, raz w drugą stronę. Dlatego uważam, że powrotu do takich restrykcji nie będzie. Może nastąpi zamknięcie jednej branży, może ograniczenie liczby gości w hotelach np. do 30 proc. Natomiast nie sądzę by nastąpił zwrot o 180 stopni w kierunku większych obostrzeń. Szczególnie, że sygnały ze strony samego premiera Mateusza Morawieckiego, który ma najwięcej do stracenia na zwiększeniu obostrzeń na nowy lockdown nie wskazują.
Jednak są zwolennicy takich ostrych restrykcji.
Bez wątpienia w kręgach rządowych jest lobby starające się przeforsować obostrzenia. To grupa, na której czele stoi zapewne minister zdrowia Adam Niedzielski. Sądzę jednak, że jej zdanie nie będzie decydujące.
Eksperci przekonują, że łatwiej jest kontrolować przebieg epidemii w sytuacji, gdy restauracje są otwarte, bo wtedy można wyegzekwować przestrzeganie dystansu i dezynfekcji, niż gdy wszystko jest pozamykane i ludzie spotykają się potajemnie, albo gdy nie mają możliwości nigdzie siąść i wszyscy bawią się na ulicy. Co pan na to?
Ja bym dodał jeszcze jedna kwestię. Jeżeli po bardzo długiej przerwie otwiera się ludziom dostęp do gór, ale z zastrzeżeniem, że jest to warunkowe i być może za dwa tygodnie znów wszystko zostanie zamknięte, to co się dziwić, że ludzie walą drzwiami i oknami. A tu ma się do ludzi pretensje. A tymczasem to, co się stało, wynika z braku umiejętności przewidzenia konsekwencji swych działań po stronie rządowej.
Tu jest jeszcze kwestia słynnej Amantadyny. Teraz lek ten jest dopuszczony do badań, ale pojawiły się też wypowiedzi wielu profesorów, według których Amantadyna jest bardzo szkodliwa itd.?
Ja powiem więcej, to poszło dalej niż tylko poszczególne wypowiedzi. Przykładem jest stanowisko Rady Medycznej przy premierze z 1 lutego 2021 roku o nieskuteczności Amantadyny i niestosowaniu jej w COVID-19. Podpisane są pod nim trzy osoby – prof. Andrzej Horban, prof. Agnieszka Mastalerz-Migas i prof. Radosław Owczyk. Mówi ono wprost o Amantadynie, że nie należy jej stosować przeciwko COVID-19, a także, że to środek nieprzebadany i nie należy jej stosować. Koniec, kropka. Nie było w tym stanowisku ani słowa o tym, że są prowadzone jakieś badania, czy testy, Tylko wezwanie, by go nie stosować.
Pytanie, w którą stronę ta polityka epidemiczna pójdzie?
Nie widzę, żeby władza kierowała się racjonalnymi przesłankami. Kieruje się owczym pędem, nieracjonalnym strachem, działaniami różnych lobby, względnie czystą polityką. I jeśli już mam wybierać, to wolę, by teraz rządzący kierowali się już tylko polityką. Czysta polityczna kalkulacja wskazuje, że im dłużej trwać będzie zamknięcie rozmaitych branż, to PIS będzie tracić. Oczywiście w ogóle najlepiej, gdyby kierowano się zdrowym rozsądkiem, walką z epidemią na podstawie danych mówiących jak wirus rozprzestrzenia się w Polsce, a nie w Stanach Zjednoczonych. Ale tego nawet teraz rząd nie robi. To już lepiej niech kieruje się polityką.