Ks. Wachowiak: Ślub jako dodatek do wesela, czy wesele jako dodatek do ślubu?

Dodano:
Ślub, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Obraz StockSnap z Pixabay
Ks. Daniel Wachowiak | Proboszcz wielotysięcznej poznańskiej parafii otrzymuje kolejny telefon od narzeczonych, którzy zaplanowali ślub w miesiącach letnich. Kapłan gorliwy, wierzący, głoszący Ewangelię. Z każdą parą rozmawia szczerze i uczciwie.

Od wielu lat martwi się zanikiem wiary w sakrament małżeństwa. Mówi o tym i teraz, gdy ze względu na COVID-19, kolejni narzeczeni odłożyli ślub. Może o rok. Kilka tygodni wcześniej rozmawiał z nimi jak brat z bliźnimi. Cieszył się, że rezygnują z życia w permanentnym grzechu śmiertelnym. Mieszkanie ze sobą przed ślubem stało się niemal powszechną praktyką wśród uważających się za katolików. Statystyki nie kłamią. Rzadko która para – zazwyczaj ta, która wzrastała w chrześcijańskiej wspólnocie – dochowuje wierności życia w przedmałżeńskiej czystości. Coraz częściej tacy młodzi są poddawani ostracyzmowi. A jednak wierzą, że czekanie na siebie ma sens. Wierzą, jakie diabelskie skutki związane są z grzechem współżycia, tworzenia quasi-rodziny, utopijnego „sprawdzania się” przed ślubem. Młodzi, zakochani katolicy, prawdziwie wierzący w Chrystusa, decydują się na pójście „pod prąd”. W rozmowach z rówieśnikami doświadczają totalnego braku chrześcijańskiej refleksji nad sposobem tworzenia związku w XXI wieku. Ocierają się o slogany, te same popularne hasła, a na wyrażane wątpliwości o trwałość związków, w odpowiedziach rozmówców słyszą naiwność.

Zanik wiary

Ten artykuł nie jest katechezą przedmałżeńską, toteż zawiodę w nim tych, którzy czekają na więcej argumentów wskazujących niekatolicką, przedmałżeńską postawę wielu par. Ten tekst nie jest również dziełkiem socjologa, czy psychologa. Rozumiem socjologiczny aspekt odkładania ślubów. Pojmuję psychologiczne elementy obecne w decyzjach wielu par, które odkładają nawet kilka razy datę zamążpójścia. Moja refleksja dotyczy zaniku wiary – i to jest sprawa najboleśniejsza.

Jak bowiem należy odebrać światopogląd katolików, którzy po przebytych naukach przedmałżeńskich, rozmowie w poradni oraz rozmowie ze swym proboszczem, pewnie też wieloma rodzicami, dziadkami nagle stwierdzają, iż przedłużają życie w grzechu śmiertelnym? Nikt ich nie zmuszał do wzięcia ślubu. Zapadła decyzja. Ale czy była w tym obecna wola wybierająca Jezusa, który pragnie pobłogosławić ich zakochanie? Jeśli tak, jakim problemem jest sfinalizowanie marzeń o małżeństwie, nawet w czasach mogących zakłócić organizację wesela? Przecież dla ludzi mających świadomość żalu za grzech, wyrażających w przedślubnym protokole tęsknotę za łaską uświęcająca, zapewniających chęć zaproszenia Chrystusa do ich życia - a w praktyce zaplanowanie spowiedzi - odłożenie wesela staje się sprawą trudną, ale czy zawsze musi się to wiązać z bezterminowym anulowaniem ślubu? Chciałoby się rzec: rozumiemy was i uwierzyliśmy wam, że chcecie zerwać z grzechem. Pragniecie poczekać ze ślubem, by potowarzyszyła temu weselna uczta. Wróćcie jednak do życia z Jezusem. Zerwijcie z grzechem. Zacznijcie na siebie czekać w przedmałżeńskiej czystości. Jeśli jednak uważacie, że nie dacie rady – pobierzcie się. Jeśli będzie trzeba, przełóżcie jedynie zabawę i tańce. Można je zorganizować np. z okazji 1szej rocznicy ślubu, albo przy chrzcie dziecka.

Ojciec Benedykt XVI już wiele lat temu wyrażał smutek, gdy dostrzegał brak wiary wśród uczestników Eucharystii. Mówił, że wiele razy Msza Święta staje się jedynie dekoracją, uroczystym punktem programu dla spotkań rodzinnych. Często Liturgia towarzysząca wydarzeniom rodzinnym jest jedynie akademią, apelem ku czci jubilatów, dzieci, czy nowożeńców. Taki stan wykorzystywania Przenajświętszej Ofiary Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa do celów jedynie antropocentrycznych podtrzymują niektórzy duchowni. Wykonywanie świeckich utworów na ślubach, czasem nawet celebrytyzm księży, dekorowanie kościoła z omijaniem Chrystocentryzmu, traktowanie ceremonii ślubnej jak wstępu do imprezy na weselnej sali, to wieloletni proces utraty wiary w obecność żywego Boga. Tak oto mamy dzisiaj zapotrzebowanie na ładnie wyglądającą kościelną uroczystość, ale nie na zaproszenie Jezusa do swego życia.

Laicyzacja młodych

Martwimy się o młodych. Ze wszystkich grup wiekowych najbardziej ulegają korozji laicyzacji. W takim zlaicyzowanym świecie stworzył się nowy system braku wartości. Zastąpił on dotychczasowe odniesienie. W sferze, gdzie do tej pory trwało małżeństwo, powstał nowy rodzaj partnerstwa. Bycie mężem/żoną staje się swego rodzaju obciachem. Zniechęcającym wzorcem są porozbijane małżeństwa rodziców. Wzorcem marzeń nieosiągalne dla dzisiejszego statystycznego młodego człowieka, często bardzo udane małżeńskie związki dziadków. Ślub sam w sobie przestał być spoiwem więzi, stał się jedynie preludium wesela. Stał się jednym z wielu możliwych sposobów partnerstwa. Przestał być świadomością, że dwoje łączą się w Tym Trzecim, Trójjedynym.

Z perspektywy wiary nie ma co się obrażać na młodych. Trzeba wyciągnąć wnioski. Przed nami znów „nowa” „nowa ewangelizacja”. Sens sakramentów odkrywa się jako efekt zrozumienia drogi Jezusa. Sensu sakramentów nie da się pojąć bez dostrzeżenia, że to, co proponuje dzisiaj świat, jest kolejną brudną iluzją. Sensu sakramentów nie da się przyjąć bez wcześniejszego uznania, że Jezus jest jedynym rozwiązaniem dla wszelkich pragnień człowieka.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...