Medioznawca o aferze w TVN: Jeśli choć 10 proc. jest prawdą, mamy wielki skandal

Dodano:
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Marcin Obara
Jeśli choć 10 proc. w liście dziennikarzy TVN jest prawdą, to jest to gigantyczny skandal i rysa na wizerunku marki, jaką jest TVN. Pamiętajmy, że w sprawie pojawiają się bardzo ważne i rozpoznawalne dla stacji nazwiska. Będzie mocna pokusa by jednak wszystko zamieść pod dywan. To byłby błąd – mówi portalowi DoRzeczy.pl dr Piotr Łuczuk, medioznawca i ekspert ds. wizerunku, UKSW.

Głośno jest o liście dziennikarzy TVN w sprawie skandalicznych sytuacji, do jakich rzekomo miało dochodzić w tej stacji. Dziennikarze piszą m.in. o zwalnianiu ludzi w wieku emerytalnym, matek wielodzietnych rodzin, czy kobiet w ciąży. A także o cenzurze. Jak Pan to ocenia?

Dr Piotr Łuczuk: Bez wątpienia mamy do czynienia z potężnym kryzysem wizerunkowym. Jeżeli choć 10 proc. tego, co znalazło się w liście jest prawdą, to jest to gigantyczny skandal i rysa na wizerunku marki, jaką jest TVN. Niektóre informacje z tego listu są porażające. Mamy kwestie zwolnień, ale już pomijając to, czytamy tam o cenzurze. Stacja miała – według autorów listu – cenzurować informacje w sprawie jednej z największych afer ostatnich lat, afery szczepionkowej. Ukrywano też informacje przed amerykańskim zarządem. Szokujące.

No tak, ale przecież takie rzeczy nie dzieją się nagle. To nie jest tak, że jeśli miałoby to być wszystko prawdą, to zaczęło się przedwczoraj, a wczoraj dziennikarze się oburzyli, a dziś opublikowali list.

No na pewno nie, zresztą wyraźnie widać w samym liście, że ta sytuacja opisywana przez dziennikarzy i pracowników stacji trwała od dłuższego czasu. Bardzo ciekawe jest to, co było tą przysłowiową kroplą, która przelała czarę goryczy i zmusiła dziennikarzy do tak radykalnego wystąpienia.

Co Pana zdaniem stacja, albo właściciel, powinien zrobić w tej sytuacji?

Mleko się już rozlało. W takiej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest pełna transparentność. Czy jednak zarząd pójdzie tą drogą? Ciężko powiedzieć. Jednak pamiętajmy, że w sprawie pojawiają się bardzo ważne i rozpoznawalne dla stacji nazwiska. Będzie mocna pokusa by jednak wszystko zamieść pod dywan. To byłby błąd.

Jak to się dzieje, że na Zachodzie media można różnie oceniać, ale jednak spełniają pewne standardy, a w Polsce niekoniecznie?

Nie chciałbym też zagranicznych mediów idealizować, tam też bywa różnie, ale faktycznie jest jedna rzecz, w której widać różnicę na korzyść mediów na Zachodzie. Tam wszyscy grają do jednej bramki. I pracownicy marketingu, i techniczni, i dziennikarze. Jest pewna zawodowa solidarność. A tu widać wyraźny podział – nieco inne cele mają dziennikarze, inne pracownicy techniczni – a ich w telewizji jest bardzo wielu, to dźwiękowcy, montażyści, operatorzy, itd., co innego wreszcie motywuje działaniami ludzi z marketingu. Każdy ciągnie w swoją stronę. Jest to sytuacja bardzo napięta. I pytanie jak polskie kierownictwo i zagraniczny właściciel z nią sobie poradzą.

Czy wyobraża Pan sobie jakieś radykalne działania ze strony właściciela – typu odsprzedanie stacji, albo „opcję zerową” i wymianę ludzi?

Wyobrazić sobie można dosłownie wszystko, ale moim zdaniem do takich znaczących zmian nie dojdzie. Bardziej spodziewałbym się jakichś spektakularnych przetasowań, dotyczących poszczególnych znanych nazwisk, będzie wysyp oświadczeń i strategia na przeczekanie. Afery polityczne są już narodowym sportem niczym piłka nożna, ale niestety pamięć Polaków bywa krótka. Więc tu także spodziewam się bardziej działań pod publiczkę, niż rewolucji w stacji, której właściciele starali się będą, by o sprawie szybko zapomniano.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...