Jaki: Polska nadal będzie znajdować się pod presją kolonizacyjną
Unia Europejska została ogłoszona Strefą Wolności LGBTIQ, a w rezolucji pojawiła się mocna krytyka polskich władz. Jak Pan skomentuje debatę na ten temat w Parlamencie Europejskim?
Patryk Jaki: Druga strona nie potrafi rozmawiać na poziomie, który przystawałby do instytucji europejskich. To najlepiej było widać po wystąpieniu Roberta Biedronia, który wyszedł na mównicę i zaczął pajacować, zamiast podjąć merytoryczną dyskusję, co jest złego w uchwałach, co należałoby zmienić, czy w Polsce są miejsca, do których on nie może wchodzić itd. Tego oczywiście nie było. Zamiast tego, odbywały się happeningi i cyrki na cały świat. My natomiast przekazujemy konkretne informacje na temat tych uchwał, przedstawiamy statystyki oraz dokumenty unijne i pokazujemy w ten sposób prawdę o Polsce.
Jak zareagował Pan na rezolucję Parlamentu Europejskiego ws. „strefy wolności LGBTIQ”?
Bez wielkiego zdziwienia. Po pierwsze dlatego, że jestem już przyzwyczajony do tego, że duża część posłów z Polski działa na niekorzyść własnego państwa, co stanowi ewenement na tle całej Europy. Można wręcz powiedzieć, że mają dziką radość, kiedy mogą uderzyć we własny kraj. Po drugie, politycy z Brukseli potrzebują tematów zastępczych w związku z kompromitacją ws. szczepień i nieudaną wizytą w Moskwie Josepa Borrella. Trzecim powodem jest fakt, że kłamstwa stały się czymś na porządku dziennym w przestrzeni UE. Dlatego opowiada się o „strefach wolnych od LGBT”, które w Polsce nie istnieją. Nie ma w Polsce miejsca, gdzie jakiś selekcjoner sprawdzałby, kto ma ją orientację seksualną. Polski rząd powinien odpowiedzieć pozwami na te kłamstwa. Czwarta rzecz jest najbardziej groźna, ponieważ chodzi o wezwanie do rozporządzenia, które zabierałoby Polsce środki.
Czy krytykowane przez Solidarną Polskę decyzje premiera Morawieckiego podjęte na niedawnych unijnych szczytach mogą przyczynić się do uzależnienia tych środków np. od realizacji postulatów LGBT?
Premier Morawiecki zapewniał, że tak nie będzie. My mówiliśmy wprost przeciwnie. Nasza wiara w różnego rodzaju deklaracje unijnych urzędników jest niewielka. Pracuję tam na co dzień i wiem, jak to wszystko działa. Czytam dokumenty, które tutaj się tworzy, a nie polityczne deklaracje. Przykro mi, że spełnia się scenariusz, przed którym przestrzegałem. Polski rząd, a zwłaszcza ludzie, którzy byli odpowiedzialni za tego typu porozumienia, powinni podjąć na ten temat refleksję. Nie można się zgadzać na łączenie funduszy, które się Polsce należą z oceną Brukseli wobec tzw. praworządności. W UE wiele decyzji podejmuje się jednomyślnie, w związku z tym są takie decyzje, których nie da się podjąć bez uczestnictwa Polski. Należy do nich m.in. wspomniana kwestia warunkowości finansowej.
Wziął Pan udział w czwartkowej debacie na forum PE ws. mechanizmu warunkowości w budżecie UE. Jakie są Pańskie wrażenia?
Nie miejmy żadnych złudzeń, że Polska będzie nadal znajdować się pod presją kolonizacyjną. Kraje Europy Zachodniej uważają, że muszą uczyć Polaków kultury. To wynika z ich przyzwyczajeń kolonialnych. Twierdzą, że ich kultura oparta na marksistowskiej inżynierii społecznej, którą chcą wprowadzać w naszym kraju. Nie miejmy żadnych złudzeń: albo będziemy walczyć, albo tę walkę przegramy.