Wolne wybory osesków
Do tej pory mama (?) będzie ono wychowywać bezpłciowo. To szerszy problem, zauważony już nawet przez poprawne płciowo korporacje, które rozpoczęły produkcję i sprzedaż neutralnych płciowo zabawek dla dzieci. Oczywiście internetowa celebrytka robi to dla rozgłosu, ale ja się już wiele razy spotkałem z takim podejściem, ale było to w starych czasach, a więc nie dotyczyło ono tożsamości płciowej, ale wychowania w ogóle, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii religijnych. Teraz dotyczy to płciowości, co już jest kolejnym poziomem odjazdu, ale o tym trochę później.
"Elegancka" pasywność
Miałem wiele rozmów tego typu, również ze swoim synem na temat wychowania wnuka. Idzie to mniej więcej tak – nie mamy prawa ukierunkowywać dziecka z góry na decyzje, do których nie dorósł, wpływać na niego, niech dorośnie na tyle, by mógł w tak znaczącej kwestii podjąć dojrzałą decyzję. Z tym, że zazwyczaj mówią tak rodzice niewierzący, bo ci wierzący mają coś do przekazania swoim pociechom.
No bo popatrzmy jakie są rezultaty takiej „eleganckiej” pasywności. To tak jakby, w celu przydania pełnej autonomii dziecku od jego urodzin, zostawić je same na skraju ruchliwej autostrady. Przecież taki szkrab może zapełznąć Bóg wie gdzie i Bóg wie kto może go przejechać. Takie zachowanie to abdykacja rodziców z odpowiedzialności za dziecko, pod pretekstem oddania go wyimaginowanej wolności wyboru. To znaczy z busoli młodego człowieka znikają rodzice, ale wszystko inne pozostaje. I taki dzieciak jest jak liść miotany przez wiatr przypadkowych spotkań i fascynacji, mogący zalecieć do byle kałuży.
I rodzic ma się na to patrzeć i nic nie robić. A wedle czego ma się wtedy kształtować tego dziecka charakter? Wedle ludzi, których spotka na swojej drodze, a którzy mogą go co najmniej mieć gdzieś albo nawet będą chcieli mu zrobić krzywdę? Ci mogą wpływać na dzieciaka – rodzice nie. Przecież od zarania ludzkości jest jasne, że to głównie rodzice są źródłem wiedzy o świecie, jego normach i regułach. Nawet jak dziecko się w okresie burzy i naporu przeciwko nim buntuje to jest to bunt wobec pewnej gotowej propozycji. Jak się będzie „wychowywać” samo, to nawet sobie nie wykształci przedmiotu buntu albo skieruje go… wobec samego siebie.
Rozbicie rodziny
W kwestiach religijnych i tak wybierze jako dorosły swoją drogę, bo nikt mu tego nie zabroni. Co w tym złego, że do pełnoletności będzie się wychowywało w wierze namawiającej do wymagającej miłości bliźniego? Co, każde podejście niż to jest lepsze? Zwłaszcza, że często kończy się aksjologiczną pustką, którą wypełnia nihilizm. Religia wymaga, zaś niebo „gwiaździste nade mną” kreuje „prawo moralne” we mnie, wedle własnego i sytuacyjnego dekalogu.
To samo, jeśli chodzi o kwestie płciowości. Abdykacja w tym względzie rodziców hoduje nie tyle niebinarność płciową, ale brak rozpoznania i identyfikacji ról przynależnych członkom rodziny. Te są ostatnio zajadle dekomponowane. Mężczyźni się feminizują, kobiety maskulinizują, na co patrzą dzieci nie mogąc odnaleźć dla siebie przyszłych wzorców. W związku z tym nie mają się z czym utożsamiać, co wydatnie zaburza młodemu człowiekowi proces podejmowania decyzji o swojej roli w życiu.
Stąd te nie tyle rozchwiane płciowo dzieciaki, ale mnożą się kompletnie nieprzystosowane społecznie postawy, które na razie zimują w kokonie rodzinnych domów, ale są nie gotowe do wyjścia spod klosza. Ten układ konserwują jeszcze „nowocześni” rodzice, którzy nie tworzą wzorców ról, są zabiegani, nie mają czasu na kontakt, którego społecznych atrybutów szukają młodzi w ułudzie wirtualnych społeczności. Konieczność odtworzenia tych relacji w realu dowiódł w ostatnim roku lockdown szkół. Młodzież, która tak (jak zwykle) utyskiwała na szkołę teraz ma problemy psychiczne, kiedy nawet lekcje przeniosły się do sieci.
Samoubezwłasnowolnienie rodziców
Podejście pani Ratajkowski jest na wskroś lewackie, choć pewnie ona o tym nawet i nie wie. Lewica zawsze wierzyła, że jak się człowieka pozbawi pęt zewnętrznych to się zaraz ujawni jego prawdziwa i zawsze dobra natura. I z tych założeń pochodzą takie eksperymenta. Pozostawmy dzieciaka samego przy tej ruchliwej autostradzie i niech sam wybiera. Ale kto ma wybrać? Niedoświadczony dzieciak ma podejmować własne wybory na całe życie? Czternastolatek ma sobie wybrać płeć do transpłciowej operacji? Żyć jak poganin do pełnoletności, bez świadomości istoty wiary swoich rodziców, czyli ich wartości? Przecież to jest samoubezwłasnowolnienie rodziców, którzy potem całe życie będą konfrontowali się z brzemieniem tych „wyborów”.
To kusząca propozycja dla leniwych rodziców, ale – powoli już – przeobrażona w prawo odetnie tych odpowiedzialnych od wpływu na wychowanie swoich pociech. Zrealizuje się więc kolejny postulat lewicy, która nie bardzo poważa rodzinę jako taką. A więc demontuje ją na wszelkie sposoby, po to by ta jedna z ważniejszych ostoi „starego”, które ma odejść została zniszczona. Tym razem rękoma samych rodziców.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.