Lisicki: Kościół znalazł się między młotem a kowadłem
Jak skomentuje Pan pomysł polityków Lewicy, którzy chcą kontrolować liczbę wiernych w kościołach?
Paweł Lisicki: Zapewne istnieją różne motywy takich działań. Pierwszym z nich jest klasyczny przykład „psa ogrodnika”, czyli zawiść wynikająca z tego, że tyle innych miejsc pozostaje zamkniętych, a kościoły wciąż są otwarte, choć ma to symboliczny charakter ze względu na nieporównywalnie mniejszą liczbę wiernych. Wielki Tydzień to przecież czas największego zaangażowania chrześcijan w praktyki religijne, tymczasem świątynie są tak naprawdę „uchylone”, a nie „otwarte”. Drugi motyw polega na tym, że dla środowisk lewicowo- liberalnych pandemia Covid-19 stała się niemal instrumentem prowadzenia nagonki na Kościół i testowania, na ile w danym momencie można sobie pozwolić. Powstało mnóstwo artykułów i programów na ten temat, jakby głównym źródłem zakażeń miała być sprawowana w kościołach liturgia. Nie ma żadnych danych, które by potwierdzały tę tezę. Ogólna niechęć do katolicyzmu kieruje tymi, którzy za wszelką cenę próbują utrudnić życie wiernym i sprawowanie kultu.
Zaostrzenie restrykcji w świątyniach to postulat nie tylko Lewicy, ale również Szymona Hołowni.
Postulat zgłoszony m.in. przez Szymona Hołownię odwołuje się do tzw. troski o nasze zdrowie. Troska to jedno, ale fundamentalne prawa osób wierzących do sprawowania kultu to druga sprawa. Moim zdaniem obecne obostrzenia idą zdecydowanie za daleko. Uważam, że rząd przekroczył pewnego rodzaju granicę. Ta granica jest dokładnie opisana w aktach prawnych, np. w obowiązującym polskie władze konkordacie.
Jak ocenia Pan reakcję Kościoła na obostrzenia wprowadzone na czas Wielkanocy?
Moim zdaniem ta reakcja jest bardzo bojaźliwa. Kościół ma z jednej strony do czynienia z rządem, który domaga się realizacji tych wszystkich obostrzeń. Z drugiej strony jest z kolei prowadzona przeciwko niemu nagonka medialna. Wystarczy popatrzeć na wielkie portale internetowe, np. Onet czy Gazeta.pl, które głównie zajmują się tym, czy ktoś chodził w kościele w maseczce, czy też nie oraz czy limit wiernych jest przestrzegany. Powiem szczerze: jeśli chodzi o tych dziennikarzy, to w ich zachowaniu widzę coś obrzydliwego. Takie tropienie ludzi na każdym kroku, pilnowanie, czy w świątyni nie znalazła się o jedna osoba za dużo, nie ma nic wspólnego z normalną pracą dziennikarską. To forma nagonki prowadzonej przeciwko ludziom wierzącym, którzy korzystają ze swoich podstawowych, konstytucyjnych praw. Pozostaje jeszcze argument dotyczący troski o zdrowie. Pomijając kwestie religijne, możliwość uczestniczenia we Mszy św. czy nabożeństwie w trakcie Wielkiego Tygodnia jest dla wielu katolików czymś, bez czego nie wyobrażają sobie życia. W oczywisty sposób rzutuje to na ich zdrowie psychiczne i nie tylko. Twierdzenie, że dla dobra wiernych zamkniemy kościoły jest czymś, co bardzo źle mi się kojarzy i w żaden sposób mnie nie przekonuje. Wracając do Kościoła, znalazł się on między młotem a kowadłem, czyli napierającym rządem a medialną nagonką, czego efektem jest wspomniana bojaźliwa postawa.