Co ze Zjednoczoną Prawicą? Prof. Chwedoruk: Kolejny odcinek brazylijskiej telenoweli

Dodano:
Rafał Chwedoruk Źródło: PAP / Marcin Obara
Wcześniejsze wybory, czy rozpad koalicji nie opłacają się nikomu. Mamy więc do czynienia z brazylijską telenowelą, ale z żadnego jej odcinka nie należy wyciągać daleko idących wniosków – mówi portalowi DoRzeczy.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog, Uniwersytet Warszawski.

Od kilku miesięcy słyszymy o dość poważnym kryzysie koalicyjnym. Jednak teraz prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej”, w którym mówi, że nie wyklucza wcześniejszych wyborów. O „awuesizacji” wspomina wicepremier Jarosław Gowin. Czy można w ogóle stwierdzić, w którą stronę to pójdzie?

Prof. Rafał Chwedoruk: Najbardziej realnie można powiedzieć, że w żadną.

Jak to?

Polityka ma to do siebie, że łatwo ustalają się nowe normy, krucha równowaga. Dla każdej ze stron zrobienie kroku na przód, to ogromne ryzyko. Dla koalicjantów PiS odejście z koalicji nie wzmocni ich pozycji, ale pozbawi benefitów związanych z udziałem we władzy. Stąd też możemy się spodziewać, że gdy sytuacja będzie już „graniczna”, Porozumienie i Solidarna Polska same zrobią krok w tył. Dla Prawa i Sprawiedliwości z kolei alternatywą jest albo utrzymanie obecnej koalicji, albo mniejszościowy rząd.

A wariant z powołaniem szerokiej koalicji ugrupowań dotychczas opozycyjnych, z lewicą, PO, Gowinem i PSL-em?

Ta koalicja jest jeszcze mniej prawdopodobna niż było to rok temu. Jest tak z uwagi na trwającą pandemię. Dopóki ona trwa, to koalicji ugrupowań opozycyjnych nie będzie. Natomiast to, co słyszymy ze strony PiS, to ostrzeżenie wobec koalicjantów. Czas gra na ich niekorzyść. Z prostej przyczyny – PiS i tak sobie poradzi. Albo jako partia rządząca, albo największa formacja opozycyjna. Koalicjanci zaś nie mają szans startując samodzielnie, a więc byliby zmuszeni do koalicji z innymi podmiotami. Nie mając najmniejszych szans na to, że osiągną pozycję taką, jak w rządzie Zjednoczonej Prawicy.

Jednak spór jest widoczny. W tej kadencji koalicja rządząca wygląda zupełnie inaczej niż w poprzedniej, gdy wydawała się monolitem.

Już rok temu, a w zasadzie wcześniej, bo już przy podziale mandatu było oczywiste, że w koalicji będą tarcia i spory. Koalicjanci PiS uzyskali po prostu więcej mandatów w Sejmie niż cztery lata wcześniej. Ale jednocześnie wcześniejsze wybory, czy rozpad koalicji nie opłacają się nikomu. A więc mamy do czynienia z brazylijską telenowelą, ale z żadnego jej odcinka nie należy wyciągać daleko idących wniosków.

Jednak w 2007 roku wybory też koalicjantom – PiS, Lidze Polskich Rodzin i Samoobronie się nie opłacały, a jednak Jarosław Kaczyński poszedł na starcie. W efekcie PiS stracił władzę na osiem lat, a koalicjanci praktycznie przestali się liczyć, nie weszli do Sejmu. Może racjonalność nie jest tym, czym kierują się politycy?

Jednak sytuacja w 2007 roku była inna, bo obie główne strony sporu parły do starcia. I dla PiS i dla PO było ono opłacalne – PO wygrała, PiS zmonopolizował prawą stronę, a bipolarny podział się umocnił. Teraz ani PiS nie chce ryzykować wcześniejszych wyborów, ani nie opłacają się one Platformie Obywatelskiej. Realne scenariusze to albo trwanie Zjednoczonej Prawicy w dotychczasowej formule, albo, gdyby nawet doszło do rozłamu w koalicji, rząd mniejszościowy. W takiej sytuacji droga koalicjantów będzie znacznie maleć, bo samodzielnie nie mają oni najmniejszych szans.

Jednak partia Gowina prowadzi rozmowy z ruchem Kukiza, łączy się ją też z PSL-em, więc może przetrwać. Tymczasem w Solidarnej Polsce jest przeświadczenie o tym, że formacja ta samodzielnie ma szansę dostać się do Sejmu, być liczącym graczem na prawo od PiS?

Nawet gdyby Solidarna Polska uzyskała lepszy wynik niż w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku, gdy zdobyła ponad 3 proc., miałaby szansę na maksymalnie rozpaczliwą walkę o wejście do Sejmu. Oczywiście, że z uwagi na osobistą popularność lidera Solidarnej Polski formacja ta miałaby jakieś szansę, w przeciwieństwie do Porozumienia Jarosława Gowina, które nie liczy się w ogóle. Ale ta szansa to maksymalnie przekroczenie progu. Byłoby to poparcie raczej dające koło poselskie, niż klub. I koło takie nie miałoby silnej pozycji w Sejmie, co najwyżej mogłoby być znów koalicjantem dla PiS, gdyby partii tej brakło kilku głosów do większości. Jednak w takiej konfiguracji pozycja Solidarnej Polski byłaby dużo słabsza, niż jest dziś.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...