"Mówi A, ale robi wszystko, żeby nie powiedzieć B". Komentarze po ogłoszeniu raportu NIK
Podczas konferencji prasowej szef prezes Najwyższej Izby Kontroli poinformował, że raport NIK wystawia negatywną ocenę ws. przygotowania do wyborów prezydenckich, które miały się odbyć 10 maja w formie korespondencyjnej. Banaś wskazał, że jedynym uprawnionym do tego organem była Państwowa Komisja Wyborcza, a dokonanie tego na podstawie decyzji administracyjnej "nie powinno mieć miejsca".
Prezentacja raportu NIK jest komentowana w mediach społecznościowych. "Jestem głęboko rozczarowany raportem NIK-u. Chwilami było wrażenie, że słuchamy konferencji partii opozycyjnej" – napisał Jacek Karnowski. Z kolei środowiska związane z opozycją domagają się wyciągnięcia odpowiedzialności.
"Marian Banaś mówi A, ale robi wszystko, żeby nie powiedzieć B. Na ewentualne zgłoszenie do prokuratury polityków nadzorujących wybory korespondencyjne poczeka na dalsze ustalenia, dokumenty, analizy, kontrole. Czyli szachowanie się NIK-u i KPRM będzie trwało" – ocenił Marcin Makowski.
"Premier nie miał uprawnień"
Zdaniem NIK, nie było żadnych podstaw prawnych do tego, żeby premier Mateusz Morawiecki wydał jakiekolwiek polecenia ws. przygotowania wyborów.
– Nie było podstaw prawnych do tego, żeby prezes Rady Ministrów wydawał jakiekolwiek polecenia związane z wykonaniem wyborów – przekazał Bogdan Skwarka z NIK. – W tym okresie obowiązywała ustawa Kodeks wyborczy. Ta ustawa ustalała organy, które są odpowiedzialne za organizacje wyborów – tłumaczył.
– W opinii departamentu prawnego jest wskazane jakie konsekwencje może ponieść premier w razie podpisania decyzji o organizacji wyborów – dodał Skwarka.
Jak zaznaczał, dopiero 8 maja, czyli dawno po podjęciu decyzji, premier zlecił ministrowi Dworczykowi, zlecenie opinii. Łączny koszt ekspertyz to prawie 149 tys. zł. –Te decyzje były wydawane szybko, bez analizy. Zapytaliśmy, czy przed wydaniem decyzji robiono szacunki, ile będzie to kosztowało, co się stanie, gdy nie dojdzie do głosowania. Nie dostaliśmy żądnych odpowiedzi, bo takich szacunków nie robiono – mówił dalej.
Brak umowy z PWPW i złamana ustawa o RODO
Według ustaleń NIK, nie doszło również do zawarcia umowy z PWPW, która mimo to rozpoczęła druk kart wyborczych. Jak ocenia Izba, powodem braku umowy były wątpliwości dotyczące podstaw prawnych.
Uznano również, że doszło do naruszenia ustawy o RODO, ponieważ tylko PKW mogła posługiwać się danymi wrażliwymi Polaków. – W dniu, kiedy Poczta Polska zażądała danych osobowych, nie było żądnej normy prawnej, która by uprawniała ten podmiot do takiego żądania. Jedynym podmiotem, która mogła to zrobić była Państwowa Komisja Wyborcza – zauważył Skwarka.
71 mln 880 600 zł - to kwota, jaką wystawiła Poczta Polska za organizację wyborów, które się nie odbyły. 4 mln 646 800 zł – to kwota od PWPW. Łączny koszt to 76 mln 527 tys. 400 zł – informuje NIK.