Ks. Isakowicz-Zaleski: Możliwe, że zamach na Jana Pawła II planowały służby PRL
Jak wspomina Ksiądz 13 maja 1981 roku?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: To było rzeczywiście niezapomniane wydarzenie. W tym dniu jako nowo wyświęcony diakon wraz ze swoimi kolegami pełniłem posługę duszpasterską w katedrze na Wawelu. Po nabożeństwie majowym podszedł do nas jeden z księży i powiedział, że słyszał w Radiu Watykańskim, iż na Placu św. Piotra strzelano do Ojca Świętego. Był to dla nas ogromny szok i od razu po powrocie udaliśmy się do Kościoła Mariackiego przy Rynku Głównym w Krakowie. Świątynia została wówczas otwarta i spontanicznie zaczęły gromadzić się tam wierni. Wieczorem kard. Franciszek Macharski odprawił Mszę Świętą i przez całą noc trwało czuwanie modlitewne. Podobnie działo się w innych parafiach na terenie Archidiecezji Krakowskiej i całej Polski. Środowiska studenckie wyszły ze spontaniczną inicjatywą, aby zorganizować Biały Marsz. Kard. Macharski z aprobatą przyjął ten pomysł i w niedzielę po 13 maja na krakowskich Błoniach zebrała się młodzież akademicka i mieszkańcy miasta, a były to dziesiątki tysięcy ludzi. Nazwa wydarzenia wynikała z tego, że na prośbę organizatorów wszyscy przychodzili ubrani na biało, co miało oznaczać pokój i zgodę między ludźmi. Ten marsz przeszedł ulicami Krakowa na Rynek Główny, gdzie przed Kościołem Mariackim ustawiony był ołtarz polowy i została odprawiona Msza Święta. Wówczas po raz pierwszy jako diakon rozdawałem Komunię św. To było dla mnie ogromne przeżycie, przede wszystkim na spontaniczny charakter całej akcji. Później przerodziło się to w trwały pomysł organizowania pieszych pielgrzymek z Krakowa na Jasną Górę w podziękowaniu za uratowanie Ojca Świętego. Od tego czasu, ro roku są organizowane pielgrzymki do Matki Bożej Częstochowskiej.
Od tamtego wydarzenia mija 40 lat, a wciąż niewiele wiemy na ten temat.
Rzeczywiście, to jest zadziwiające, że pomimo upływu 40 lat, w sytuacji, gdy wciąż żyje główny sprawca zamachu, czyli Ali Agca, który strzelał do papieża, wciąż do końca nie wiadomo, kto i dlaczego wydał rozkaz zabicia Jana Pawła II. Oczywiście wszystkie dotychczasowe ślady prowadzą do Moskwy i można z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to była robota KGB. Nie ujawniono natomiast do końca, jakie były mechanizmy i jak to przygotowano. Wiemy np., że oprócz Ali Agcy na Placu św. Piotra obecni byli inni zamachowcy. Pojawił się też ślad bułgarski, ponieważ wykryto zaangażowanie dyplomatów – mówiąc inaczej – oficerów specjalnych bułgarskiej bezpieki, będących tylko i wyłącznie przedłużeniem KGB. Istnieje również wiele przesłanek, że zamach był przygotowywany przez służby PRL.
Jakie to przesłanki?
Po wyborze na Stolicę Piotrową Jan Paweł II zaczął ściągać do Watykanu wielu polskich duchownych, siostry zakonne oraz ludzi świeckich. Służba Bezpieczeństwa na polecenie KGB zaczęła wówczas bardzo mocno infiltrować to środowisko. Niestety, udało się jej zwerbować kilku agentów, którzy przez cały czas pontyfikatu przekazywali bardzo ważne informacje do centrali w Warszawie. Pisząc książkę „Księża wobec bezpieki”, dotarłem do kilku ciekawych sytuacji, które dzisiaj są już dobrze opisane, ale wtedy nie byłem w stanie rozpoznać wszystkich pseudonimów. Są jednak publikacje, np. prof. Sławomira Cenckiewicza, którzy wymieniają wszystkich agentów z imienia i nazwiska.
Czyli to kolejny dowód tego, jakim zagrożeniem był pontyfikat Jana Pawła II dla systemu komunistycznego?
Oczywiście. O ile dla większości świata Jan Paweł II był postacią egzotyczną, ponieważ pochodził z kraju, o którym mało kto wiedział, gdzie leży, to komunistyczne służby znały go bardzo dobrze i starały się rozpracować. Stąd od wielu lat zbierano na niego donosy. Komuniści doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że papież pochodzący z Polski jest ogromnym zagrożeniem dla całego bloku wschodniego. Ich przypuszczenia były zresztą bardzo słuszne, bo w dużym stopniu Ojciec Święty przyczynił się nie tylko do powstania zrywu społecznego, którym była „Solidarność”, ale w konsekwencji do obalenia komunizmu. Bezpieka robiła zatem wszystko, aby mu w tym przeszkodzić. Wyrok śmierci na papieża prawdopodobnie został wydany w Moskwie. Nie mamy na to jednak twardych dowodów, a jedynie przypuszczenia, analizy i syntezy pewnych działań. Faktem jest, że KGB i SB bardzo dokładnie zacierały wszelkie ślady swojego udziału w tej sprawie. Dzisiaj są one praktycznie zniszczone, pozostały jedynie skrawki na temat tego, jakimi metodami przygotowywano zamach i udziału w całej akcji nie tylko Ali Agcy, lecz całej grupy osób.
Jak w historię zamachu i uratowania życia Jana Pawła II wpisuje się kontekst Orędzia Fatimskiego?
Obok faktów czysto historycznych i politycznych, które wiążą się z zamachem na Ojca Świętego, pozostają jeszcze fakty religijne, szczególnie ważne dla ludzi wierzących. Przede wszystkim chodzi o datę 13 maja. W Kościele katolickim od dziesiątków lat wspomina się wówczas początek objawień Matki Bożej w Fatimie w 1917 roku. Przez kilka kolejnych miesięcy Maryja ukazywała się trójce pastuszków w tej małej wiosce w Portugalii. Przesłaniem tych objawień było wezwanie do modlitwy o nawrócenie świata, szczególnie Rosji. Trzeba pamiętać, że działo się to jeszcze w trakcie I wojny światowej i tuż przed wybuchem rewolucji październikowej. Była to zapowiedź tego, że przeciwko rodzącemu się systemowi totalitarnemu bronią jest nie karabin czy szabla, ale modlitwa. Ojciec Święty bardzo świadomie rok po zamachu pojechał do Fatimy, aby podziękować Matce Bożej za uratowanie życia. Tam, o czym mało się mówi, doszło do kolejnej próby zamachu, tym razem napastnikiem był duchowny z ruchu sedewakantystów. To bardzo ważne dla ludzi wierzących, że Maryja miała w swojej opiece Jana Pawła II, a sam papież miał tego świadomość. Według relacji świadków, Ojciec Święty prosił o przedstawienie mu Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej, spisanej przez siostrę Łucję.
13 maja przypada jeszcze jedna ważna rocznica, mianowicie mija 120 lat od urodzin rotmistrza Witolda Pileckiego. Czego dzisiaj możemy uczyć się od tej postaci?
Jest to postać niesłychanie ważna dla współczesnej historii Polski. To oficer Wojska Polskiego, który miał odwagę dobrowolnie udać się do KL Auschwitz. Sprowokował sytuację, w której został aresztowany, aby rozpoznać sytuację oraz stworzyć struktury konspiracji. Na tym nie kończy się jednak jego bohaterstwo. Po ucieczce z KL Auschwitz przekazał Polskiemu Państwu Podziemnemu, które poinformowało aliantów, co dzieje się w niemieckich obozach zagłady. Jako oficer Armii Krajowej walczył w Powstaniu Warszawskim, następnie udał się na Zachód, aby znowu wrócić do kraju. Tym razem tworzył struktury konspiracyjne przeciwko nowemu, komunistycznemu okupantowi. Został aresztowany i po straszliwych torturach zamordowany. Trzeba podkreślić, że był on nie tylko gorącym polskim patriotą, ale również głęboko wierzącym katolikiem. Siły potrzebne do tych wszystkich heroicznych czynów czerpał przede wszystkim z miłości do Pana Boga, Ojczyzny i drugiego człowieka. Obok św. Maksymiliana Kolbe, który dobrowolne poszedł na śmierć za współwięźnia, błogosławionych 108 męczenników oraz wielu bezimiennych osób, Witold Pilecki należy do bohaterów, którzy zginęli z rąk Niemców, Sowietów czy ukraińskich nacjonalistów, tylko dlatego, że byli Polakami. Co więcej, jako duchowny mogę dodać, że doceniam starania środowisk apelujących o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Rotmistrza. Witold Pilecki był wzorem chrześcijanina, to postać wręcz nieskazitelna. Mam nadzieję, że doczekamy chwili, w której polski bohater, zapomniany przez tak wiele lat, będzie błogosławionym Kościoła katolickiego.