Don Filippo Neri: "Rzymski Sokrates" - święty, bo uśmiechnięty
Filip Neri, w Polsce zwany dawniej Nereuszem, to jeden z tych świętych, których barwne biografie musiały doczekać się ekranowej odsłony. I tak, gdy oglądamy piękny film Preferisco il paradiso („ja wolę niebo”), uderza nas rozczulający ładunek szczerej radości, serdeczności, przyjaźni, dobroci i zaangażowania, jaki bije od przedstawionej przez reżysera Giacomo Campiotti postaci Świętego. Przez cały film snuje się, niczym refren, przyśpiewka Preferisco il paradiso, a dobrotliwy uśmiech Filipa Neri nie znika z jego pogodnej wewnętrznym słońcem twarzy.
26 maja Kościół wspomina postać, której bogactwo i indywidualizm oddają dwa tytuły, jakie lud katolicki nadał św. Filipowi:
Drugi Apostoł Rzymu...
Filip Neri został określony drugim Apostołem Rzymu (oczywiście po św. Piotrze). Tytuł ten w piękny sposób oddaje obecną w katolickiej religii synergię pomiędzy tym, co „wielkie” i tym, co, chciałoby się rzec, „ujmująco skromne”, pokorne, odmalowujące, niczym misterna i zachwycająca miniaturka, ideał naśladowania naszego Pana Jezusa Chrystusa.
I tak z jednej strony mamy pierwszego papieża, który poszedł w ślady Chrystusa aż do ukrzyżowania na Wzgórzu Watykańskim, a z drugiej wesołego kapłana, który nie przyjął paliusza kardynalskiego z rąk Grzegorza XIV i mawiał, że „Bóg jest pełen radości, dlatego diabeł ucieka przed prawdziwą radością”. Dwóch Apostołów Rzymu – niczym dwie strony Boskiej natury.
... i rzymski Sokrates
W dziejach miast pojawiają się czasem postacie, które genius loci noszą za pazuchą. Takim był Sokrates dla Aten. Takim był Filip dla Wiecznego Miasta. Ulice XVI-wiecznego Rzymu tętniły jego duszą, jego uśmiechem, jego nauczaniem i anegdotami, których był bohaterem. We wspomnianym włoskim filmie Preferisco il paradiso pojawia się scena, w której „zatroskany” nieprzyjaciel św. Filipa donosi lokalnej hierarchii, że don Filippo, o zgrozo, był widziany, jak wchodził do domu publicznego.
Zbiegają się więc purpuraci, aby przyłapać „niecnotę” na grzesznym folgowaniu, po czym na miejscu okazuje się, że Filip spokojnie siedzi na łóżku i uśmiechem rozprawia na temat miłości Pana Jezusa i przebaczenia grzechów, podczas gdy pracownice domu uciech słuchają jak zauroczone, przycupnąwszy u stóp łoża z baldachimem.
Niezależnie od tego, czy taka scena faktycznie miała miejsce, należy zauważyć, że tak jak Sokrates był dostępny dla wszystkich, ponieważ wierzył, że wiedza na temat dobra i prawdy czyni ludzi lepszymi, tak Filip Neri stał się „wszystkim dla wszystkich” i nie stronił od najciemniejszych zaułków miasta, aby wszystkich zjednać dla Chrystusa i pociągnąć do zbawienia.
Święty do tańca i do Różańca
Co było tajemnicą Świętego, z powodu której zjednywał sobie największych wrogów i najbardziej zatwardziałych grzeszników? Co dawało mu siłę, by codziennie przemierzać ulice w poszukiwaniu serc spragnionych miłosierdzia i łaski? Co sprawiało, że potrafił przeżywać w samotności mistyczne doznania, a na co dzień za pan brat z ludnością Rzymu przeżywać wszystkie jej troski i radości? Co czyniło go przyjacielem sierot, wdów i każdego człowieka dobrej woli, nieważne – arystokraty czy bezdomnego?
Źródłem takiej postawy mogło być tylko i wyłącznie umiłowanie Najświętszego Serca Jezusowego, w którym pogrążał się bez reszty, tak że nieraz widziano, jak unosił się nad ziemią podczas modlitwy. Pewnego razu tak niemetaforycznie napełnił swoje serce miłością do Trójcy Przenajświętszej, że poczuł, jak powiększa się ono, dosłownie rozpychając żebra, co potwierdziła po śmierci Świętego komisja lekarska.
„Panie, nie ufaj Filipowi” – mawiał do Boga, co wyrażało jego dążenie do wolności od własnego ego. „Żywot rzymskiego Sokratesa to wciąż aktualny podręcznik odważnego, żywego duszpasterstwa, które wychodzi do ludzi, a nie tylko na nich czeka. To także lekarstwo przeciwko nadętej celebracji własnej osoby, do której niestety my, duchowni, mamy skłonności” – pisze z okazji dzisiejszego wspomnienia ks. Tomasz Jaklewicz na łamach portalu Wiara.pl.
Oprócz działalności stricte pasterskiej oraz posługi „ulicznego kaznodziei” Filip organizował koncerty, przedstawienia, czy też wykłady i debaty poświęcone historii i sztuce w założonym przez siebie słynnym Oratorium przy kościele św. Hieronima della Carità.
Czułe serce i wielkie dzieła apostolskie
O św. Filipie czytamy dziś również na łamach PCh24.pl: „Don Filippo był człowiekiem niezwykle czułego serca – podczas odprawiania Mszy Świętej, gdy przychodziło do ofertorium i nalewał do kielicha wino, które niedługo miało przemienić się w Najdroższą Krew Pańską, ręce tak mu drżały ze wzruszenia, iż musiał zapierać się łokciami o ołtarz, by ukończyć ofiarowanie”.
Jego działalność nie ograniczała się jednak do paradowania po ulicach Rzymu i wylewania serdecznych łez nad Kielichem Pańskim. Don Filippo doradzał papieżom, był kierownikiem duchownym wyższych rangą hierarchów Kościoła, a przede wszystkim założycielem zgromadzenia zakonnego filipinów, które dziś znane jest z pielęgnowania nieziemskiego piękna katolickiej liturgii wszech czasów, zwanej potocznie Mszą Trydencką.
Na koniec tej litanii zasług i tytułów, można dodać jeszcze jedno określenie: włóczęga Boży. Choć kochał ciszę modlitwy, kościelne mury nie były jego żywiołem, nie zamykały w sobie ognia, którym płonęło jego serce. Pod gołym niebem, w ciemnych zakamarkach Rzymu i ludzkich serc – tam czuł się najlepiej, tam odnajdował żywego Chrystusa, któremu służył i którego wskazywał ludziom. Był wolny, prawie jak kloszard – ciśnie się na usta – lecz z tą różnicą, że spod czerni jego szaty (znaku oddzielenia od świata dla Chrystusa) wydobywał się promienny uśmiech, a duszę otaczała pociągająca wszystkich do Boga woń cnót i autentycznej wierności kapłańskiemu powołaniu.