Siarkowska: Lockdown to narzędzie bardzo kosztowne i nieefektywne
Do mediów przedostała się informacja, że rząd planuje kolejny lockdown jesienią. O czym to świadczy?
Anna Siarkowska: O tę sprawę należy zapytać ministra zdrowia lub premiera, ponieważ musimy pamiętać, że decyzje dotyczące kolejnych obostrzeń nie są tak naprawdę podejmowane na forum rządu, a tym bardziej nie powiadamia się o nich Sejmu. Jest to oczywiście złamaniem konstytucji, ponieważ jakiekolwiek ograniczenia praw i wolności obywatelskich mogą być dokonywane wyłącznie na zasadach określonych w konstytucji i tylko w drodze ustawy przez Sejm. Tymczasem wszystko się dzieje jak dotychczas, czyli drogą rozporządzeń ministra zdrowia. Z tego powodu z całego procesu wyłączeni są posłowie. 1,5-roczne doświadczenie pokazało, że lockdown nie działa i nie przynosi żadnych wymiernych korzyści, a same straty.
Przypomnijmy tylko, że pierwsza taka sytuacja, która została wprowadzona na wiosnę 2020 roku, kosztowała polskich podatników ponad 270 miliardów złotych. I to w sytuacji, kiedy budżet Ministerstwa Obrony Narodowej oscyluje wokół 40 kilku miliardów złotych. Pozwala nam to wyobrazić sobie skalę strat, które wygenerował tylko jeden lockdown. Jest to narzędzie bardzo kosztowne, ale jednocześnie nieefektywne. Nikt do tej pory nie zmierzył też w sposób rzetelny kosztów. Mimo kolejnych lockdownów, bo już mieliśmy ich tak naprawdę trzy o różnej intensywności, problem związany z zakażeniami COVID-19 nadal istnieje i żadne zamrożenie gospodarki go nie rozwiązuje.
Czy to wszystko można traktować jako dowód tego, że program szczepień nie do końca przyniósł zamierzone rezultaty?
To jest pytanie medyczne i wolałabym, żeby na tego rodzaju kwestie odpowiadali jednak lekarze i eksperci, którzy zajmują się na co dzień tymi tematami oraz posiadają odpowiednie dokształcenie. Chciałabym natomiast odnieść się do obecnej sytuacji w Izraelu, gdzie społeczeństwo należy do najbardziej "wyszczepionych", jeżeli używamy takiej nomenklatury. Zakażenia w Izraelu jednak z powrotem rosną, obostrzenia mają być przywracane i tam już wprost mówi się o konieczności przyjęcia trzeciej dawki preparatów. Zatem sytuacja w Izraelu tak naprawdę falsyfikuje tę tezę, która została przez pana redaktora przedstawiona.
Zainterweniowała Pani przeciwko utworzenia ośrodku dla imigrantów w miejscowości Dziewieniszki niedaleko Wilna, zamieszkałej prawie wyłącznie przez Polaków. Dlaczego?
W ubiegły weekend brałam udział w rodzinnym zlocie turystycznym Polaków na Wileńszczyźnie. Zostałam tam zaproszona przez Związek Polaków na Litwie, czyli największą organizację złożoną z naszych rodaków w tym rejonie. Miałam okazję ich bliżej poznać, zobaczyć, jak ogromnymi są patriotami oraz z jaką czułością mówią o swojej ojczyźnie, czyli Wileńszczyźnie, ale również o Macierzy jak nazywają Polskę. Dzięki temu, że mogłam poznać tych ludzi, miałam okazję zapoznać się z ich mentalnością i problemami. W momencie, kiedy usłyszałam, że jednoczą się wokół sytuacji Polaków w Dziewieniszkach, postanowiłam tam po prostu pojechać. Bardzo zależało mi na tym, aby ich wesprzeć i przekazać, że Polska ich nie zostawi, że my ich nie zostawimy. Sama oczywiście również poinformowałam nasze władze o okolicznościach, w jakich tam żyją Polacy. Cały czas liczę na reakcję premiera oraz naszego rządu. Wydaje mi się, że naszym obowiązkiem jest, ażeby Polaków, którzy żyją na tych ziemiach od 700 lat nie zostawić samych, nie tylko pod względem moralnym. Jeżeli dzisiaj pomagamy Litwie w kryzysie migracyjnym, to powinniśmy zażądać od Litwy, ażeby nie rozwiązywała swojego problemu migracyjnego kosztem polskiej mniejszości narodowej.