Sprawa księdza Oko
Ksiądz Oko, normalnie powinien być nazywany profesorem, ale gdzie mu tam do profesury. Teologia to nie nauka, za to byle ciura, co skończył jakiś wydział „miękki” i habilitował się z „wyższej szkoły gotowania na poprawnościowym gazie”, nawet magister Stępień, w mediach słusznościowych, jest tytułowany jako profesor. Ale zostawmy tę tytulaturę. Ksiądz Oko jest naukowcem od dziedzin niewłaściwych, zaś jego dwie największe prace dotyczą teoriopoznawczych podstaw genderyzmu i nihilizmu. No, gorzej być już nie mogło. Ksiądz, profesor, Oko był dla mediów postępowych dyżurnym Czarnym Ludem, zwłaszcza, że z tą swoją specjalizacją był równocześnie duszpasterzem krakowskich środowisk lekarskich. Tak, że z tym wszystkim był w centrum walki o dusze roznosicieli nowych mód społecznych, które szukały uzasadnienia w naukach medycznych. Gdy już wiemy kto zacz i czemu oraz przez kogo jest nielubiany, przystąpmy do meritum.
Wyrok niemieckiego sądu
Teraz sprawa. Niemiecki sąd skazał go (w trybie bezprocesowym, czyli nakazowym, bez słuchania stron i przedstawienia dowodów, ale to my, Polaken, mamy luki w praworządności) na grzywnę 4.800 euro z zamianą na 120 dni aresztu. Za co? Otóż sąd twierdzi, że ksiądz Oko, wraz ze współautorem księdzem, też profesorem, Johanesem Stohrem dopuścili się mowy nienawiści skierowanej wobec homoseksualistów. Inkryminowany artykuł obu kapłanów ukazał się w piśmie naukowym „Theologishes”. Najciekawsze jest to jak to trafiło do sądu. Na obu autorów doniósł ksiądz Wolfgang Rothe, tak ten sam, który będąc wicedyrektorem seminarium prowadził je w ten sposób, że „Corriere dela Sera” napisała o tym miejscu, iż jest to „jaskinia potwornych pedofilów, teatr perwersji, habsburska Sodoma. Seminarzyści i ich przełożeni, zamiast się modlić, chętnie brali udział w homoseksualnych orgiach, zabawach erotycznych i wypełniali noce alkoholem oraz seksem”. Cała sprawa wyszła na jaw po opublikowaniu w mediach zdjęć, na których rektor seminarium Ulrich Küchl kładzie rękę na genitaliach jednego z kleryków, a ks. Rothe całuje się z innym klerykiem. Austriacka policja znalazła na seminaryjnym komputerze ponad 40 tys. zdjęć i filmów pornograficznych – w tym zawierających seks ze zwierzętami i gwałt na pięcioletnim chłopcu.
Jak pisze Ordo Iuris: „Po tym skandalu ks. Rothe został wikarym na przedmieściach Monachium, gdzie publicznie błogosławi w kościele pary homoseksualne. Otrzymał już za to „ostrzeżenie kanoniczne”, które może być początkiem procesu usuwania księdza ze stanu kapłańskiego. Jak widać, własne problemy nie przeszkadzają mu w ściganiu kapłanów i naukowców badających szkodliwą działalność przestępczej siatki w Kościele”.
Dobra, tyle autor donosu i źródła jego „oburzenia”. Co tak naprawdę znajduje się w artykule? Księża opisali sposób działania tzw. „lawendowej mafii”. Nieformalnego związku wewnątrz Kościoła, który nie tylko promował i chronił swoich, ale głównie czynił to w obronie ich dewiacji homoseksualnych i pedofilskich. Cechą wspólną, znakiem wtajemniczenia, był tej grupy homoseksualizm. Praca na ten temat była dobrze udokumentowana, z poważnymi źródłami, w których były również bezpośrednie wypowiedzi papieży na ten temat. Oczywiście autorzy będą się odwoływać i bronić (ja bym tam poszedł na 120 dni do aresztu, byłby niezły buzzing), ale sprawa jest na tyle symptomatyczna, że do pociągnięcia w kategoriach ogólnych.
Jurgieltnicy
Po pierwsze – poznasz człeka po wrogach jego. Od razu odezwał się chór wujów, co to mają okazję by przyszpilić znienawidzonego księdza. Wpisy – dziennikarzy, a jakże: „Nareszcie”, „W końcu”, czy naszego guru od wieszania tablic o strefach LGBT to pikuś. Kozy skaczą myśląc, że to drzewo pochyłe. W końcu to niezawisły (w powietrzu chyba) sąd w Kolonii orzekł i to po naszej myśli, ten nienawistnik tu się po Polsce bez kary panoszył, i widać jakie my tu mamy sądy, że tylko w wolnych krajach można takiego złapać i osądzić. (Nota bene jestem ciekawe egzekucji tego niemieckiego wyroku na polskim obywatelu, może jakaś widowiskowa ekstradycja, to byłby ubaw). Jurgieltników chętnych do pomocy, dostarczeniu kija co ma dwa końce, które biją jeden po polsku, a drugi po niemiecku, jest ci u nas dostatek (ale i te przyjmiemy jako wróżbę zwycięstwa – sorki, nie mogłem się powstrzymać). Taki już nasz los w kraju pomiędzy Odrą a Bugiem. Ale miałem wrócić do spraw ogólniejszych.
Otóż larum odporowe zagrali i odezwał się chór obrońców. Nawet mnie zastanowił ten automatyzm w przypadku redaktora Ziemkiewicza, bo on ma niezły słuch w tę stronę. Otóż „druga strona” obruszyła się, że sąd zadziałał ideologicznie i chroni grupę przestępczą w Kościele tylko dlatego, że jest homoseksualna. Że tym samym „sędziowie koloniści” rozszerzają (tylko w jedną stronę) działanie gilotyny „mowy nienawiści”, co luzuje winnych z odpowiedzialności tylko dlatego, że są oni udrapowani w kolory tęczy. Właściwie tu można by było skończyć, pokiwać smutnie głową, że znowu i pójść szukać nowych tematów. A ja myślę, że sąd (w tym wypadku bardziej postępacki niż nadgorliwy) wydał wyrok, który ma inne znaczenie. O mafii homoseksualno-pedofilskiej nie może mówić ksiądz. Bo to dawałoby jakiś pozór, że Kościół chce się samooczyścić. A tak nie może być. Kościół ma kluczyć, zacierać ślady, chronić bestie, a nie robić śledztwa. O tym kogo i kiedy będziemy ujawniać z tych patologii mamy zdecydować my. I prędzej będzie ujawniony jakiś drań z wiejskiej parafii, niż dobrze zorganizowana mafia wewnątrz Kościoła.
Sygnalista skazany
Bo ten wrzód ma gnić. I jeśli tego chcemy, to nie możemy usuwać jego głównego źródła zakażenia. O tym co i kiedy ujawniamy mają decydować kolejne Sekielskie, bo to oni regulują zbieranie się ropy w tym wrzodzie i decydują kiedy widowiskowo jej upuścić. Dlatego, paradoksalnie, zorganizowane formy zinstytucjonalizowanego zboczenia będą w Kościele hodowane przez postępaków, by zawsze móc sięgnąć do tego rezerwuaru, ale tylko po wycinkowe ofiary, by dostawa pedofilskich sensacji była stała i na dynamicznym poziomie. Tego więc nie może robić sam Kościół, choć – oficjalnie – jest do tego przez „drugą stronę” namawiany. To dlatego dla postępaków ksiądz Oko jest większym wrogiem niż „lawendowa mafia”, którą opisuje. Dziś zamiast zwykłych połajanek w mediach strona ganiąca dostała już narzędzie wyższego rzędu – system sądowniczy. Który – zauważmy – lawendowym pedofilom nie zrobił nic, ale udokumentowanego sygnalistę skazał na więzienie.
I tak to już będzie. W USA będą krzyczeć, że są czarnoskórzy, w Europie, z braku – na razie – takowych w ilościach granicznych, że tęczowi. I wtedy będą pod ochroną. Ich ofiary pozostaną ofiarami, ale ofiarami permisywizmu, zaś tropiący prawdę pójdą do więzienia. Tak to widzę.
Jerzy Karwelis
Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.