Lisicki: Pod względem wulgarności Frasyniuk podążył drogą Wałęsy
Jak skomentuje Pan słowa, które pod adresem żołnierzy wypowiedział Władysław Frasyniuk na antenie TVN24?
Paweł Lisicki: Ta wypowiedź pana Frasyniuka była na tyle szokująca i skandaliczna, że trudno znaleźć jakąś dobrą formę odpowiedzi. Zdarzają się ludzie, którzy przychodzą na przyjęcie i zaczynają na przykład rzucać w innych gości inwektywami albo robić różne inne brzydkie rzeczy. W takiej sytuacji gospodarz nie bardzo wie, co ma zrobić. Mam wrażenie, że dokładnie w tej roli pan Frasyniuk, który urządził burdy i awanturę, zachowując się w sposób skandaliczny i po prostu głupi. Nie powinien wypowiadać się na tematy, na których się nie zna, a jeśli się już koniecznie musi się wypowiadać, to powinien dobierać inne słowa.
Jak takie zachowanie pogodzić z przeszłością opozycjonisty w czasach PRL?
Może jest tak, że niektórzy opozycjoniści, szczególnie ci, którzy byli związani z grupą wokół przywódcy Lecha Wałęsy, w późniejszym okresie nie potrafili się pogodzić z tym, że ten krótki czas świetności znika. Reagowali z coraz mniejszym poczuciem rzeczywistości, za to z co z coraz większą agresją i nasilającą się frustracją. Warto zauważyć, że pod względem wulgarności Władysław Frasyniuk podążył dokładnie drogą Lecha Wałęsy. Najbardziej obraźliwe wpisy, groźby czy ataki to jego spécialité de la maison. Myślę, że niestety niektórzy z tych liderów nie potrafili się dostosować do życia w społeczeństwie demokratycznym, gdzie pozycję i autorytet powinny być związane z przekonywaniem innych. Chcieli pozycji dwójkowych, charyzmatycznych guru, a ponieważ rzeczywistość odbiega od ich myśli, reagują na nią z coraz większą agresją i wściekłością. Pod tym względem Frasyniuk i Wałęsa są bardzo podobni. Dla obu niemożność pogodzenia się ze zmianą swojej roli prowadzi do frustracji i agresji, którą z siebie wyrzucają. Przez to, że są osobami publicznymi, ich zachowanie dociera też do nas i oczywiście ma bardzo negatywny wpływ na całą sferę publiczną oraz na to, jak wygląda jej dyskusja. Właściwie, żeby zaistnieć i przebić się do opinii publicznej, należy umiejętnie posługiwać się inwektywami, przekleństwami i obrzucać innych odpowiednio mocnymi wyzwiskami. Wtedy jest szansa, że taka wypowiedź zostanie dostrzeżona. Niestety, tę formę zbydlęcenia ogólnego przebiegu debaty publicznej w Polsce zawdzięczamy takim osobom.
Jak odnosi się Pan do szantażu moralnego pod adresem osób wierzących w kontekście przyjmowania uchodźców?
Mamy do czynienia z próbą instrumentalizacji chrześcijaństwa. Jeśli chodzi o kwestie dotyczące uchodźców czy stosunku do nich, przykazanie miłości mówi: „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, a nie „bardziej, niż siebie samego”. Ci, którzy oczekują od katolików czy chrześcijan w Polsce, żeby po prostu otworzyli granice i przyjmowali uchodźców „jak leci”, bez sprawdzania i troski o bezpieczeństwo własne, społeczności, wspólnoty i swoich rodzin, próbują wypaczać i zniekształcać to przykazanie. Tradycja chrześcijańska wyraźnie mówi o tzw. ordo caritatis, czyli porządku miłości. Zgodnie z nim, osoby wierzące mają prawo bronić siebie, swoich interesów. W przypadku uchodźców, o których mówimy, nie chodzi o jakąś niewielką grupę osób, którzy byli współpracownikami Polaków w Afganistanie, tylko o masowy napływ imigrantów niewiadomego pochodzenia. To oczywiście zwykła kwestia definicji, czy ci, którzy znajdują się na granicy białorusko-polskiej, w ogóle mogą być uchodźcami. Jak wiadomo, zgodnie z czysto legalnym podejściem uchodźcą można być tylko w państwie graniczącym z krajem, gdzie dochodzi do konfliktu. Wprowadzenie tych ludzi do Polski oznaczałoby w perspektywie ściągnięcie na Polaków poważnego niebezpieczeństwa. Moim zdaniem polskie władze nie dysponują środkami i możliwościami, które pozwoliłyby bezpiecznie i bez żadnych zagrożeń przyjmować imigrantów. W związku z tym uważam, że akurat w tej sprawie zarówno minister Błaszczak, jak i polski rząd, postępuje w sposób właściwy i słuszny. Dobrze spełnia swoją rolę i misję nie tylko w kategoriach politycznych, ale też moralnych. Do tego został powołany,żeby zapewnić bezpieczeństwo przede wszystkim obywatelom, a nie światowej populacji albo reprezentować interesy światowych globalistów. Ma przede wszystkim reprezentować interesy Polaków i polskiego społeczeństwa.