Australia nie pęka
Dowiedziałem się, że – to australijska, tak jak i amerykańska specyfika – to zależy od stanów i lokalnych rządów. U nich, pisze, że jest ok, ale już się z synem nie może spotkać od pół roku, bo ten został przytrzaśnięty w Sydney. Ot, kowidowa normalność.
Ale tam dzieje się coś strasznego. Poszczególne stany i rząd panikują z powodu kilku zakażeń. W sumie do połowy lipca naliczono tam 915 zgonów. W ogóle. Teraz, jak mają z tysiąc zakażeń dziennie to już jest hekatomba. Bo Australia była wzorcem na sukces. Jej ostre obostrzenia zdawały się odnieść skutek, na tyle, że ogłoszono: „udało się”, bo zjechali do zera. A tu taka niespodzianka. A więc reakcja typowa – obostrzenia i szczepienia.
Z australijskimi obostrzeniami nie ma żartów. Mały wyimek tego co zostało zabronione. Popatrzmy na Melbourne, zaatakowane 165 przypadkami oraz Sydney z 1.000 zakażeń (rozstawiono już namioty pod szpitalami). Godzina policyjna od 20 do 5 rano; należy pozostać w domu – wychodzimy tylko do pracy, sklepu, lub lekarza; w sklepie nie można czytać etykiet produktów i sprawdzać składu; za nielegalne przekroczenie granicy stanu 7.700 $ kary i sześć miesięcy więzienia; zamknięte lotniska; restauracje, siłownie, kina itd. – wszystko zamknięte; możesz wyjść raz dziennie na 1 godzinę na ćwiczenia, ale w promieniu 5 km; możesz zarejestrować tylko jedną osobę, która może cię odwiedzić, wtedy już z nikim innym się nie może spotkać (test na kumpli); zgromadzenia (?) tylko do dwóch osób; „przywileje” dla zaszczepionych (niecałe 15% Australijczyków) – zgromadzenia do 5 osób i jedna dodatkowa godzina na ćwiczenia; maski – wszędzie, z wyjątkiem, gdy ćwiczysz.
Obostrzenia w krainie kangurów
Ale to nakazy, zobaczmy jak sam sanitaryzm doprowadza do komicznych a czasem tragicznych zachowań aparatu władzy. W końcu każde szaleństwo ma jakąś swoją, czasem pokrętną, ale logikę. Właściwie to wszystko jest ponure: no bo zbiorowe zaszczepienie 24.000 uczniów na stadionie przypomina najgorsze reżimy. Ale zastrzelenie kilkunastu psów w schronisku to już robi wrażenie, nawet na kowidianach. Decydenci w tej sprawie powoływać się mieli na dwie rzeczy – w okolicznej kanalizacji odkryto fragmenty wirusa (nie żartuję), oraz na to, że nie było po co trzymać czworonogów, bo te nie znalazłyby opiekunów, gdyż ci nie mogą się przemieszczać do schroniska bo jest lockdown. Ale najlepszy jest słodko-kwaśny przypadek wroga publicznego nr jeden w Australii. Gościu zamiast siedzieć w domu poszedł sobie gdzieś i kamery odnotowały, że (będąc sam) kichnął w windzie. Odbyły się krajowe poszukiwania zbrodniarza, gościu się zaczął ukrywać i udało się go wreszcie pojmać za pomocą 100 antyterrorystów uzbrojonych w broń długą i tarczę. Nie będzie kangur kichał nam w twarz (nawet swoją).
Mała ilość zakażeń i bardzo ostre zakazy to wcielona strategia (religia?) Zero-Covid. Władze stwierdziły, że nawet jak zaszczepią 80% społeczeństwa to będzie się żyło w obostrzeniach. Przy tak słabym zaszczepieniu obywateli, to ten proces obostrzania będzie trwał wiecznie. Nawet wspomina się o tym (co logiczne przy takiej taktyce), że kowid będzie już z nami zawsze (też mi odkrycie!), ale to oznacza, że obostrzenia w różnych formach będą już do końca Australii i jeden dzień dłużej.
Jak już pisałem – nie wiadomo czemu padło akurat na Australijczyków? To był taki spokojny kraj, co prawda zaczął niedawno lewaczeć i przyspieszyło w kowidzie. A jak zapowiadałem – trzeba się patrzeć na Australię, bo tam wykuwa się eksperyment, który – przy pozytywnych rezultatach – będzie aplikowany być może również u nas, łącznie z monitorowaniem społeczeństwa i punktami za zachowanie, które już implementuje od Chińczyków Australia. Trenowane są tam rzeczy straszne. Ale naród się buntuje, demonstruje, co w przypadku pokornych Australijczyków jest już potężnym ewenementem.
Do tego ten „wzrost pandemii” wygląda na samospełniającą się przepowiednią, popartą testową samoobsługą. Ministerstwo Zdrowia Australii, by mieć pewność, że test PCR wykryje wirusa i ten się nie prześlizgnie, zwiększyło liczbę cykli w badaniu do 45. Dla niekumatrych chodzi w sumie o to, że – jak z konstytucją europejską – będziemy testować tyle razy, aż nam wyjdzie pozytywny wynik. Sami więc sobie zaraz zrobią pandemię, bo przy takiej ilości cykli to już wszystko będzie pozytywne – i kowid, i grypa, i zanieczyszczenia w czasie pobierania próbek.
Australia jest jak socjalizm – za chwilę będzie dzielnie walczyć z problemami, które sama sobie stworzyła.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.