World Trade Center. Nie tak się zaczął XXI wiek

Dodano:
Słupy światła symbolizujące dwie wieże World Trade Center Źródło: Wikimedia Commons
Dzień 558, wpis nr 547 || Tak, to już dwadzieścia lat od ataku na World Trade Center w Nowym Jorku. Czas szybko leci.

Ale widać to głównie po tym, że właśnie człowiek pamięta moment, miejsce, w którym był jak się dowiedział. Bez tego trudno mu się było złapać, że minęło aż tyle lat. To znaczy poprzez intensywność i niezwykłość zdarzenia się myśli, że to było jak wczoraj. To samo jest ze Smoleńskiem (u tych co jeszcze nie wyparli), ze śmiercią Jana Pawła II, czy wypadkiem Diany. Człowiek sobie przypomina, że kosił wtedy trawę, właśnie jadł śniadanie a dzieci były przecież takie małe.

Czy wtedy zaczęła się jakaś epoka

Ale mnie to naprowadza raczej na to czy (znowu) człowiek nie był przypadkiem świadkiem zasadniczego zwrotu w historii. Czy wtedy zaczęła się jakaś epoka? W ogóle z tymi wiekami, w sensie historycznych epok, nie kalendarza, to jest tak, że startują paręnaście lat po swojej dacie początkowej. No bo popatrzmy. Historycznie wiek dziewiętnasty zaczął się chyba w 1815 roku po kongresie wiedeńskim, kiedy zwycięzcy nad Napoleonem rozpisali – przynajmniej Europę – na koncert mocarstw, głównie po to, skonsumować owoce tego zwycięzca i nie dopuścić do powtórek, co sprawiło, że Rosja po raz pierwszy usiadła przy europejskim stole. Następnie wiek XX zaczął się w 1914 roku, kiedy zapoczątkowana I wojna światowa ten poprzedni ład zburzyła, torując drogę do totalitaryzmów poprzedniego stulecia, co kosztowało życie milionów ofiar i stworzyło dwa wrogie bloki, stawiając świat na skraju zagłady atomowej.

Nie tak się zaczął XXI wiek

XXI wiek wcale się nie zaczął od upadku tych dwóch bloków w 1989 roku. Widać to po tym, że główny gwarant tego nowego układu – USA – obecnie chyba już zakończyły okres dominacji po 30 latach totalnej hegemonii. I to już w wieku XXI. Ale datą graniczną tego wieku nie był też atak na World Trade Center, jak wróżyli niektórzy. Wtedy wydawało się, że to koniec epoki, że hegemon został zaatakowany na własnym terytorium, w dodatku w sposób, na który ciężko odpowiedzieć militarnie. Odbyła się wojna z terroryzmem, inwazja, zebranej poprzez USA, koalicji międzynarodowej na Afganistan. Paradoksalnie prawie odkładnie dwadzieścia lat później, niedawno, widzieliśmy finał tego działania. Hegemon zawinął się w jedną noc z Afganistanu pozostawiając swoich współpracowników i broń. Czyżby promotorzy terrorystów z World Trade Center odnieśli swoje zwycięstwo?

Ta ponura klamra dwudziestoletniej wojny z terroryzmem pobudziła drzemiące radykalne próby rozliczenia efektów, ale i rzeczywistych celów działań Amerykanów po 11 września 2001. Bo skoro, jak stwierdził niedawno prezydent Biden, celem Amerykanów nie było zbudowanie nowego i pokojowego, demokratycznego Afganistanu, to wielu zadało sobie pytanie – to w takim razie jaki to był cel? Sporo ludzi uważa, że wojna z Afganistanem to była pokazucha, próba wyznacenia w realu efemerycznego terrorysty i nie mógł to być tylko wykreowany na złego luda Bin Laden, ale trzeba było coś najechać. I wybrano – pechowo – Afganistan, choć Osama siedział raczej w Pakistanie. No, ale żeby uderzyć w źródło islamskiego terroryzmu, to trzeba byłoby zbombardować Arabię Saudyjską, Emiraty, Katar i… parę miast w Niemczech.

Wielu jeszcze zaostrza swoje tezy, mówiąc, że reakcja na atak to nie była pokazaucha, ale sam atak był przedstawieniem, w którym brały udział amerykańskie służby. Argumenty stojące za tą tezą są wskazywane dwa: pierwszy to wręcz niesamowita ślepota amerykańskich służb na ewidentne fakty przygotowania zamachu. Przypomnę, że terroryści dostali wizy, wynajmowali mieszkania, szkolili się w lotach na pasażerskich odrzutowcach w czasach kiedy Polacy, jadąc nawet do pracy budować Amerykę, marzyli o takim statusie. Nawet o samej wizie. Drugi argument, albo właściwie analogia, to to, że USA miało sobie odtworzyć syndrom Pearl Harbour, czyli poprzez niezapobieżenie atakowi na swoje terytorium wzmóc odwetowe nastroje społeczne, usprawiedliwiające przyszłą agresję, w tym wypadku we wrażliwym punkcie Azji.

Jak tam było, tak tam było, Ja tylko pozbierałem główne teorie. Jednak jak sobie człowiek puści razem kadry z ataku na World Trade Center i współczesne obrazy z lotniska w Kabulu to widać strategiczny bezsens ówczesnych decyzji i grozę dzisiejszych ich konsekwencji. W końcu ten niby-początek nowej ery, umieszczony w 11 września 2001 roku to było raczej niezamierzone preludium do całkowitej zmiany świata. Wtedy Ameryka była silna, odpowiedziała, ale w międzyczasie przez dwadzieścia lat wiele się zmieniło. Hegemon światowy odszedł i to z innego moim zdaniem powodu.

Bo według mnie – i przyszła ocena historii tego zdaje się dowiedzie – XXI wiek zaczął się na przełomie 2019 i 2020 roku w Wuhan. Koronawirusowa histeria opanowała cały świat, zmieniła nie tylko wszystkie obszary aktywności państw, ale przyczyniła się do zmiany układu geopolitycznego na świecie. Odtąd nic już nie będzie jak kiedyś. Poprzez wewnętrzny rozkład układu społeczno-politycznego w Stanach, katalizowanego przez wirusa, upadek Stanów został przyspieszony, Chiny wzrosły i zmienił się całkowicie porządek świata po 1989 roku. Uważam, że nasze wnuki będą w szkołach czytać (jeśli oczywiście będą istniały wtedy szkoły uczące czegoś takiego jak prawda), że wszystko zaczęło się właśnie od wirusa, jak od strzału Gavriło Principa w Sarajewie. To był ten impuls, który padł na gotowe już prochy. A potem poszło już całe domino.

A więc obchodząc tragiczną rocznicę zamachów na Amerykę wiedzmy, że mimo spektakularności tych wydarzeń, być może był to tylko epizod, mała eksplozja gromadzących się materiałów wybuchowych sprzeczności globalizmu, zaś całą prawdę oglądamy dzisiaj, w przyspieszonym kursie przemiany ludzkości. Chciałoby się strawestować, że przyszedł kowid i odmienił oblicze świata. Tego świata.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”

Źródło: dziennikzarazy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...