Medycy – czy państwo znowu da?
Przypomnę, że zaczynaliśmy od masowych braw, wspominania lekarzy i ratowników przy każdej okazji, nawet w kazaniach. Dziś medycy przyszli po swoje, skończył się czasy podniosłe i zaczęliśmy liczyć pieniądze.
W opiniach wiszących w powietrzu można namierzyć w zasadzie dwie społeczne opinie. Jedna to taka, że służba zdrowia jest niedofinasowana, dlatego tak chroma. Trzeba tylko dosypać więcej i wszystko pójdzie dobrze. W to wpisują się postulaty płacowe medyków, co pozwala wskazać na jedną nie najciekawszą rzecz. Właściwie służba zdrowia nie jest w stanie wygenerować z siebie innych postulatów niż płacowe. A przecież jest świadkiem, uczestnikiem i podmiotem wielkich marnotrawstw systemowych, a tu pomysłów ma niewiele. Dodawanie pieniędzy do tego systemu jest jak lanie wody do dziurawego wiadra: przez chwilę poziom wody się podniesie, by potem znowu gwałtownie spaść, bo woda się będzie wylewała przez stare dziury. A więc dyskusja o służbie zdrowia jest rozmową o tempie i ilości dolewanej wody, a nie o dziurach systemu.
Do tego widać, że medycy starają się taktycznie wykorzystać moment. Reputacja rządu wisi na pandemicznym włosku, a taki włosek – cytując Bułhakowa – może przeciąć tylko ten, kto na nim ją zawiesił. A zawiesił ją sobie rząd na mocy rekomendacji medyków. Rząd jest na musiku, bo albo medycy „odejdą od łóżek”, albo będzie odwrotnie. Gdy widzi się memiczne przeróbki (?) postulatów protestujących, że „bez podwyżek żadnej czwartej fali nie będzie”, to człowiek widzi, że wszyscy zostali wrzuceni do jednego wora. Akurat ratownicy medyczni, pierwsza linia frontu medycznego są tu najmniej winni, ale zbierają bęcki za całą branżę.
Astronomiczne dodatki w pandemii
Drugie podejście do postulatów medyków polega na ocenie ich jako przesadzonych i wykorzystujących słabą pozycję władzy i społeczeństwa, w pandemii zależnych w sumie od niewielkiej grupy osób. Tu pojawiają się przykłady astronomicznych dodatków za kowid, jakie dostali medycy. Wręcz z dowodami „pompowania kowidowego”, czyli statystycznego zwiększania chorych i hospitalizowanych z kowidem. Nawet minister Niedzielski pokazał – rzecz jasna, by obrzydzić postulaty oraz wykazać merkantylne Himalaje żądań – ile to dziesiątków (setek?) miliardów takie postulaty by nas kosztowały. A więc jak zwykle – ci, że więcej wody, a tamci, że to kosztuje. Nic o dziurach systemowych.
Właściwie to lud powinien mocno wesprzeć postulaty protestujących. W końcu to państwo wzięło na siebie obietnice bezpłatnej (?) służby zdrowia. A co dostaliśmy w zamian? W odbiorze społecznym teleporady i pogardę medyków. Nie dość, że za dodatkowe pieniądze to jeszcze lekarze schowali się za telefonami i dane chorobowe i śmiertelne wystrzeliły, to w dodatku tam, gdzie jest jeszcze kontakt z lekarzem (pogotowie, szpitale) ludzie są świadkami i odbiorcami pogardy ze strony lekarzy, co pacjenci odczytują jako demonstrację olewania ich przez medyków, którym płaci się coraz więcej. Ten bagaż doświadczeń, otrzymany w kowidzie, powoduje, że lekceważeni pacjenci nie solidaryzują się z medykami.
Ale to także kolejny przykład postępowania władz. Jak jest podnoszony postulat jakiegoś środowiska, to załatwiane jest to „samoobsługą”. To znaczy napuszcza się na takich inne grupy społeczne, by te wywarły nacisk na protestujących, że spełnienie ich postulatów szkodzi ogółowi. Wtedy władza, jeśli w ogóle musi, to negocjuje z lepszych pozycji. Może nawet powiedzieć: tak, macie subiektywnie rację, ale obiektywnie suweren się na to nie zgadza.
Jerzy Karwelis
Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.