Kowidki międzynarodowe, czyli szczepionka jako cola
Zaczynamy od mojej ulubionej – Australii. Jak pisałem wielokrotnie mamy tam eksperyment na skalę światową jeśli chodzi o terroryzm sanitarny, bo to już dawno przeszło granice segregacji. Ale popatrzmy na wyniki. Australii rośnie i właściwie nie wiadomo o co chodzi. Bo np. w takim Melbourne jesteśmy w trakcie drugiego miesiąca twardego lockdownu, a tu dziennie wyszło ostatnio 1.438 zakażonych. Nie wiadomo jaki jest w tym odsetek zaszczepionych, ale znajdziemy to gdzie indziej. Głupi ci Australijczycy, trzeba się uczyć od Polaków. Bo u nas zbiliśmy termometr i nie mamy gorączki. Po prostu nie testujemy zaszczepionych.
A więc zerkamy jak tam ze Szczepanami na Antypodach. Minister zdrowia Wiktorii oświadczył, że wśród hospitalizowanych na kowid 78% to w pełni zaszczepieni. W ten sposób to koledzy nigdy z tego nie wyjdziecie, bo sami produkujecie jak widać to, z czym się zmagacie. Właściwie trwa tam terroryzm szczepionkowy, pełne podziały, zakazy dostępu dla nieszczepów. Mogą się poruszać swobodnie tylko wyszczepieni. Niestety, jak widać, coraz częściej tylko w jednym kierunku: do szpitala.
Człek czasami dożywa satysfakcjonujących momentów w swoim życiu. I tym razem się udało widzieć upadek szaleństwa. Premier Nowej Południowej Walii, pani Gladys Berjiklian, ustąpiła ze stanowiska w wyniku skandalu korupcyjnego. Tak, to ta, która mówiła, że wirus będzie z nami do końca, wraz z obostrzeniami i wyrzuciła nie Szczepanów poza nawias społeczeństwa. Skandal polega na tym, że udowodniono, że pani premier okazała się być opłacana przez lobbystów, a jakże, Pfizera i AstraZeneki. No to teraz jest jasne kto i jaki świat nam gotuje, trzeba tylko odtworzyć wszystkie wypowiedzi pani premier, to człek się dowie co szykuje nam Big Farma. Miał być eksperyment i test, ale się wydało. I znowu – do Polski po naukę. U nas większość Rady Medycznej, skąd bije źródło obostrzeń, siedzi w kieszeni u Big Farmy i nikt z tego nie robi zagadnienia. Wielkie mi rzeczy, nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobisz?
Co w USA?
Hop do Stanów. Tam cały, wyszczepiony rzecz jasna, Broadway choruje. Odwoływane są kolejne spektakle. Zdrowe nieszczepy nie mogą zobaczyć swoich ulubionych shows, bo zaszczepieni artyści się pochorowali. Czego nie rozumiecie? Jak już jesteśmy w USA, to mieliśmy tam ciekawy przypadek. CNN zrobił wywiad z Łukaszenką, to dla zrównoważenia chyba wywiadu w telewizji Fox News Dudy, który wypadł bardzo dobrze. Nasz satrapa graniczny oczywiście powiedział, że to nie on i że Polacy zwariowali (coś w stylu narracji naszej opozycji). Amerykańczyki wszystko to puścili w eter bo to wolne słowo jest, c’nie? Od razu człowiekowi (pamiętliwemu) się przypomina jak przerwano transmisję urzędującego Trumpa, bo miał pleść androny. Tu dla Łukaszenki jest chyba taryfa ulgowa. I wszystko jasne.
Amerykanie, nie tak jak Australijczycy, uczą się od Polski. Pamiętacie Państwo aferę u największego z włodarzy miasta, za którą jeszcze nie podziękowali prezydentowi Trzaskowskiemu czuli ekolodzy i tkliwi obrońcy zwierząt? Pamiętacie kozy, wynajęte do koszenia trwa poprzez zjedzenie jej na wysepce wiślanej? Co to wyzdychały, bo nikt tego nie doglądał? W Atlancie wypuszczono takie na pohybel chwastom. Kozy zjadły co się da i poszły na miasto. Podobno pod nosem (?) po koziemu śpiewały sobie: „Pan (burmistrz) mym pasterzem, nie brak mi niczego”.
A, i Amerykańczyki drukują na potęgę. Kasę rzecz jasna. Ja nie wiem jak o ni tam trzymają w ryzach tę inflację. Prawie 40% pieniędzy jakie w ogóle były wydrukowane przez USA, zostało wypuszczone w ciągu ostatnich 12 miesięcy. To zajmujące, w jakim stylu upada hegemon. Będzie bolało, ale orkiestra będzie grała do końca.
I żeby znowu wrócić do kowida, bo po Stanach zajmiemy się tym i w innych krajach, to zwróćmy się ku Nowemu Jorkowi. Trzecie miasto mego życia (po Wrocławiu i Warszawie) w rękach burmistrza, który daje hamburgera nowo zaszczepionym, sam demonstrując jak to się zjada. – przeżywa kryzys. Ale do tego dochodzi problem sanitarny, bo prawie 100.000 tamtejszych medyków odmówiło zaszczepienia się. Decydują się nawet na bezrobocie byleby się nie dać uszczęśliwić szczepionką. Może oni wiedzą coś, czego my nie wiemy? I nie chcą powiedzieć? Co wiedzą holenderscy medycy, którzy w liczbie 87.000 odmówili zaszczepienia się? I kim tu zrobić kolejne fale? Oj, chyba kulig nie udał się, jak mówił Kmicic do Oleńki.
Kowidki międzynarodowe
W Danii wzrosty zachorowań, i to nie na kowida. Jakiś wysyp infekcji wirusowych, szpitale zapchane, ale tylko 93 osoby leżą na kowida. Czyżby przyszły rachunki spadku odporności, jeśli nie po szczepionkach, to po długim okresie utraty zdolności immunologicznych, którą spowodowała kwarantanna, DDM i lockodowny? Nigdy nie dojdziemy, ale mądrale coś tam wykombinują, byleby nie poszło na kowida i szczepionki. I nie dziwota, że Dania ogłosiła, że traktuje kowida jak każdą chorobę zakaźną i bez szaleństw. Jak widać mają rację, bo mają inne kłopoty i głupoty wywietrzają wtedy z głowy błyskawicznie.
W Izraelu logicznie – ci co są tylko po dwóch dawkach tracą prawa paszportowe. Czyli trzeci strzał jest obowiązkowy. Czyli, konsekwentnie: co pół roku strzał co najmniej. Tak się wchodzi w lejek, który zmajstrowała Big Farma. Teraz już musimy: jak się powiedziało A, to trzeba jechać do końca, powiedzmy do V (jak vaccine). W internecie analizka jak to Big Farma zarobiła na tym, że wyszło coś, czego nie było w zatwierdzonych badaniach dopuszczających, że przeciwciała poszczepienne znikają jak darmowe pączki. Za takie coś powinny położyć głowę, a ci jeszcze zarobią. Ciekawe ilu premierów poszło drogą Pani Australijki?
Ale jest miejsce nietknięte. Wirus przestraszył się… Turkmenistanu i podał tyły. Tamtejszy prezydent o niemożliwym nazwisku (spróbuję: Gurbanguly Berdymukhamedow) odrzucił doniesienia, że ma kowida w kraju. Jemu łatwo, bo NIGDY nie miał tam żadnego przypadku zakażenia. Dżizas, a może tak rzucić to wszystko i wyjechać do Turkmenistanu?
No, obiecałem obyczajki. Ja lubię wolny rynek, bo ten odpowiada czasami bardzo kreatywnie. To znaczy człowiek nie wie, że ma takie potrzeby, a jak zobaczy nowy towar, to okazuje się, że nie wiadomo jak bez tego żył. Ja to miałem kiedyś w mallu amerykańskim jak godzinami czekałem na pannę pochłoniętą zakupami ciuchów i kempowałem w sklepie typu „Toys for boys”. Teraz to samo – by odpowiedzieć na zapotrzebowanie i pokazać figę weganom, którzy przebierają warzywa za mięso, by jakoś przeszło przez mięsożerne gardełko – mamy odwrócenie sytuacji. Warzywa z mięsa. To fajne jest, bo bierzesz w łapę taką pietruchę, a ona schabowym jest. Obserwatorzy mają cię za bohatera a ty zagryzasz marchewką z boczku. Wtedy dopiero wypadałoby by schabowy udawał seler i tak można dojechać do deseru. Z kaszanki rzecz jasna.
Mamy to – do nowych i niezaprzeczalnych objawów kowida doszedł, uwaga, „syndrom niespokojnego odbytu”. Aż rzuciłem się żeby rozkminić o co kaman, bo myślałem na pierwszy rzut mego zacofanego oka, że tu ktoś coś na te LGBTY, co to ludzie są, a nie ideologia. Co mogłoby być ostatecznym dowodem, bo ideologia odbytu przecież nie ma (niektórzy twierdzą, że niektóre ideologie mają WYŁĄCZNIE odbyt i to nim stoją otworem na świat, dla nimi przejętych). No, ale okazało się, że to nie to. Ufff… Podobno chodzi o ucisk pomiędzy odbytem a moszną, który można zniwelować jedynie chodząc. A, to niektórzy mężczyźni to znają już od dawna. Jest to starożytny ćwiczony syndrom „rozchodzenia”. (Nomen omen) chodzi o to, że jak się chce a żona albo szpetna, albo ją głowa boli, to trzeba to rozchodzić. Najlepiej w kierunku knajpy z kumplami. Ale żeby zaraz to było od kowida? Niezwykłe, przyda się do wytłumaczenia kacowych efektów rozchodzeń nocnych.
Podziwiam od czasu do czasu branżę reklamową. Ci to każde zlecenie wezmą i czasami człowiek myśli, że robią sobie yaya z klienta. Znaczy się reklamówkę zamawiającego. Mam tu taki przykład twórczości z USA. Jest tam wszystko, czyli wszystkie trzy części. Najpierw, że smutek, dystans, potem strach, co to będzie i na końcu wjeżdża gościu ze szczepionkami. Całość przypomina standardową reklamówkę, w której tylko butelkę Sprite’a czy Żywca zastępuje strzykawka. Też na smutną imprezę przynosi ją super kolo-ratownik, w wiaderku z lodem rzecz jasna, jak ten pan Lechendarny. Wszyscy zaczerpują po strzykawce i tańczą wesoło, rzucając się do basenu, który przypadkiem właśnie przechodził obok z tragarzami. Kolo się uśmiecha, jak po dobrze spełnionym obowiązku, macha na pożegnanie i jesteś pewien, że idzie dalej ratować inne towarzystwa. Najlepszy jest tekst towarzyszącej piosenki, zwłaszcza obietnica, że po strzykawce „nie trzeba będzie już myć rąk, jak kiedyś”, co wyjaśnia słaby stan amerykańskiej higieny przedkowidowej. W sumie, jak rzekłem, powtarzalne, bo ci kreatywni, choć klientowi „wszystko zaśpiewają”, to jednak leniuchy są. Najszybciej to wystawiają faktury.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.