Kowidki polskie, czyli przychodą rachunki za szaleństwo

Dodano:
Koronawirus, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Obraz Gerd Altmann z Pixabay
Dziennik zarazy | Wpis nr 579 || Mamy więc październik, a to niedobra pora na kowida. Właśnie rok temu zaczęło się pandemiczne grzebanie przy organizacji służby zdrowia, przerywanie terapii innych niż kowidowe, odsyłanie pacjentów do domu, zamykanie całych oddziałów.

Bilans tego jest już znany, ale wypierany z obiegu publicznego – ponad 130.000 ponadnormatywnych zgonów i trend się nie zatrzymuje, bo mamy przecież do czynienia z niewiadomym wymiarem długu zdrowotnego. Rachunki będą jeszcze przychodzić. Tym bardziej nie widzę powodów, by jeszcze raz wchodzić do tej samej rzeki. Zwłaszcza, że nic się wielkiego nie dzieje, jeśli się spojrzy na zgony, bo na zakażenia to nawet nie ma co się oglądać z powodów maniany w testach PCR.

Dlatego jak zamykają jakiś szpital, by zrobić miejsce dla kowidowców, to powinna się zapalić czerwona lampka, że wracamy na stare tory. Właśnie szpital w Sanoku zamyka oddział kardiologiczny, by przekształcić go w kowidowy. Pierwsze co przychodzi na myśl to los wygonionych sercowców, drugie, to czy przypadkiem szpital nie chce sobie podreperować dochodów, bo taki wydział kowidowy to żyła złota i mało (na razie) roboty.

Celnie pyta w tym względzie twitterowiec AK+. No bo właściwie wiemy, że budżet zdrowia wzrósł za kowida o ciężkie miliardy. To dlaczego zamyka się inne oddziały? Przecież ta górka kasy to właśnie po to, by system za dotychczasowe pieniądze działał jak działał, tylko naddatek miał iść na kowida. A tu i więcej kasy, i mniej opieki.

Zwłaszcza, że po strajku ratowników odezwali się lekarze. Fala odejść lekarzy ze służby zdrowia. Ostatnio 25 medyków odeszło z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Ja myślę, że relacje płacowe, co prawda skandalicznie niskie sprzed kowida, zepsuło wielkie dofinansowanie służby zdrowia w czasach kowidowych. Dobre czasy się powoli (?) kończą, a przynajmniej kończy się dofinansowanie i ciężko wrócić do poprzednich, niższych znacznie, stawek. Z kim przejdziemy więc (a jak złośliwi mówią – kim zrobimy?) czwartą falę?

Sprawa Delty

No, jak pisałem, grypa wraca. Mamy już 105.000 zachorowań w ciągu ostatniego tygodnia, o czym raportuje Ministerstwo Zdrowia. Wielu uważa, że ten skok grypy, to dziwne, bo to znaczy, że po roku noszenia maseczek, te okazały się skuteczne na groźniejszego koronawirusa a na grypę nie. Inni pokazują statystyki, że wzrost zachorowań na grypę dotyczy właściwie w większości zaszczepionych, bo tym lekarze mają zakaz robienia testów na wirusa, a więc diagnozują grypę. Coś jest na rzeczy, bo obecnie testuje się 2,5 razy więcej ludzi niezaszczepionych niż zaszczepionych.

Mamy już rozkminioną kwestię Delty. A w ogóle pamięta ktoś? Miała nas zmiatać, spaliła tysiące tysięcy w Indiach i poszła w świat. Wreszcie wiadomo jak ją rozpoznać. Prezes organizacji lekarzy rodzinnych (biedne te rodziny), sława z Łazarskiego, doktor Michał Sutkowski precyzyjnie określił jak rozpoznać u siebie Deltę, ba – odróżnić ją od grypy. To proste: „objawy mogą być bardzo różne, łącznie z brakiem dolegliwości”. No, to teraz jest już wszystko jasne – wszyscy jesteśmy Deltami. I to jest wiadomość… dobra. To znaczy, że przeszliśmy to wszystko milionami, nawet nie zauważyliśmy, bo objawów nie było. I mamy odporność. No bo inaczej byśmy wyzdychali jak dinozaury. Potwierdza się więc stare powiedzenie, że jak po pięćdziesiątce (w latach, nie w kieliszku) budzisz się i nic cię nie boli, to znaczy, że nie żyjesz. Wyszło, że jak żyjesz, to masz Deltę.

Co dalej ze szczepionkami?

Mamy ewidentne przykłady z innych krajów, że szczepionki co najmniej nie działają. Bardziej przejęci, mający nawet oparcie w różnych badaniach i stwierdzeniach autorytetów (będę o tym pisał za niedługo), utrzymują, że szczepionki właśnie powodują powstawanie innych, bardziej groźnych wariantów kowida. Ale skoro zazwyczaj małpujemy taktyki innych państw, to akurat tutaj nie powinnismy tego robić.

Rząd tu ma problem rozwiązania nierozwiązywalnego paradoksu Roberta Zawistowskiego: „Ciężki moment dla Ministerstwa Zdrowia. Trzeba wytłumaczyć zaszczepionym, że szczepionka działa a zarazem trzeba wytłumaczyć, że nie działa i muszą się trzeci raz szczepić”.

Czasami mnie załamują. Wiele przeszedłem w kowidzie, wiele widziałem, ale są granice yay. No, bo ogłoszono zamiany w zakresie teleporad, od 1 października. Okazało się, że winni byli… pacjenci, którzy nadużywali porad. To k…a, najpierw przestraszyliście ludność, że ta zginie, głównie w zakażonej służbie zdrowia, potem zamknęliście przychodnie i szpitale, nie dodiagnozowaliście tysiące ludzi na teleporadach, za co wielu (w tym moi znajomi) zapłaciło życiem a teraz PACJENCI NADUŻYWAJĄ TETEPORAD?!?!?!. To już jest szczyt chamstwa, bo nie dość, że to doprowadziło do takich hekatomb, to teraz jeszcze oskarżacie o to potencjalne ofiary waszych decyzji?

Z obyczajowych mamy historię, która już przerodziła się w serial. Padło na aktywnego w SM profesora Stanisława Żerko. Otrzymał ci on pismo z Sanepidu w Szczecinku o wszczęciu postępowania w sprawie ekshumacji jego własnych szczątków. O co miał w dodatku wnioskować nieżyjący już ojciec pana Stanisława. No to teraz mamy permutację wariantów. Profesor, jak słynny kot Schrodingera, żyje i nie żyje jednocześnie. Co będzie jak wynik postępowania będzie pozytywny? Kogo odkopią? Kto pokwituje? Nieżyjący ojciec? Szykuje się wspomniany serial. Absurdów sądowniczych.

I na koniec twórczość kowidowa, na podreperowanie akumulatorów na cały tydzień. Od Krzysztofa Lisaka. To na melodię „Roty” trzeba śpiewać:

Nie rzucim masek, choć tam brud,

Nie damy wylać dawek,

Trzecią i czwartą weźmiem w mig,

Nie boim się strzykawek!

My kowidianie, to nasz ród!

Tak nam dopomóż, Gut!”

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim bloguDziennik zarazy”.


Źródło: dziennikzarazy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...