Dlaczego papież chwali ojca Martina?

Dodano:
Papież Franciszek Źródło: PAP/EPA / ANGELO CARCONI
Ks. Daniel Wachowiak | "Za jakiś czas naszą mowę o lgbt będą traktować tak, jakby ktoś wobec katolików negował przesłanie przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie". Dziwny to zwyczaj cytować siebie samego, ale w tym przypadku nie pozostaje mi nic innego, jak nieskromnie przywołać własną opinię z 2018 roku.

Nie ukrywam ówczesnych moich krytycznych działań, szczególnie wobec niekatolickiej w dziedzinie etyki polityki Poznania i jego włodarza prezydenta Jacka Jaśkowiaka. Przypomnę przy tym mój sprzeciw wobec działań Stonewall w III LO w Poznaniu, w którym uczyłem. Używałem przy tym języka upominającego się o miejsce Pana Boga i wynikający z tego szacunek do godności człowieka. Od listopada 2018 roku jestem proboszczem w Puszczy Noteckiej i z perspektywy czasu oraz odległości od Poznania nie żałuję żadnych moich kroków. Upłynęły 3 lata od tamtych wydarzeń. Nauka Chrystusa, którą głosiłem nie zmieniła się, bo przecież zmienić się nie może. Zmieniła się jednak rzeczywistość, która wymusza położenie innych akcentów i użycia innego języka.

Młodzi bez Kościoła

36 miesięcy to wystarczający czas, by zdanie rozpoczynające mój felieton zamieniło się w ciało. Redefinicja pojęć związanych z płcią i seksualnością zaszła już tak daleko, że mówienie tak samo jak przed laty mija się z celem i przynosi efekt inny od zamierzonego. Kilkadziesiąt miesięcy temu była jeszcze szansa, by zaproponować, zwłaszcza młodemu pokoleniu, włożenie zbroi przed nadchodzącym nowym światem. Warto było się narażać i żal braku zdecydowanych kroków ze strony autorytetów. Teraz ten zmieniony świat ukształtował bardzo wiele osób. Na wszystkich ma on wpływ. Zmieniły się nasze przyzwyczajenia, struktura relacji i wstyd oraz bezwstyd tematów tabu. Dla bardzo wielu młodych osób kwestia szacunku do ludzi o takiej, czy innej orientacji seksualnej, pozytywny stosunek do płciowej niepewności jest nie tylko chwilowym młodzieńczym buntem, ale nowym „dekalogiem”. Dodatkowo gorszące antyświadectwo ludzi Kościoła – w tym przede wszystkim duchownych – to znak, że „chcieli nałożyć ciężary, którym sami nie nosili”. Grzechy księży i biskupów dały wyraźny sygnał, że nikt nie żyje nauką Kościoła. Ciągłe moralizowanie i dostrzeganie wroga pod sześciokolorową flagą, przy jednoczesnym unikaniu zmierzenia się z prawdą o ciemnych kartach Kościoła, przeniosło poszukiwanie przez młodych wartości życia z dala od propozycji Ewangelii.

Co chce powiedzieć papież?

Śmiem twierdzić, że z takiego oto punktu widzenia wychodzi o. James Martin, jezuita krytykowany za swoje działania pro-lgbt. Ośmielam się napisać, że papież Franciszek piszący osobisty list do współbrata i dziękujący mu za właściwe podejście do bliźnich, widzi analogicznie tę złożoność problemu. Św. Paweł, pisząc swe ostrzeżenia przed grzechami seksualnymi, nie miał do czynienia z sodomą wewnątrz Kościoła. Chrześcijanie byli świeżą propozycją dla upadłego i zepsutego świata. Dzisiaj nie jesteśmy ani świeży, ani czyści. Dodatkowo w oczach oddalających się od Kościoła, staliśmy się potworami o podwójnych twarzach i obłudnym życiu. Sporo osób dopowiada: skoro żyliście jak hipokryci, zaczynamy żyć jak wy, ale bez tej waszej hipokryzji. Łatwym się stało przełożenie wśród oddalających się od Kościoła, że kto więcej upomina, ten ma sam w danej materii większy problem z sobą.

Ecce homo

Ewangelizować dzisiaj to najpierw spokornieć. Nie wypierać prawdy, nie negować jej. Głosić dzisiaj Chrystusa to zobaczyć, że destrukcja jaka przeniknęła do świata to także nasza współwina. Kościół ostatnich dekad ukształtował takiego człowieka, który w kontakcie z głosicielami Prawdy został poraniony i wykorzystany. Ecce homo. Staje przed nami człowiek, który dzisiaj sprzeciwia się przyjętym wcześniej tezom o istnieniu jedynie dwóch płci i miłości możliwej tylko między mężczyzną a kobietą. Grzech nie przestał być grzechem, ale ten oto grzesznik jest m. in. nowym „produktem” obrzydzania Chrystusa przez Jego dzisiejszych apostołów. Nie wszyscy w Kościele są źli, czy gorszą. Jest miliony pięknych i świętych wyznawców Chrystusa. To jednak temat inny a dopowiem jedynie, że nawet wspomnianym wspaniałym chrześcijanom trudno się dzisiaj głosi Ewangelię. I oni, a może przede wszystkim oni, mają świadomość, że krzyż Jezusa był niezasłużony a On go przyjął i w ten sposób zbawił świat. Krzyżem jest wzięcie na siebie grzechów innych ludzi Kościoła. Jest także próba mówienia o Bogu najpierw językiem, w którym bierzemy na swe barki moralny rozkład, jaki nastąpił wewnątrz Kościoła oraz widzimy w odbiorcy odłamki własnych grzechów.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...