Buda: Parlament Europejski pokazał, jak daleko nam do siebie
W Parlamencie Europejskim odbyła się debata w sprawie sytuacji w Polsce, która została zainicjowana w związku z orzeczeniem polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził prymat Konstytucji RP nad prawem europejskim.
Debatę poprzedziły wystąpienia przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen oraz premiera Mateusza Morawieckiego. Szef polskiego rządu przedstawił stanowisko Polski w kwestii nadrzędności prawa krajowego nad unijnym, które wywołało zaciętą dyskusję.
Tymczasem, jak donosi RMF FM po rozmowie z unijnym komisarzem ds. wymiaru sprawiedliwości, Polska będzie musiała wykonać znacznie więcej ustępstw, jeśli chce otrzymać pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy.
Buda: To już pewnego rodzaju standard
Napiętą sytuacje na linii Polska-Unia Europejska komentował w Polsat News wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda.
– W mojej ocenie parlament w Strasburgu pokazał, na jakich stoimy stanowiskach, jak daleko nam do siebie. To, że nas się atakuje w Parlamencie Europejskim, to pewnego rodzaju standard, praktyka – stwierdził.
– Kiedy tylko ta dyskusja przycichnie, kiedy tylko będzie klimat do tego, KPO będzie zatwierdzone, bo wszyscy wiedzą, że musi być zatwierdzone – podsumował.
Fit for 55
Waldemar Buda zapytany o Fit for 55, dokument, który aktualizuje wcześniejszy Europejski Zielony Ład, stwierdził, że "mamy kilka powodów, żeby go blokować". – To dziecko Fransa Timmermansa, które ma dużo wad. Oczywiście czekamy na ostateczny kształt – mówił.
– W dyskusji o klimacie sekwencja musi być jasna: najpierw fundusz odbudowy, później dyskusja o pakiecie klimatycznym i to jeszcze na naszych zasadach. To znaczy tak, żeby ten pakiet nie wpłynął na wzrost kosztów energii i innych mediów – dodał.
Chcą odwołać Ursulę von der Leyen?
Jak zauważył wiceminister Waldemar Buda, nie tylko Polska padła ofiarą wczorajszego ataku europarlamentarzystów. Widać wśród nich wyraźnie negatywne nastawienie do przewodniczącej Parlamentu Europejskiego.
– Wczoraj byliśmy w Parlamencie Europejskim skrajnie negatywnie nastawionym i atakującym nie tylko Polskę, ale i przewodniczącą Ursulę von der Leyen. Ona ma taki problem, że dziś Parlament Europejski chce ją odwołać – podkreślał polityk.
– Premier Morawiecki miał ten komfort, że mógł powiedzieć dokładnie to, co myśli, jakie jest nasze stanowisko". - Von der Leyen miała o wiele trudniejszą sytuację – powiedział.