Hejt na pierwszą damę. "Niebywałe, ile w tym pogardy dla ludzi ze wsi"
O aktywnościach pierwszej damy w porannej audycji Radia ZET mówiła we wtorek prezydencka minister Bogna Janke.
Hejt na pierwszą damę
W ostatni weekend media w Polsce informowały, że Agata Duda miała nie skorzystać z zaproszenia swoich poprzedniczek – Jolanty Kwaśniewskiej i Anny Komorowskiej. Byłe pierwsze damy udały się do Michałowa na manifestację solidarności z imigrantami na granicy polsko-białoruskiej pod hasłem "Matki na granicę. Miejsce dzieci nie jest w lesie", gdzie spotkały się m.in. z funkcjonariuszami Straży Granicznej w miejscowej placówce. – Pani prezydentowa nie dostała żadnego zaproszenia do udziału w tej inicjatywie. To był fakt medialny. Wydaje mi się, że wypada, by pierwszą damę zaprosić do udziału w akcji w jakiś bardziej bezpośredni sposób – powiedziała w Radiu ZET Bogna Janke. – Pytanie, czy to jest w takiej chwili konieczne, by tam pojechała. Mamy stan wyjątkowy na granicy – dodała.
Podczas radiowej audycji Janke opowiedziała o innych aktywnościach żony prezydenta Andrzeja Dudy, m.in. ostatnim spotkaniu z przedstawicielami Kół Gospodyń Wiejskich. – Agata Kornhauser-Duda jest po prostu codziennie w pracy. Ma wiele spotkań. Z jednego spotkania biega na drugie – zdradziła prezydencka minister.
Właśnie za wzięcie udziału w wydarzeniu z reprezentantami wsi pierwszą damę miał spotkać hejt w Internecie. Janke napisała o tym na Twitterze. "Niebywałe, ile w tym pogardy dla ludzi ze wsi. Koła to 10 tys. (!) organizacji, które integrują lokalne społeczności. Czym jeszcze zajmuje się Pierwsza Dama? O tym też mówiłam, ale to nie jest cytowane: pomaga dzieciom, niepełnosprawnym, ubogim, seniorom, kombatantom, promuje czytelnictwo, pomagała potrzebującym w czasie lockdownu. Nie opowiada o tym w mediach, tylko po prostu to robi" – czytamy we wpisie w serwisie społecznościowym.
Pomoc humanitarna
Bogna Janke w programie skomentowała również decyzję Kancelarii Prezydenta o wysłaniu konwoju z pomocą humanitarną na Białoruś. Jak zaznaczyła, nie został on wpuszczony przez białoruskie służby, mimo że polscy dyplomaci wysłali w tej sprawie notę do ambasady.
– Mimo wszystko, pan prezydent podjął taką decyzję, bo uważa, że należy próbować, należy próbować przekonać władze białoruskie, żeby zachowały zdrowy rozsądek – mówiła minister ds. dialogu społecznego. Oznajmiła przy tym: "Można nic nie robić, obserwować i narzekać, że jest źle, ale można też próbować pomóc".