Dziedziczak: Rynek pracy potrzebuje Polaków ze Wschodu, a nie islamistów

Dodano:
Jan Dziedziczak, poseł Prawa i Sprawiedliwości Źródło: PAP / Leszek Szymański
W przypadku starzejącego się społeczeństwa jakim jest nasze społeczeństwo, musi być zastrzyk młodych ludzi na rynku pracy i dobrze, jeśli są nimi Polacy utożsamiający się z polskością i w pełni zasymilowani – mówi Jan Dziedziczak, pełnomocnik rządu ds. Polonii i Polaków za Granicą w rozmowie z Dorzeczy.pl.

Polacy na Białorusi są dyskryminowani, prześladowani, aresztowani. Są jednak współgospodarzami tych ziem. Są tam od setek lat. Czy Polska powinna, tak jak robili to po wojnie Niemcy, wszystkich rodaków zbierać na terytorium swojego państwa, czy raczej przeciwnie, powinniśmy wspierać ich tam, gdzie są teraz?

Jan Dziedziczak: To jest pytanie, które jest stawiane od ponad stu lat na ziemiach polskich. Każdy z wyborów będzie miał swoje plusy i minusy, jeśli chodzi o Polaków na Ukrainie, Białorusi, Litwie, Łotwie czy Mołdawii. To są Polacy mieszkający tam od zawsze, współgospodarze tamtych ziem od wieków. Dziś są to często opiekunowie polskiej kultury, tradycji i polskiego dziedzictwa na ziemiach przez wieki związanych z Polską. I stoimy teraz przed ważnym dylematem – zapraszać ich tu, czy wspierać tam? Umożliwiamy jako państwo Polakom ze Wschodu studiowanie w kraju. Polskie uniwersytety, uczelnie stoją dla nich otworem. Ustawa o Karcie Polaka stwierdzająca przynależność do narodu polskiego daje możliwość studiowania za darmo tak jak to ma miejsce w przypadku studiów obywatela Polski w szkołach na polskich uniwersytetach. To są oczywiście plusy, ale nie jest to pełny obraz.

Zacznijmy więc od plusów.

Plusami jest zdecydowanie to, że taki młody człowiek przyjeżdża do Polski, jest Polakiem, utożsamia się z naszą wspólnotą narodową; jest z niej dumny, a przecież nierzadko za swoją narodowość cierpiał w kraju dotychczasowego zamieszkania. Tu taki człowiek studiuje, asymiluje się w pełni i w 95 proc. przypadków zostaje w Polsce na zawsze. Nie wraca na Ukrainę, Białoruś czy na Litwę. Zaletą jest to, że dajemy naszym Polakom ze Wschodu szansę na przyjazd do ukochanej Polski, do ich ojczyzny, ich domu. Zapewniamy też naszej gospodarce stabilność, biorąc pod uwagę prosty fakt demograficzny (starzejące się społeczeństwo) i troskę o to, kto będzie pracował na nasze emerytury.

Angela Merkel uważała swojego czasu, że lekiem na demografię i w konsekwencji system emerytalny mogą być imigranci…

Niemcy przetestowały scenariusz zabezpieczenia społecznego dzięki przybyszom głównie z państw islamskich. Wzrost przestępczości i brak zadowalającej asymilacji były najmocniej dostrzegalnym owocem tych działań. My mówimy o zastrzyku dla polskiej demografii wykonanym z Polaków ze Wschodu, z Polonii, z ludzi, którzy utożsamiają się z Polską. W przypadku starzejącego się społeczeństwa, jakim jest nasze społeczeństwo, musi być zastrzyk młodych ludzi na rynku pracy i dobrze, jeśli są nimi Polacy utożsamiający się z polskością i w pełni zasymilowani. To są plusy, bo alternatywą są osoby z Filipin, Wietnamu czy tego typu krajów już nie wspomnę o pomysłach poprzedniego rządu sprowadzenia migrantów islamskich. I to podkreślę pod nazwiskiem, pomimo poprawności politycznej wpajanej ludziom przez tzw. mainstream. Powiem to z całą stanowczością, że młodzi ludzie na polskim rynku pracy powinni pochodzić z krajów bliskich kulturowo, cywilizowanych, czyli nie z krajów islamskich, bo mądrzy politycy uczą się na błędach innych. Jeśli tak silne i poważne państwa jak Francja czy Niemcy nie poradziły sobie z asymilowaniem tych grup, a minęło już kilkadziesiąt lat i kilka pokoleń, a to nie działa i są grupy powyżej miliona osób wykluczonych, to tym bardziej Polska, ze słabszym państwem, nie dałaby sobie z tym rady. Więc po prostu wyciągajmy wnioski i nie bierzmy takich ludzi i starajmy się przede wszystkim przyciągać młodych Polaków niż przedstawicieli innych cywilizacji.

To są te plusy, a jakie są minusy?

Niestety, ściąganie Polaków ze Wschodu do kraju powoduje prosty fakt, że dawne polskie tereny są ich pozbawiane. Nie ma tutaj idealnego wyjścia. W ten sposób depolonizujemy nasze Kresy. Za kilkadziesiąt lat niemal nikogo o polskiej tożsamości już nie będzie w niektórych krajach, może poza Litwą i Łotwą. Już teraz, kiedy rozmawiamy np. na Ukrainie z liderami Polski to rozmawiamy z ludźmi o siwych włosach. Niemal nie ma młodych osób w tych organizacjach. Dlaczego? Dlatego, że często jeśli jest ktoś młody, utożsamia się z Polską i działa na rzecz sprawy polskiej to wyjeżdża do Polski i już nie wraca na Kresy. Po prostu za chwilę sprawa Polaków na Kresach może być zamknięta, więc każdy z nas może rozważyć ten dylemat, jak powinniśmy się jako Polacy czy jako państwo polskie zachować.

Nasze stanowisko jest takie, że traktujemy Polaków poza granicami kraju podmiotowo. A więc Polska jest domem ich wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy poza granicami znaleźli się wbrew swojej woli, jak Polacy na Wschodzie. Oni zawsze mogą do Polski przyjechać. Nie jest to jednak jedyna droga. Mój urząd zainicjował program stypendialny skierowany nie tylko do Polaków przyjeżdżających do Polski, ale także aktywnych Polaków, zaangażowanych w sprawy polskie, którzy chcą studiować w swoim kraju, np. na uczelniach w Wilnie, Grodnie, Lwowie czy Kijowie. A więc komunikujemy tym ludziom prosty przekaz: studiuj u siebie, my to będziemy wspierać, licząc, że będziesz w przyszłości liderem środowiska polskiego tam gdzie mieszkasz. A więc traktujemy ich podmiotowo. Każdy sam musi wybrać czy zostanie tam, czy wróci do kraju. Nie zapominamy jednak o wspieraniu Polaków, którzy na Kresach zostaną i będziemy ich tam wspierać, tak, by za kilkadziesiąt lat dalej byli kustoszami polskiej pamięci i historii.

Rozmawiał Robert Wyrostkiewicz

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...