Rzońca: Budżetowy pesymizm UE

Dodano:
Komisja Europejska, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay
Bogdan Rzońca | 16 grudnia 2020 r. minął rok od zatwierdzenia i podpisania przez Parlament Europejski, Radę i Komisję Europejską porozumienia międzyinstytucjonalnego (PMI) zawierającego uzasadnienie dla wprowadzenia nowych zasobów własnych UE oraz planu działania na rzecz ich realnego wdrożenia.

3 grudnia 2021 roku ambasadorowie słoweńskiej, francuskiej i czeskiej prezydencji Rady znowu potwierdzili kluczową rolę nowych, "świeżych" źródeł dochodów dla UE, w szczególności jako integralnej części struktury planu naprawy gospodarczej UE – Next Generation EU.

Tymczasem Komisja Europejska jest już opóźniona o sześć miesięcy w stosunku do obowiązku zawartego w porozumieniu międzyinstytucjonalnym i nie przedłożyła dotąd budżetowych projektów legislacyjnych, którymi powinni już dawno zająć się posłowie do PE. Sprawa jest niebagatelna, bo dodatkowe pieniądze dla UE są potrzebne, jak tlen do oddychania, na wielkie cele adresowane głównie na ochronę klimatu czy budowę gospodarki cyfrowej UE.

Nowy budżetowy pakiet legislacyjny powinien zawierać wniosek w sprawie zmiany wieloletnich ram finansowych, decyzję w sprawie zasobów własnych, w tym nowych kategorii zasobów opartych na:

a) wpływach z systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS)

b) wpływach z podatku granicznego (Carbon Border Adjustment Mechanism CBAM)

c) podatków od osób prawnych.

Gołym okiem widać jednak, że istnieje dążenie do przeznaczania dochodów z ETS i CBAM na cele inne, niż środki własne UE. Potwierdził to także ostatni szczyt przywódców państw UE w Brukseli, podczas którego nie osiągnięto porozumienia co do nowych podatków i zwiększenia dochodów budżetu UE.

Po prostu wiele krajów woli mieć pieniądze np. z handlu ETS we własnych, krajowych budżetach. Największą trwogę wśród unijnych liderów budzi fakt, celowo przemilczany w mediach, że flagowy projekt Fit for 55 nie ma zagwarantowanego finansowania i bez nowych dochodów, świeżych pieniędzy pozostanie "kulą u nogi" i wielkim obciążeniem dla budżetów krajowych, co pogłębi biedę i drożyznę w UE.

Nie trzeba być wielkim prorokiem żeby przewidzieć, iż wszystkie te obciążenia doprowadzają do buntów w UE, takich jak protest "żółtych kamizelek" we Francji.Niestety są też inne zagrożenia dla jedności 27 krajów UE. Na przykład brak nowych dochodów może spowodować potrzebę zwiększenia rocznej składki poszczególnych krajów UE. Obecnie Polska zadeklarowała że w latach 2021- 2027 będzie płacić rocznie około 6,5 mld euro, czyli przez siedem lat wpłacimy do budżetu UE ok. 45 mld euro, a możemy otrzymać ok.125 mld euro.

Wysokość rocznej składki Polski uzależniona jest od polskiego PKB, zatem im jesteśmy bogatsi jako kraj, tym więcej płacimy UE. W latach 2014-2021 wpłacaliśmy rocznie po 4,5 mld euro czyli przez siedem lat przelaliśmy na konto EU około 31 mld euro, a powinniśmy otrzymać ok. 106 mld euro.

Dodam jeszcze że chociaż Polska poręczyła środki na Fundusz Odbudowy, to na razie nie otrzymaliśmy żadnych zaliczek ani wpłat z tego tytułu. Licznik odsetkowy związany z tym Funduszem wynoszącym 750 miliardów euro dla wszystkich państw jednak już się kreci. Polska będzie solidarnie spłacać pożyczkę, takie jest na dziś stanowisko naszego rządu, w wysokości 550 milionów rocznie.

Jeśli to wszystko podlejemy sosem inflacji w UE, kryzysem energetycznym i wielką niewiadomą związaną z kolejnymi falami pandemii C-19, to wyłania się dość ponury obraz UE i rozjazd ideologicznego podejścia do Zielonego Ładu bez możliwości finansowania głównych jego celów z nowych podatków, które będzie bardzo trudno uzgodnić między bogatszymi i biedniejszymi państwami wspólnoty europejskiej, podkreślającymi coraz wyraźniej potrzebę wzmocnienia własnych, krajowych budżetów.

Dr Bogdan Rzońca jest europosłem PiS.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...