Nowy chaos
Ja już o tym pisałem wcześniej, ale teraz się objawił jako realność i zaczęły się schody. Już wcześniej uważałem, że – nawet bez wchodzenia w merytoryczne szczegóły – jest to zmarnowana szansa na uporządkowanie systemu podatkowego. Niestety ta akcja ma wyraźnie charakter redystrybucyjny, czyli transferu z jednej grupy społecznej do innych grup. Politycznie niebezpieczny, bo z punktu widzenia PiS-u jest to redystrybucja w kierunku grup, które i tak głosowałyby na obecną władzę. Za to złoży się na to grupa, której wahające się głosy dały dwukrotnie władzę władzy. I tu dochodzimy do sedna, a właściwie dwóch.
Po pierwsze nie bardzo wiadomo po co to wszystko. Te paręnaście miliardów ruchu to pikuś w porównaniu z setkami miliardów, które poszły na tarcze. Czyli aspekt propagandowo-polityczny, że władza daje, był tu kluczowy. Ale komu zabiera? Ano temu, z którego żyje III RP. A żyje z małego biznesu, który i tak ma strukturalne problemy po globalistycznej ofensywie post(?)kowidowej gospodarki światowej. Niedługo wrócić wypada do raportu ZPP, w którym pokazano jak wielkie korporacje międzynarodowe drwią sobie z Polski nie płacąc tu podatków ze swoich zysków. Za to polscy przedsiębiorcy płacą jak za zboże, to oni zasilają ZUS i urzędy skarbowe, dają pracę i współpłacą składki. Niechby tylko spróbowali nie zasilić. I jesteśmy świadkami dożynania tej grupy. Dla mnie granicą fiskalizmu danej władzy jest to czy wzięła się za opodatkowanych liniowo. Do tej pory, od czasów Millera, nikt się nie poważył zamachnąć na ten sektor. A PiS się poważył i obawiam się, że za to zapłaci.
Główną wadą Nowego Ładu jest jego komplikacja. Czyli szansa na uproszczenie i wyklarowanie tego jednego z bardziej skomplikowanych systemów – przepadła. W styczniu nikt nie wie kto zyska, a kto straci. A przypomnę, że Nowy Ład miał być odbiciem się gospodarczym po stagnacji lockdownowej. Nie tylko nowym systemem podatkowym. A został tylko redystrybucyjna aspekt jego, w dodatku w otoczce chaosu. Bo, jeśli odłożyć, a z powodu niejasności co najmniej trzeba to zrobić na razie, zagadnienie kto zyska a kto nie, to zostaje wyłącznie aspekt komunikacyjny. I tu Ład okazał się chaosem. Reguły nie dość, że są niejasne, to słabo komunikowane. Okazało się, że jest parę zawodów, które dostają kasę „z góry” i na przykład tacy nauczyciele to już pokazali swoje paski Nowego Ładu i komu ubyło. Od razu okazało się, że to błąd systemu i wprowadzono w trybie awaryjnym akcję informacyjną, która dodatkowo jeszcze zagmatwała sprawę.
Opozycja dostała prezent, bo jedzie po tym jak po dzikiej świni. I ma rację, a przynajmniej – poklask. I to, tu PiS-ie uwaga – nie tylko od swoich zagorzalców. Z drugiej strony władza ma pecha z timingiem, bo na wejście NŁ nałożyły się inne czynniki. Głównie chodzi o gwałtowny wzrost cen energii i ogólną inflację. A więc nie dość, że jeszcze nie wiemy kto zyskał, a już wiemy, że ewentualne zwyżki dla kilku grup, które na tym zyskają, już zjadła inflacja i drożyzna. A więc bilans już jest ujemny. W dodatku efekt może być znikomy, bo podwyżki podatków wąskiej grupy da się zauważyć i odczuć, zaś podwyższone wpływy dla kilku grup mogą być tak małe, że nie bardzo istotne, w dodatku zniwelowane przez inflację.
Na razie będziemy czekali na wieści pod koniec miesiąca. Wtedy dowiemy się, niestety głównie z akcji propagandowej, że większość zyskała. Do tej pory będziemy mieli do czynienia z ekspozycją władzy na ciosy ze strony opozycji i gwałtownie rosnącego niezadowolenia kluczowej dla posiadania władzy w Polsce grupy – Trzeciego Sortu. Teraz jest gwałtowne łatanie, a zdaje się, że nawet skarbowcy nie są w stanie rozwikłać meandrów chociażby takiej ulgi dla klasy średniej. Z drugiej strony przedsiębiorcy narzekają na mętność tych przepisów, ale są w stanie z dokładnością do złotówki wyliczyć ile stracą na tym codziennie.
Mamy więc do czynienia z poczuciem chaosu i braku kontroli. Godzi to w pozycję premiera, który został twarzą Nowego Ładu, a na którego teraz spadają gromy, nawet z własnego obozu. Czekają nas więc mozolne tłumaczenia o co w tym wszystkim chodzi, przekonywanie, że ci co stracili, to właściwie zyskali i że wszystko jest ok. A tymczasem świat się toczy dalej, ludzie umierają (znowu głównie po domach), świat się robi dla nas coraz mniej przyjazny i bezpieczny. No ale to może i dobrze, że – jak w innych krajach – wreszcie podatki staną się ważnym tematem debaty publicznej. Bo do tej pory to tematy mieliśmy raczej na poziomie intymnych perypetii celebrytów.
Możemy więc zobaczyć zalążki debaty. Nie prawdziwą debatę o podatkach. No bo kto ma ją prowadzić w Polsce? Władza, która będzie mówiła, że wszystko jest dobrze, ewentualnie poszczuje lud na dorobkiewiczów za brak solidarności społeczeństwa o równych żołądkach. Opozycja tej debaty też nie przeprowadzi, bo jak rządziła to fiskalizm hulał po polu i popijał kakao. Będzie w opozycyjnej narracji taka sama gadka jak z kowidem. Władza zostanie zaatakowana za brak działań i nieporadność, zaś jak się człowiek zapyta – to co KONKRETNIE ma być zrobione, to cisza. Tak jak z kowidem: źle, ludzie umierają, ale co trzeba zrobić? No jasne, mówią, zaszczepić, tak jak u innych. A jak u innych wszyscy zaszczepieni a wirus sobie poczyna jak nigdy wcześniej? Tak i z podatkami – może się okazać, że jak opozycja przejęłaby władzę, to byłoby jeszcze bardziej po nowoładowemu. Po prostu strumienie redystrybucji przekierowane byłyby w inną stronę. Tak jak przed 2015 – do przekrętaczy vatowskich i wielkich korporacji, które okazują się wspólną, ponad podziałami, świętą krową III RP.
Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.