Gmyz: Konferencja NIK to stek kłamstw. Banaś wprowadza opinię publiczną w błąd
DoRzeczy.pl: Jakie wnioski nasuwają się Panu po konferencji NIK ws. ataków systemem Pegasus?
Cezary Gmyz: Jest to stek kłamstw i z zażenowaniem obserwowałem konferencję Najwyższej Izby Kontroli. Kiedyś była to instytucja ciesząca się dość sporym szacunkiem, natomiast ten szacunek został kompletnie zdruzgotany po wystąpieniach Mariana Banasia i jego współpracowników. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że przedstawiciele NIK kłamali w żywe oczy, ponieważ w nocy z 4 na 5 lutego dostali informacje z Citizen Lab, że na urządzeniach pracowników Najwyższej Izby Kontroli nie stwierdzono ataków Pagasusem, ale ta informacja została ukryta. Przypomnijmy, że jeszcze w minionym tygodniu mówiono 500 zainfekowanych urządzeniach, a teraz ich liczba stopniała do trzech. Z całą pewnością twierdzę, że Marian Banaś, jak i jego syn, Jakub, z całą premedytacją wprowadzają opinię publiczną w błąd.
W jakim celu mieliby to robić?
Celem tej dezinformacji jest doprowadzenie do tego, żeby nie został uchylony immunitet Marianowi Banasiowi, aby nie można było mu postawić zarzutów karnych. Z denucjacji Pawła Kukiza wiemy również, że zabiegał o to sam szef NIK. To oczywiste, że strach, który towarzyszy Marianowi Banasiowi przed utratą immunitetu, ma realne podstawy. Prezes NIK ma nieudokumentowane źródła pochodzenia majątku. Do tego dochodzi również podawanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych. To są przestępstwa, które w ogóle nie powinny być brane pod uwagę w przypadku prezesa NIK, ponieważ pełni on taką funkcję konstytucyjną, która powinna być poza wszelkimi podejrzeniami. Od początku krytykowałem nominację Mariana Banasia i uważałem, że jest to człowiek, który nie powinien spróbować tej funkcji. To, co dzieje się w ostatnich dniach, wyłącznie to potwierdza.
Czy Pańskim zdaniem powinna powstać komisja śledcza ds. Pegasusa?
Taka komisja nie może powstać z jednej prostej przyczyny. Sensem działalności komisji śledczej jest jawność. Do tej pory wszystkie komisje śledcze, z wyjątkiem pojedynczych posiedzeń, miały przebieg jawny dla opinii publicznej. Ustawa o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, ale również ustawa o ochronie informacji niejawnych, stanowi w sposób jednoznaczny, że metody i środki pracy operacyjnej są tajne. Wobec tego, nawet jeżeli polskie służby posiadają narzędzie zwane Pegasusem, to ujawnienie działalności tego typu urządzenia jest prawnie zakazane.
Przypomnijmy, że swojego czasu na podstawie kontroli operacyjnej, również przy pomocy oprogramowania szpiegującego, zarzuty otrzymał nie kto inny, tylko poprzedni prezes NIK, a obecny senator Platformy Obywatelskiej Krzysztof Kwiatkowski. Jego proces nadal się toczy. Przypomnijmy, że był on inwigilowany za czasów rządów PO-PSL, co pozwoliło zgromadzić materiał dowodowy, a w konsekwencji na postawienie mu zarzutów o ustawianie konkursów w Najwyższej Izbie Kontroli. Próba powołania komisji śledczej tak naprawdę jest próbą wyrwania zębów polskim służbom specjalnym, zwłaszcza tym zwalczającym korupcję czyli CBA. W momencie, w którym publicznie by się mówiło o tym, jakie metody i środki pracy operacyjnej są stosowane i wobec kogo, skończyłoby się to oczywiście kompletną klęską. Ludzie, którzy w tej chwili prowadzą całą kampanię skierowaną przeciwko CBA, i Pagasusowi, mają realne podstawy, aby obawiać się, że trafią za kraty. Na tym polega cały problem związany z Pegasusem.
Nie brakuje opinii, że system Pegasus powinien być wykorzystywany przede wszystkim do zwalczania terroryzmu.
Pegasus jest narzędziem skutecznym, wykorzystywanym przez bardzo wiele służb specjalnych na całym świecie i bzdurą jest opowiadanie, że ma służyć tylko do zwalczania jednego rodzaju przestępstwa, jakim jest terroryzm. To tak, jakby powiedzieć, że policjant używając broni może strzelać tylko do terrorysty, ale już nie do mordercy. Jeżeli Centralne Biuro Antykorupcyjne faktycznie jest w posiadaniu tego oprogramowania, to zostało mu sprzedane na podstawie ściśle kontrolowanej licencji. Izraelski rząd doskonale zdaje sobie sprawę, jakim organizacjom udziela licencji na tego typu oprogramowania. Nie mógł być nieświadomy tego, że instytucja, która w swojej nazwie ma zwalczanie korupcji, nie zajmuje się terroryzmem. Izraelczycy doskonale wiedzieli, komu sprzedają oprogramowanie i do czego będzie ono służyło.