Czy jest paragraf na ten trójkąt?
Wiadomo – w tamie kowidowej pojawiła się rysa i nagromadzone kłamstwem wody wywierają znaczne ciśnienie na osłabione miejsca. Tak mają działać prawa fizyki dziejowej sprawiedliwości, jeśli taka w ogóle istnieje. Ja mam do tego stosunek ambiwalentny. No, bo z jednej strony wydaje się to zbyt proste. Nie po to tak wielkie siły i interesy globalizmu ujawnione w co najmniej korzystaniu z okazji, jaką dał kowid (a niekiedy podejrzewane o rozkręcenie całego interesu), siliły się praktycznie po całym globie, żeby teraz z podkulonym ogonem zwinąć cały interes, bo parę rządów zniosło obostrzenia a paru foliarzy otworzyło szampana z okrzykiem „a nie mówiliśmy?!”. Wielcy świata (np. ostatnio Gates) zatrąbili może nie do odwrotu, ale co najmniej do przegrupowania kierunków.
Bezkarni?
Wszyscy spekulują co teraz „wejdzie”. Jaki temat? Obstawiają a to jakieś HIVy, a to nowe wirusy, może też wirusa zastąpić panika klimatyczna. Za dobrze poszło. Ludzkość pokazała, że jak się ją dobrze postraszy, to łyknie każdy absurd, jest bezwolna i godzi się na wszystko, byleby ocalić swoją (coraz bardziej sprowadzoną do materialności) egzystencję. A więc jest koncepcja, żeby nie triumfować, bo to jeszcze nie koniec zabawy, ale taka „pieredyszka”. A więc żadnych publicznych sądów nie będzie, rządzący są poza zasięgiem woli ludu, jeśli ten ma w ogóle takową. Jest też inna koncepcja. „Trzeba dać świadectwo”, nawet jak to ma się skończyć na geście bez praktycznego efektu.
Pamiętam kiedyś w stanie wojennym kolportowałem kasety z nagraniami Stefana Bratkowskiego. Miał on ciekawe wtedy prelekcje, które dawały szerszy kontekst bieżącej szarości. W jednej ze swoich audycji miał taki fragment, w którym mówił, że za wprowadzenie stanu wojennego należy się trybunał, bo komuniści przekroczyli nawet własne prawo, gdyż stan wojenny mógł być ogłoszony tylko przez sejm, jeśli się odbywa jego sesja. A wtedy była sesja sejmu, a więc Rada Państwa, która ogłosiła stan wojenny, dopuściła się czynu nielegalnego. I Bratkowski powiedział, że w wolnej Polsce trzeba będzie o tym pamiętać i pociągnąć winnych do odpowiedzialności. Nawet gdyby to się wydawało niedorzeczne, a właściwie właśnie dlatego.
Wtedy, w czarnej nocy stanu wojennego takie inwokacje do praworządności wydawały się jakąś fantasmagorią. Tu, panie, czołgi na ulicach, władze wszystko mogą, a tu jakiś inteligencik mówi o Trybunale Stanu. Gdzież tam. Kto ich tam pociągnie? Trzeba żyć swoim życiem i się nie wychylać, a nie trwać w jakiejś malignie. Teraz mamy to samo. Władcy sanitaryzmu wydają się bezkarni, przekroczono już wszystkie granice, łącznie z limitami logiki, ale w ramach – chwilowej? – odwilży warto wrócić się do prawnego kontekstu pandemii.
Filary pandemii
Mamy taką inicjatywę doktora Fuellmicha, który skupił grupę tysięcy prawników, sędziów, ekspertów i lekarzy, by stworzyć zbiorowy pozew w imieniu… ludzkości, za zbrodnie poczynione przeciwko niej w trakcie pandemii. Akt oskarżenia jest wciąż formułowany, bo skala śledztwa ma wymiar światowy i tropione są zbrodnie i przestępstwa z całego świata. Ja się temu przyglądam, skala jest porażająca, ale i wymiar globalny. Właśnie oddałem do druku swój materiał okładkowy do „Do Rzeczy” o tym kto kiedy podjął w polskim wydaniu pandemii jakie decyzje i jakie przyniosło to skutki. Ale skupiłem się w tym wypadku na rządzących, bo wydawało mi się, że jeden obszar muszę odpuścić: kłamców pandemii, bo nie ma na nich paragrafów, o których przekroczenie można by ich było oskarżyć.
A aspekt kłamstwa jest jednym, obok strachu, z filarów pandemii. A więc trzeba wrócić do narzędzi dystrybucji kłamstwa, które miało wywołać strach. I tu mamy właściwie trzy aspekty: kłamców statystycznych, którzy kręcili przy danych, „ekspertów”, którzy to uwiarygadniali oraz media, które to wszystko nagłaśniały. To trójkąt straszny. Pierwszy jego wierzchołek – statystyka – to źródło kłamstwa. Od samego początku pisałem, że skończymy z takim oszustwem na tym, że nawet po latach nie będziemy wiedzieli – jak było. Istnieje takie pojęcie jak „roboty zanikające”. To są w budownictwie takie etapy prac, które jak przykryje się je następnymi, to nie wiadomo co jest w środku i czy jest dobrze zrobione. Tak jest ze statystyką kowidową. Paru grzebaluchów kasandrzy, że jest tu źle, ale kto by ich słuchał? Co z tego, że się od prawie dwóch lat bije na alarm, że „zgony” kowidowe zawierają w sobie gros ludzi z chorobami, na które tak naprawdę umarli? Nic. Tłucze się i tłucze, te same podrasowane dane, otwiera się każdą gazetę i rozpoczyna poranne wieści od ilości trupów kowidowych ewidentnie dętych, ale cóż – przyzwyczailiśmy się do tego i już. W normalnym świecie byłoby odwrotnie – władze by malowały trupa, zaniżałyby rzeczywiste dane, bo te świadczyłyby o ich nieudolności.
U nas nie – pompujemy gdzie się da, co oznacza, że władze mają inne priorytety niż polepszanie własnego wizerunku. Jest to bardzo dziwne i – w zaskakującej różnorodności międzynarodowych standardów raportowania kowidowego – stanowi dość niezwykły wyjątek wśród innych krajów, które (niektóre dopiero teraz ale jednak) biorą się za to kto i jak wcześniej ściemniał ze statystykami, stanowiącymi glebę do wzrostu medialnej paniki. Gdzieś tam pewnie siedzą jacyś mistrzowie excela, pochowani po jakichś ministerstwach cisi siewcy statystycznych rewelacji, podkręcacze fal oraz spadków i ciężko ich będzie znaleźć. Ale w nie bądźmy małostkowi – na końcu odpowiada za nich ten, co tym wypiekom dawał okrągłą pieczątkę z orłem w koronie.
Łatwiej będzie z ekspertami. To proste, by takich zidentyfikować, a naród polski pamiętliwy jest. Rola ekspertów była (była, bo już nie jest z powodu erozji ich autorytetu w trakcie pandemii) znacząca. Zwłaszcza na początku, kiedy większość z nas w ogóle nie wiedziała o co chodzi, to oddała się w zawierzenie tym wszystkich epidemiologom, zakaźnikom, których istnienie, dorobek i praca były dla nas niezauważalne. Ich coraz bardziej zaostrzające się stanowisko sanitarystyczne wykorzystywało pośrednio wcześniejsze zawierzenie społeczeństwa. Stąd też płynęły strumyczki strachu, które zlane w jedno przez media stawały się rzeką społecznej paniki. W dodatku kompletna bezkarność tego towarzystwa, plus ewidentny „ciąg na szkło” powodowały eskalację przekazu. Media z ochotą czekały na coraz bardziej sensacyjne wieści, zaś obrażanie foliarzy dodawało temu wszystkiemu smaczku emocjonalnego zaangażowania, w ulubionym medialnym sosie podziału na naszych i wrogów.
Media
No i trzeci element – media. Ktoś temu wszystkiemu przystawiał medialne mikrofony do ust. A tu poszło wszędzie i po równo. Nawet ponad podziałami wojny polsko-polskiej. Ten cud według mnie to ostateczny dowód manipulacyjnego charakteru całego zjawiska. To jak to jest? Takie TVP i TVN to by się pozabijały, a o kowidzie śpiewają jedną piosenkę, a właściwie tańczą razem jak im ktoś zagra. To zjawisko niepojęte, bo przecież takie telewizje to nawet sobie robią chyba prognozę pogody na przekór, a tu taka jednomyślność. Dużo o tym pisałem, że to znak czasu upadku (ja je jeszcze pamiętam) wolnych mediów, degrengolady dziennikarstwa jako profesji społecznego zaufania i takie tam. Tak czy siak – to będzie piekło dla nich i chyba… żadnej kary w doczesności.
Nie wiem czy przedstawiciele tych trzech obszarów poniosą kiedyś za to odpowiedzialność. Ja wiem, wydaje się bezsilnie, że są bezkarni. Ale zająłem się w tym kontekście kwestią prawną. No, powiedzmy, że zbiera się taki trybunał pokowidowy, na ławie siedzą te wszystkie cwaniaki od statystyki, eksperci, wreszcie te medialne hieny sanitaryzmu, które codziennie od ponad siedmiuset dni straszyły naród podrasowanymi kadrami ze szpitali, wykresami z alarmistycznymi wzrostami krzywych. Te które tak straszyły ludzi, że ci się bali zadzwonić na pogotowie, a potem nabijały się z głupich chorych, że za późno dzwonią po kosmitów. Myślicie, że jesteśmy bezsilni? Nie. Proszę bardzo: art. 165 Kodeksu Karnego:
„ § 1. Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach:
….
- działając w inny sposób w okolicznościach szczególnie niebezpiecznych, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
§ 4. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 2 jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.”
A więc kiedyś można (trzeba?) będzie tak zrobić. Wracając do Bratkowskiego: nawet jak to się dziś wydaje niedorzeczne, a właściwie właśnie dlatego, że się to dziś takie wydaje.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.