Mąż próbował bronić żonę przed gwałtem. Rosjanie go zabili
Szukając dowodów na gwałty dokonywane przez Rosjan na Ukrainkach, dziennikarze BBC usłyszeli relację z pierwszej ręki. W spokojnej, wiejskiej okolicy, położonej 70 km na zachód od Kijowa, rozmawiali z 50-letnią Anną. Imię kobiety zostało zmienione, aby chronić jej tożsamość.
– Celując do mnie bronią, zabrał mnie do pobliskiego domu. Rozkazał: "zdejmij ubrania albo cię zastrzelę". Wciąż groził, że mnie zabije, jeśli nie zrobię, czego chce. Wtedy zaczął mnie gwałcić – powiedziała.
Anna opisała napastnika jako młodego, szczupłego czeczeńskiego bojownika sprzymierzonego z Rosjanami. – Kiedy mnie gwałcił, weszło jeszcze czterech innych żołnierzy. Myślałam, że to już koniec, ale oni go odciągnęli. Nigdy więcej go nie widziałam – stwierdziła, dodając, że w ten sposób została uratowana.
"Mąż próbował mnie ratować, ale został trafiony"
Kobieta wróciła do domu, gdzie odnalazła męża. Został postrzelony w brzuch. – Próbował pobiec za mną, aby mnie uratować, ale został trafiony – powiedziała. Mężczyzny nie można było zabrać do szpitala z powodu walk. Dwa dni później zmarł w wyniku odniesionych obrażeń, a później pochowano go w ogrodzie – podaje BBC.
Według relacji Anny rosyjscy żołnierze zatrzymali się w jej domu na kilka dni. – Kiedy wyjechali, znalazłam narkotyki i viagrę. Narkotyzowali się i często byli pijani. Większość z nich to zabójcy, gwałciciele i szabrownicy. Tylko nieliczni są w porządku – powiedziała.
W pobliżu dziennikarze BBC usłyszeli jeszcze inną, mrożącą krew w żyłach historię o 40-letniej kobiecie, która miała zostać zgwałcona i zabita. Sąsiedzi twierdzą, że zrobił to ten sam mężczyzna, który zgwałcił Annę. Podczas ekshumacji okazało się, że ciało było bez ubrania i z głębokim rozcięciem na szyi.