Prezes GPW: Euro nie rozwiązałoby obecnych problemów polskiej gospodarki
Wysoka inflacja, wojna na Ukrainie, wahania kursowe oraz wzrost stóp procentowych ożywiają dyskusję na temat opłacalności potencjalnego przystąpienia Polski do strefy euro. Potencjalnego, bo przecież sam proces potrwałby kilka lat i to pod warunkiem spełnienia kryteriów konwergencji. To decyzja, która w ogromnym stopniu będzie wpływać na polską gospodarkę przez dekady, dlatego należy ją podjąć, rozpatrując długoterminowe zalety i wady takiego rozwiązania. Z pewnością przystąpienie do strefy euro nie powinno być traktowane jako panaceum na przejściowe zmiany w naszej gospodarce.
Po pandemii COVID-19 z inflacją mierzy się większość krajów OECD. Obecnie napędzają ją dodatkowo wzrosty cen surowców i żywności spowodowane wojną na Ukrainie. Inflacja jest także problemem dla strefy euro, jej wysokość oraz szczegółowe przyczyny są w poszczególnych państwach uzależnione od szeregu czynników wewnętrznych.
Wśród państw o najwyższym wskaźniku inflacji w strefie euro dominują kraje z Europy Środkowo-Wschodniej – Estonia (wskaźnik HICP na poziomie 19 proc.), Litwa (16,6 proc.) oraz Łotwa (13,2 proc.), na Słowacji jest z kolei inflacja 10,9 proc. W Polsce również inflacja jest na podobnym poziomie (wskaźnik CPI 12,3 proc.), ale nasze stopy procentowe są znacząco wyższe niż obowiązujące w strefie euro. Czy stopa referencyjna Europejskiego Banku Centralnego na poziomie 0 jest dla tych krajów optymalną? Odnoszę wrażenie, że już nasza polityka monetarna byłaby dla nich lepsza.
Dzięki temu, że w Polsce to Rada Polityki Pieniężnej ustala, jaka stopa procentowa jest dla nas odpowiednia, możemy reagować na bieżąco na wahania inflacji (przy czym oczywiste jest, że podwyżki stóp oddziałują z opóźnieniem nawet kilku kwartałów). Gdybyśmy byli w strefie euro, nie mielibyśmy tego komfortu i bylibyśmy uzależnieni od decyzji EBC wspólnych dla wszystkich państw posiadających unijną walutę. Skutki obecnej polityki frankfurckiego banku byłyby dla nas dalece niekorzystne, tak jak są dla obywateli państw bałtyckich i Słowacji. Warto wspomnieć, że wysoka inflacja w krajach „nowej Unii”, relatywnie uboższych, może generować problemy społeczne, bo najbardziej poszkodowani wysokimi cenami są zawsze najbiedniejsi.
Oczywiście, w sytuacji podnoszenia stóp procentowych kredytobiorcy muszą się mierzyć z koniecznością płacenia wyższych rat od zaciągniętych zobowiązań. Zmniejszenie liczby udzielanych kredytów poprzez przejściowe zwiększenie ich kosztów jest jedną z metod walki z inflacją. Warto wspomnieć, że przy krótkoterminowych stopach procentowych takich jak w strefie euro oprócz wysokiej inflacji moglibyśmy mieć również do czynienia z trudną sytuacją na rynku mieszkaniowym. Polacy postrzegają nabywanie nieruchomości mieszkaniowych jako sposób zabezpieczania się przed inflacją i ogromny wzrost liczby gotówkowych zakupów mieszkań w ostatnich latach (ponad 50 proc. popytu) był spowodowany m.in. próbą „ucieczki” przed inflacją. Jak kształtowałyby się ceny mieszkań, gdyby koszt kredytu pozostawał obecnie bardzo niski?
Jednym z argumentów za przyjęciem wspólnej waluty było przejściowe osłabienie złotego. Jednak nasza waluta traciła na wartości przede wszystkim ze względu na bliskość konfliktu zbrojnego oraz rozpoczęcie podwyżek stóp procentowych przez Fed. To osłabienie już w dużej mierze zostało odwrócone. Trzeba jednocześnie podkreślić, że przejściowe i ograniczone (należy to bardzo mocno zaznaczyć) osłabienie waluty może przynieść w trakcie kryzysu pozytywne skutki, działając amortyzująco dla gospodarki. To ważne dla naszych eksporterów, bo rośnie ich konkurencyjność cenowa na unijnym rynku (trafia na niego około 75 proc. naszego eksportu). W przypadku utraty części rynków zbytu z powodu wojny to dla naszej gospodarki niezwykle istotne.
Zagadnieniem, od którego nie można abstrahować, jest brak politycznego i społecznego konsensusu co do wstępowania do strefy euro. Nie ma większości, która chciałaby zmienić Konstytucję w tym zakresie. Również społeczeństwo nie jest gotowe na taką zmianę, nawet w obliczu wojny tylko około połowa Polaków deklaruje, że czułaby się bezpieczniej z euro w portfelu.
Osobną kwestią w debacie na temat euro pozostają argumenty natury politycznej i geopolitycznej, które de facto napędzają tę dyskusję. Wspomina się przeważnie o zwiększeniu poziomu bezpieczeństwa Polski (nie tylko finansowego), głębszej integracji z Unią i wzmocnieniu naszego wpływu na politykę Wspólnoty. Czy przyjęcie euro uczyniłoby nas bardziej bezpiecznymi – to akademicka dyskusja, oby żaden kraj członkowski nie musiał tego weryfikować.
Przede wszystkim jednak Polska jest pełnoprawnym członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, który jest gwarantem naszego bezpieczeństwa – cieszymy się pełnym wsparciem i zaufaniem sojuszników, co widać przy okazji konfliktu za naszą wschodnią granicą. Sugerowanie, że bez euro Polska staje się bardziej zagrożona rosyjskim atakiem, jest niejako wyrażaniem wątpliwości co do spójności NATO. Wszyscy wiemy, kto dziś na takich wątpliwościach najbardziej zyskuje.
Dr Marek Dietl jest prezesem zarządu Giełdy Papierów Wartościowych