Ziemkiewicz: Amerykanie uważają, że tę wojnę trzeba prowadzić jak najdłużej
Rafał Ziemkiewicz gościł w piątek w porannej rozmowie na antenie Telewizji Republika. Publicysta skomentował m.in. przemówienie prezydenta Władimira Putina podczas rosyjskich odchodów 9 maja oraz incydent z udziałem ambasadora Andriejewa i lewicowej aktywistki Iryny Zemlyany, która zaatakowała dyplomatę, oblewając go czerwoną substancją.
Ziemkiewicz: Putin nie ma pomysłu
Publicysta "Do Rzeczy" zwrócił uwagę na to, że według wielu sygnałów rosyjscy żołnierze kontraktowi odmawiają wyjazdu na front. – Zwłaszcza jeśli słyszą od 78 dni o miażdżących sukcesach, tylko coraz więcej zwłok wraca. (…). Teoretycznie ci żołnierze mają możliwość odmawiania wykonywania rozkazów i nie można ich za to legalnie sądzić – w Rosji można oczywiście wszystko, ale trzeba uważać, bo to są uzbrojeni ludzie – ale mają prawo odmawiać, ponieważ formalnie nie ma wojny. Putin wymyślił przecież "operację specjalną" – przypomniał Ziemkiewicz.
W swoim przemówieniu Putin nie powiedział niczego konkretnego w kontekście dalszych działań na Ukrainie. – Myślę, że wszystkie plotki krążące na Zachodzie nie były zmyślone, tylko wywiad pozyskiwał gdzieś z kręgów rosyjskich elit. Spodziewali się, że Putin jest w stanie coś zrobić, na coś czekali. Być może powszechna mobilizacja była najbardziej prawdopodobnym wariantem, ale może ktoś sobie przypomniał, jak to się skończyło w 1917 roku – powiedział Ziemkiewicz.
Jak dodał, Putin pokazał, że nie ma żadnego pomysłu. – Liczy, jak sądzę, że Rosjanie zniosą wszystko – powiedział. Ocenił też, że chyba rośnie możliwość ewentualnego przewrotu pałacowego na Kremlu. Taki koniec wojny obstawia Europa zachodnia. – Nie wiem jaki koniec wojny obstawia Ameryka. Wydaje mi się, że Amerykanie uważają, że tę wojnę trzeba prowadzić jak najdłużej, Ukrainę wspierać jak najmocniej i Rosję wykrwawić do tego stopnia, żeby przestała się raz na zawsze liczyć w polityce międzynarodowej – podsumował.
"Na kilometr śmierdzi ustawką"
Odnosząc się do incydentu pod Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie, publicysta "Do Rzeczy" ocenił, że sprawa wyraźnie przypomina ekscesy na Krakowskim Przedmieściu, do których dochodziło tuż po katastrofie smoleńskiej. – Sprawa z ambasadorem jest bardzo podobna do tych wydarzeń, które działy się wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu – powiedział.
– Prowokatorzy – jak się później okazało z dziwnych środowisk – sprawili, że wielu ludzi dało się wkręcić. Za incydentem z oblaniem farbą stoi fundacja Kramka i Kozłowskiej. Na kilometr śmierdzi to ustawką. Nie byli to spontaniczni Ukraińcy, ale specjalnie podstawieni ludzie – mówił Rafał Ziemkiewicz.
– Trzeba było wokół cmentarza postawić płotek, napisać, że zepsuła się kanalizacja i nie dopuścić ambasadora. (…) Sprawy by nie było. A tak co możemy teraz zrobić? Wyrzucić tego ambasadora, ale to nic nie da, bo przyjdzie nowy. Możemy zerwać całkowicie stosunki dyplomatyczne z Rosją, ale nikt przecież tego nie zrobi. Sprawa się zdarzyła i za chwilę przykryta zostanie inną – tłumaczył.