Czy kardynał Ratzinger był katolikiem? Nowy dokument papieża Franciszka
Dokładnie tak pomyślałem czytając tekst jego ostatnich rozważań „Desiderio desideravi”, poświęconych znaczeniu i rozumieniu liturgii. Otóż w tym skądinąd strasznie długim i barokowym tekście papież w pewnym momencie wzywa: „Porzućmy polemiki, aby wspólnie słuchać tego, co Duch mówi do Kościoła, strzeżmy komunii, wciąż zachwycajmy się pięknem liturgii. Została nam dana Pascha, zatem pozwólmy, aby strzegło nas nieustanne pragnienie Pana, by móc spożywać ją wraz z nami” (nr 65)”. Porzućmy polemiki, dobre sobie. Do porzucenia polemik wzywa przecież ten sam papież, który właśnie równo rok temu, publikując motu proprio „Traditionis custodes” sam je rozpoczął. Do jedności wzywa ten, który tyle energii poświęca wykluczeniu z niej tradycyjnych katolików. No więc czy to nie żart? Nie gorszy zresztą, niż sam tytuł owego dokumentu sprzed roku, który głosząc istnienie tylko jednego rytu i wprowadzając drastyczne ograniczenia dla zwolenników tradycyjnej, klasycznej mszy, nosił nazwę „Strażnicy Tradycji”. Tytuł prawdziwie szyderczy. Można się było śmiać do rozpuku. Podobnie jest, mniemam, i z ostatnim dokumentem. Używając różnych, wielce pobożnych sformułowań i wzywając do zaniechania polemik jest także polemiką.
Do tego celu autor wykorzystał nawet słowa Chrystusa, Desiderio desideravi, z Ewangelii według świętego Łukasza (Łk 22, 15): „Wtedy rzekł do nich: «Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał”. Niby wszystko się zgadza, ale to gorące pragnienie z dokumentu papieskiego ma polegać na tym, że ci, którzy są przywiązani do dawnego rytu mają go porzucić. Znowu, czy to nie żart? Zaproszenie, które sformułowane jest w taki sposób, że nie można go przyjąć, ale przecież, pozornie, wypływa z otwartości serca, z czułości, z „gorącego pragnienia”, z intymności i tym innych sentymentalnych określeń na kilometr pachnących obłudą. Bardzo pragnę żebyś zrobił to, co chcę żebyś zrobił i żebyś sam uznał, że też tego chcesz, ale jeśli nie chcesz, to jesteś gnostykiem, pelagianinem, spirytualistą, itd., itp. A wszystko to pod adresem tych, którzy sądzą, że trzymają się właśnie niewzruszonej, przekazanej przez pokolenia, świętej i niezmiennej liturgii. Chcecie dalej twierdzić, że strzeżecie depozytu? Chcecie dalej mówić, że zachowujecie niewzruszenie co wam przekazano? No to ja was, neopelagianie i subiektywiści, z innej mańki zażyję. Zabawne, nieprawdaż?