Akcja #StopRussiaNow na celowniku Onetu? Autor kampanii odpowiada

Dodano:
Billboard akcji #StopRussiaNow Źródło: marketingprzykawie.pl
Czy akcja #StopRussiaNow dot. wojny na Ukrainie i będąca inicjatywą polskiego rządu, znalazła się na celowniku Onetu? Jeden z autorów kampanii Radosław Tadajewski opublikował na Twitterze pytania, jakie otrzymał od dziennikarza portalu Jacka Harłukowicza.

Redaktor Jacek Harłukowicz związany był przez lata z "Gazetą Wyborczą" i skrajnie lewicowym portalem OKOpress.pl. Od jakiegoś czasu jest dziennikarzem Onetu. Teraz przygotowuje artykuł o akcji #StopRussiaNow.

Sukces antyrosyjskiej kampanii

Przypomnijmy, że międzynarodową akcję #StopRussiaNow zainicjował w ub. roku polski rządu, aby poruszyć sumienia Europy Zachodniej ws. wojny na Ukrainie. – To, co dzieje się na ulicach miast ukraińskich wstrząsa naszymi sumieniami, ale niestety zbyt krótko – mówił w kwietniu ub. roku Mateusz Morawiecki. – Poleciłem przygotować tę akcję, która będzie jeszcze wzmacniana w mediach społecznościowych. Będę jechał także do Niemiec i innych państw, żeby przypominać, co strasznego dzieje się na Ukrainie – dodawał.

Zgodnie z założeniami, akcja #StopRussiaNow miała przyczynić się do tego, żeby "Europa nie była Europą obojętności, bezradności i porażki, ale była Europą zwycięską, ale to musi stać się jak najszybciej", bo "każdej minuty brutalni rosyjscy żołnierze mordują na rozkaz Kremla".

„Jedna z największych kampanii, jakie kiedykolwiek zorganizowała Polska w Europie. Kilkaset milionów zasięgu, w krótkim czasie miliony specjalnych wysyłek maili do decydentów i tysiące maili do dziennikarzy. Dotarcie do społeczeństw ze wszystkich krajów UE. Jeszcze niedawno taki projekt jak #StopRussiaNow nie byłby po prostu możliwy. Został zrealizowany z wykorzystaniem technologii programatycznych i psychologicznych mechanizmów ludzkiej motywacji” – można przeczytać w internecie na temat samej akcji.

Jak zauważył portal branżowy marketingprzykawie.pl w artykule "#StopRussiaNow – case study globalnej kampanii powstałej w Polsce” akcja trwała głównie pomiędzy 26 kwietnia a 18 maja i pomimo polityki Google, która nie pozwala na emisję reklam związanych z wojną na Ukrainie udało się zrealizować następujące efekty. "Tylko w pierwszej dobie akcji zrealizowano ponad 60 niezależnych kampanii programatycznych wraz z mikrotargetowaniem na poszczególne cele geograficzne i kontekstowe. Miały one zasięg ponad 27 mln wyświetleń i wygenerowały prawie 1,6 mln kliknięć. Przez całą kampanię zrealizowano 70 niezależnych kampanii programatycznych o zasięgu ponad 99 mln i prawie 10,1 mln kliknięć” – czytamy.

"Przygotowano ponad 10 informacji prasowych w pięciu językach (angielski, włoski, francuski, niemiecki, holenderski), podkreślających znaczenie kampanii. Wysłano ponad 6,1 tys. e-maili do portali internetowych i platform medialnych w państwach europejskich” – możemy przeczytać.

"Przeprowadzono około 190 rozmów telefonicznych i w mediach społecznościowych z dziennikarzami europejskimi. W ramach usług PR zostały wykorzystane dwie metody dystrybucji informacji prasowych do mediów zagranicznych. Oprócz spersonalizowanej wysyłki do dziennikarzy największych mediów europejskich była to także dystrybucja za pomocą specjalnych platform. Działania billboardowe były prowadzone m.in. w Berlinie, Brukseli, Amsterdamie, Paryżu, Rzymie, Wiedniu, Budapeszcie, Atenach czy Sofii. W stolicach tych odbywały się konferencje polskich dyplomatów. W Polsce ruchome billboardy pojawiły się m.in. przy Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie” – dodają autorzy artykułu o kampanii #StopRussiaNow.

Onetowi przeszkadza kampania?

Jednak pytania wysłane przez dziennikarza Onetu sugerują kierunek przygotowywanego tekstu. Być może tekst podkreślać będzie kwotę ponad 15 milionów złotych wydaną przez państwo polskie na kampanię #StopRussiaNow. Warto pamiętać, że była to jedna z największych i najskuteczniejszych polskich kampanii tego typu w Europie.

Co ciekawe, same pytania Harłukowicza i odpowiedzi na nie opublikował w mediach społecznościowych Tadajewski, który – jak się wydaje – nie wierzy w szczere intencje dziennikarza Onetu.

Anonymous popierają

Co ciekawe, polską kampanię poparła i wzmocniła jej viralowy zasięg słynna grupa Anonymous (globalna i zdecentralizowana grupa aktywistów znanych na całym świecie jako haktywiści). O przyłączeniu się Anonymous do akcji pisano szeroko w mediach od Polski, przez Słowację, Włochy, Francję, Hiszpanię, Japonię, aż po Brazylię.

Kampania przyniosła też efekt w postaci wysłania e-maili z poparciem dla Ukrainy w ilości niemal dwóch milionów, a kampania wideo dała ponad 20 mln wyświetleń, w tym ponad 15 mln w serwisie YouTube. W ramach akcji opublikowano prawie 400 postów w mediach społecznościowych, o zasięgu ponad 3 mln użytkowników. Na potrzeby akcji przygotowano setki kreacji reklamowych i zainteresowano największe media na świecie jak „The Guardian” czy agencję Reuters.

"W ciągu 22 dni udało się zdobyć 1,73 miliarda wyświetleń i zasięgu o rosyjskich zbrodniach w internecie. Specjalnie przygotowaną stronę stoprussianow.eu odwiedziło 7,711 mln unikalnych uczestników. Przygotowano wielką akcję billboardową w m.in. Berlinie, Brukseli, Amsterdamie, Paryżu, Rzymie, Wiedniu, Budapeszcie, Atenach czy Sofii” – czytamy z kolei na tvp.info.

Pomimo ogromnego sukcesu #StopRussiaNow, Onet postanowił zaatakować współtwórcę kampanii – spółkę 1450 (związaną z Radosławem Tadajewskim).

Czy 15 milionów wydanych na taką akcję to dużo? Organizatorzy #StopRussiaNow wskazują, że kampania dotarła do 172 mln obywateli Europy, a więc – jak informuje Tadajewski - „koszt pozyskania jednego użytkownika/czytelnika wyniósł niecałe 8 groszy brutto”, to wygląda to już zupełnie inaczej. Czy 8 groszy to dużo?

Źródło: DoRzeczy.pl / Twitter, tvp.info
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...