"Yon" i "Panna" – morderczy duet szpiegowski
Motto: "Historia wywiadu i kontrwywiadu nie kończy się jednak w 1990 roku, kiedy został zlikwidowany I i II Departament MSW. Większość młodej kadry przeszła do UOP. Czy się chce czy nie, jesteśmy nadal ze sobą związani przeszłością, wspólnymi przedsięwzięciami, zasobami archiwalnymi i zwykłym koleżeństwem" – fragment Listu Otwartego płk. Henryka Bosaka "do oficerów wywiadu i kontrwywiadu UOP" opublikowanego w dn. 3 stycznia 1996 w gazecie "Trybuna".
Wznowione śledztwo
W dniu 21 kwietnia 2020 roku prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach podjął na nowo, umorzone w dniu 6 lipca 2006 roku, śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej, stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości, polegającej na dokonaniu zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego w dniu 27 lutego 1987 roku w Carlsbergu przez funkcjonariuszy publicznych, poprzez podanie substancji, która spowodowała jego nagłą śmierć. To dobra wiadomość, bo pierwsze śledztwo zostało sfuszerowane, o czym będzie mowa w dalszej części artykułu. Bądźmy jednak optymistami. Wpierw, po krótce przypomnijmy czytelnikom wpierw postać wyjątkowego kapłana Kościoła Katolickiego.
Więzień Auschwitz, antykomunista, sługa Boży
Czcigodny Sługa Boży Ks. Franciszek Blachnicki urodził się 24 marca 1921 w Rybniku. Był założycielem i duchowym ojcem Ruchu Światło-Życie – jednego z ruchów odnowy Kościoła wg nauczania Soboru Watykańskiego II oraz wspólnoty życia konsekrowanego Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła. Podczas okupacji niemieckiej walczył w ruchu oporu. Był więźniem KL Auschwitz. W marcu 1942 został skazany na karę śmierci przez ścięcie gilotyną za działalność konspiracyjną przeciw III Rzeszy. Ostatecznie został ułaskawiony i skazany na więzienie. Po zakończeniu WW2 wstąpił do Śląskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Święcenia przyjął w 1950 r. Był inicjatorem Krucjaty Wstrzemięźliwości i założycielem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W PRL prześladowany i ścigany listem gończym. Od 1981 na emigracji w RFN. W czerwcu 1982 założył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów – dla narodów Europy Wschodniej walczących o wyzwolenie spod reżimów komunistycznych. Powołał także Międzynarodowego Centrum Ewangelizacji Światło-Życie w Carlsbergu. Zmarł nagle i w dwuznacznych okolicznościach 27 lutego 1987 w Carlsbergu. Oficjalnie jako przyczynę śmierci wskazano zator płucny. W 1995 rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. Blachnickiego. W październiku 2015 Papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności Jego cnót. Od 2000 grób ks. Blachnickiego znajduje się w kościele pw. Dobrego Pasterza w Krościenku nad Dunajcem.
Duet szpiegowski "Yon" i "Pana"
W latach od 1984 – aż do momentu swojej śmierci w 1987 – ks. Franciszek Blachnicki był inwigilowany bezpośrednio przez parę niebezpiecznych agentów komunistycznego wywiadu cywilnego Jolantę i Andrzeja Gontarczyków („Panna” i Yon”). Małżeństwo Gontarczyków wraz ze swoim pięcioletnim dzieckiem Gajuszem zostało przerzucone w 1982 przez wywiad do RFN w ramach akcji łączenia rodzin. W 1983 uzyskali oni niemieckie obywatelstwo. Wykorzystano niemieckie pochodzenie rodziny Jolanty Gontarczyk (obecnie Lange). W analizie teczki personalnej TW „Panna” jej rodzinę SB scharakteryzowała w sposób następujący, cyt”.Ojciec – Julian Pławski (…) ur. 1925 r. wykształcenie średnie – technik budowalny. W 1942 r. podpisał volkslistę razem ze swoją matką i siostrą, która obecnie przebywa w RFN. W latach 1942-43 był żołnierzem wermachtu. Następnie zdezerterował i ukrywał się pod nazwiskiem Pławski. Jego rodowe nazwisko brzmi Lange. W 1948 r. oficjalnie zmienił nazwisko na Pławski. W latach 1946-1949 współpracował jako TW z WUBP w Łodzi. Wyeliminowano go z czynnej sieci źródeł z uwagi na hulaszczy tryb życia”. Andrzej Gontarczyk miał już epizod tajnej współpracy z łódzką SB. Został pozyskany już w 1974 roku. Podczas karnawału solidarności w latach 1980-1981 był wykorzystywany do rozpracowywania NSZZ „Solidarność”. Wcześniej donosił na swoich kolegów z KSS-KOR. W strukturze związku pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Zakładowej „S” w jego zakładzie pracy. Legenda działacza związkowego pomogła mu uwiarygodnić się przed władzami niemieckimi.
Gontarczykowie po okresie aklimatyzacji, na polecenie Centrali wywiadu SB nawiązali kontakt z ks. Franciszkiem Blachnickim, który po okresie półrocznej weryfikacji zaprosił ich do współpracy w prowadzonym przez niego ośrodku w Carlsbergu. W końcu 1984 realizując wytyczne oficera prowadzącego SB, Gontarczykowie przeprowadzili się z Dusseldorfu do Carlsbergu i poświęcili się całkowicie pracy dla ks. Blachnickiego. Udało im się szybko zdobyć jego zaufanie i przeniknąć do ścisłego kierownictwa organizacji przez niego założonej tj. Chrześcijańskiej Służbie Wyzwolenia Narodów w Carlsbergu. Jolanta Gontarczyk została prezesem ChSWN, zaś mąż Andrzej najbliższym doradcą księdza Blachnickiego. Małżeństwo agentów nie ograniczało swej działalności tylko do szpiegowania ks. Franciszka Blachnickiego i paraliżowania jego aktywności politycznej. Do kręgu ich wywiadowczego zainteresowania należały także lokalne Komitety „Solidarności” w Niemczech powstałe po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, działalność Polskiej Partii Socjalistycznej – Tomasza Podgórskiego, Radio Wolna Europa oraz Biuro Koordynacyjne „S” w Brukseli. Nawiązali także szereg cennych dla wywiadu osobistych kontaktów z działaczami emigracyjnymi: Zdzisławem Najderem – dyrektorem RWE, Piotrem Jeglińskim – dyrektorem Editions Spotkania w Paryżu, Rafałem Gan-Ganganowiczem – byłym najemnikiem, współpracownikiem RWE i przedstawicielem „Solidarności Walczącej” w Francji, Mirosławem Chojeckim – współpracownikiem Biura Koordynacyjnego „S” w Brukseli oraz z przedstawicielami Rządu RP na uchodźctwie tzw. „rządu londyńskiego”, a także z Andrzejem Wirgą – przedstawicielem „Solidarności Walczącej” w Niemczech. Ten ostatni – działacz emigracyjny i mieszkaniec Moguncji - był oskarżany przez wywiad cywilny PRL o powiazania z niemiecką organizacją terrorystyczną Frakcją Czerwonej Armii. Co po latach okazało się prawdą.
W dokumencie zatytułowanym „Plan bieżącego i perspektywicznego wykorzystania agentów „Yon” i „Panna”” sporządzonym dla kierownictwa Departamentu I SB w sierpniu 1985 znajdujemy arcyciekawą wzmiankę dotyczącą dalekosiężnych planów wykorzystania przez SB małżeństwa Gontarczyków. Otóż, w korespondencji skierowanej do gen. Zdzisława Sarewicza stwierdzono dobitnie, iż agenci są, cyt. „gotowi do powrotu do kraju celem wykorzystania ich w działaniach propagandowych i procesowych w warunkach zaprezentowania ich jako pracowników wywiadu PRL”. Trzy lata później Gontarczykowie skrupulatnie wywiążą się ze swej deklaracji choć w nieco zmienionej koncepcji.
W połowie 1986 i na początku 1987 nastąpiły niepokojące zdarzenia, które miały negatywny wpływ na bezpieczeństwo duetu agenturalnego „Yon” i „Panna”. W czerwcu 1986 doszło do aresztowania innego ważnego agenta wywiadu o ps. „Blesar”, który podobnie jak Gontarczykowie rozpracowywał ośrodek ks. Franciszka Blachnickiego w Carlsbergu. Agent został zatrzymany z materiałami wywiadowczymi na granicy węgiersko-austriackiej. Prasa niemiecka nadała temu znaczny rozgłos. Według zachowanej dokumentacji pod pseudonimem „Blesar” kryje się Leszek Bobrowski – obywatel RFN i mieszkaniec Monachium. Ze względów bezpieczeństwa odwołano zaplanowane wówczas z Gontarczykami najbliższe spotkanie z oficerem prowadzącym w Slazburgu w Austrii oraz zawieszono kontakty osobiste na 3 miesiące.
Natomiast w styczniu 1987 do Centrali Wywiadu PRL w Warszawie wpłynął bardzo niepokojący meldunek. Służba Bezpieczeństwa dzięki agenturze uplasowanej w strukturach podziemnej „Solidarności Walczącej” uzyskała informację, iż działacze „SW” ustalili ze 100% pewnością powiązania Andrzeja i Jolanty Gontarczyków z SB w charakterze tajnych współpracowników. SB podejrzewało przeciek z WUSW w Łodzi, gdzie znajdowały się złożone do archiwum materiały z okresu wcześniejszej współpracy Andrzeja Gontarczyka z miejscowym kontrwywiadem SB. Centrala Wywiadu dzięki wyprzedzającej informacji, wiedziała, że ustalenia „SW” wobec Gontarczyków zostaną przekazane przedstawicielowi tej organizacji na Niemcy – Andrzejowi Wirdze. Wywiad traktował Wirgę jako osobę powiązaną ze służbami specjalnymi RFN. Uznał jako pewne, iż ten podzieli się informacjami na temat Gontarczyków z kontrwywiadem niemieckim, który w następstwie tego obejmie ich aktywnym rozpracowaniem. Centrala przewidywała (i słusznie), że niemieckie służby nie aresztują ich, a tylko poddadzą wnikliwej obserwacji. Andrzej Wirga natychmiast rozpowszechnił wiedzę o agenturalności Gontarczyków w środowisku polskiej emigracji w RFN oraz powiadomił o tym ks. Franciszka Blachnickiego. Stało się to, na kilka dni przed zgonem księdza.
Centrala wywiadu postanowiła więc uprzedzić swoich agentów o niebezpieczeństwie. W związku z czym wykorzystała ustalony kanał łączności i za pomocą umówionego wcześniej znaku ostrzegawczego przekazała Gontarczykom wiadomość, iż są w aktywnym zainteresowaniu niemieckich służb specjalnych. W treści pocztówki, która została wysłana do duetu szpiegowskiego wpleciono dwa zwroty: „znaczki pocztowe” oraz „pieniądze”, które były umownym znakiem ostrzegawczym. Dwa tygodnie po otrzymaniu ostrzeżenia, zmarł ks. Franciszek Blachnicki. Gontarczykowie zdecydowali się pozostać w Carlsbergu. Ich nagła ewakuacja do kraju byłaby jednoznacznie odczytana jako przyznanie się do odpowiedzialności za zgładzenie kapłana. Pozostali oni jeszcze w Niemczech ponad rok.
Ucieczka szpiegów i zakopane archiwum
Gontarczykowie uciekli do Polski, przez Jugosławię i Węgry w kwietniu 1988 tuż przed ich aresztowaniem w związku z podejrzeniami o prowadzenie szpiegowskiej działalności na terenie RFN. Ewakuowali się samochodem w pośpiechu. Sąsiadom powiedzieli, że wyjeżdżają na urlop. Na miejscu zostawili znaczą cześć swego majątku. Zabrali tylko najbardziej niezbędne rzeczy. Prywatne archiwum, składające się głównie z ważniejszych dokumentów Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów (kartoteki, kasety magnetowidowe, korespondencję, fotografie itp.) zakopali niedaleko miejsca zamieszkania w Carlsbergu. W swoich późniejszych relacjach dla SB akcentowali, że mają bardzo dobrze oznaczoną lokalizację zakopanych dokumentów. Nie wiadomo, czy wywiad podejmował próby odzyskania tych materiałów, a jeśli tak - to z jakim skutkiem. Wkrótce po udanej ewakuacji, w ich mieszkaniu pojawiła się policja niemiecka wraz z funkcjonariuszami BND, którzy dokonali drobiazgowego przeszukania oraz przesłuchała ich znajomych sąsiadów.
Szopka propagandowa Jerzego Urbana
Powrót małżeństwa Gontarczyków stał się dla władz PRL pretekstem do zorganizowania szopki propagandowej wymierzonej przeciwko Radiu Wolna Europa, organizacji Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów oraz osobie nieżyjącego już ks. Franciszka Blachnickiego. Prym wiódł wyjątkowy łajdak i kanalia Jerzy Urban – rzecznik prasowy komunistycznego rządu oraz posłuszne linii partii i rządu oficjalne tytuły prasowe. Przykładowo w tygodniku „Polityka” ukazał się „pod oczekiwania SB” wyjątkowo usłużny artykuł pióra Wojciecha Markiewicza zatytułowany „Powrót” (Nota bene: redaktor Markiewicz nadal widnieje w stopce redakcyjnej działu krajowego tygodnika „Polityka”). Była to tkliwa papka propagandowa o powrocie polskiej rodziny, która wyemigrowała do RFN i nie mogła odnaleźć się w tamtejszej rzeczywistości. Gontarczykowie występowali w roli byłych współpracowników RWE, którzy nie godzili się na „dywersyjny” charakter tej rozgłośni oraz na „bezpodstawną” i „krzywdzącą” krytykę władz PRL. Podobny materiał ukazał się także w reżimowej gazecie „Walka Młodych”. Ponadto, nagrano i wyemitowano w TVP dwa półgodzinne odcinki programu telewizyjnego utrzymanego w tej samej konwencji.
Trzeba przyznać, że SB stanęło na wysokości zadania i zatroszczyło się o sprawy bytowe małżeństwa Gontarczyków po ich powrocie do kraju. Szybko otrzymali przydział mieszkania z resortowej puli. Oddano im do zasiedlenia Lokal Konspiracyjny o krypt. „Czanel II” położony w Warszawie przy ul. Poznańskiej 21 m. 48. Panowie z SB byli nawet tacy mili, że dla zachowania komfortu nowych lokatorów zlikwidowali zainstalowany tam podsłuch pokojowy. Gontarczykowie pozostali w dawnym LK już na stałe. Jolanta Gontarczyk mieszkała tam, co najmniej do 2005 roku. Ponadto, duet szpiegowski otrzymał z funduszu operacyjnego SB w gotówce 1000 USD na pokrycie kosztów remontu mieszkania oraz kwotę 10.000 marek niemieckich tytułem refundacji osobistego majątku pozostawionego w Carlsbergu w Niemczech.
Dalsze losy Gontarczyków są opinii publicznej mniej więcej znane. Odsyłam w tym miejscu czytelników do publikowanych artykułów red. Jarosława Jakimczyka w tygodniku „Wprost” oraz dr Andrzeja Grajewskiego w tygodniku „Gość Niedzielny”. Małżeństwo konfidentów „Yon” i „Panna” nie wytrzymało próby czasu i rozpadło się. Andrzej Gontarczyk (73 l.) prawdopodobnie mieszka w Łodzi. Nie wiadomo czym się zajmuje. Jolanta Gontarczyk dla zatarcia śladów swojej haniebnej przeszłości zmieniła nazwisko na Lange. Została skrajną aktywistą lewicową. Pomimo zaawansowanego wieku (w tym roku kończy 71 lat) aktywnie działa w Stowarzyszeniu „Pro Humanum”, które za fundusze samorządu warszawskiego realizuje różne tęczowe projekty. W pewnym momencie stała się nawet twarzą lokalnych inicjatyw prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Ich wspólne zdjęcia można jeszcze odnaleźć w internecie. Jolanta Lange obecnie mieszka w podwarszawskich Markach. Jej syn Gajusz jest lekarzem.
Sfuszerowane śledztwo S 23/05/Zk
W październiku ubiegłego roku, przygotowując się do kolejnego spotkania z cyklu „Tajemnice bezpieki” organizowanego w Centrum Edukacyjnym im. Janusza Kurtyki – Przystanek Historia zatytułowanego „Małżeństwo Jolanta i Andrzej Gontarczykowie vel Lange – komunistyczni szpiedzy lat 80. XX wieku – studium przypadku”, dzięki uprzejmości Okręgowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach uzyskałem wgląd w akta zakończonego umorzeniem pierwszego śledztwa sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci ks. Franciszka Blachnickiego.
Śledztwo oznaczone sygnaturą S 23/05/Zk zostało wszczęte w dniu 30 marca 2005 przez prokurator Ewę Koj z zawiadomienia dr Andrzeja Grajewskiego – historyka, dziennikarza i ówczesnego członka Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. Postępowanie przygotowawcze prowadzono w kierunku popełnienia zbrodni zabójstwa ks. Blachnickiego poprzez podanie Kapłanowi trucizny. W toku śledztwa prokurator Koj przesłuchała w charakterze świadków kilku bliskich współpracowników ks. Blachnickiego z okresu jego pobytu w Carlsbergu, w tym jego osobistego lekarza Rainera Fritscha, pozyskała dokumentację niemieckiego wymiaru sprawiedliwości dotyczącego postępowania karnego przeciwko małżeństwu Gontarczyków, zgromadziła akta rozpracowania operacyjnego o krypt. „Yon” dotyczące Jolanty i Andrzeja Gontarczyków prowadzonego przez Wydział XI Departamentu I MSW, a także uzyskała Opinię Sądowo – Lekarską Katedry Medycyny Sądowej Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach (Dziś Śląski Uniwersytet Medyczny) na temat prawdopodobnych przyczyn zgonu ks. Blachnickiego.
Andrzej i Jolanta Gontarczykowie zostali przesłuchani w ostatniej fazie postępowania. Przesłuchano ich oddzielnie w odstępnie ponad 2 miesięcy. Najpierw Jolantę Gontarczyk (obecnie Lange), a następnie Andrzeja Gontarczyka. „Panna” została przesłuchana w Warszawie przez prokuratora Roberta Kopydłowskiego z tutejszego Oddziału IPN, zaś „Yon” przez prokuratora Mariusza Rębacza z Oddziałowej Komisji w Łodzi. Przesłuchania przeprowadzono w odpowiedzi na wniosek prokurator Ewy Koj skierowany do swoich kolegów o pomoc prawną. Gontarczykowie nie zostali zatrzymani i doprowadzeni przez Policję do prokuratury w celu przeprowadzenia czynności procesowych. Wezwania wysłano im klasycznie – listem poleconym za zwrotnym potwierdzeniem odbioru. Stworzono im wręcz idealne warunki do porozumienia się i ewentualnego ustalenia zeznań. W toku przesłuchania Gontarczykowie przyznali się do tajnej współpracy z SB. W dość oględny i ostrożny sposób zeznawali na temat swojej wywiadowczej działalności na terenie RFN, inwigilacji osoby ks. Franciszka Blachnickiego oraz wnikania w struktury organizacji polonijnych w Clasbergu. Nie wiedzieć czemu, prokuratorzy przeprowadzający czynności procesowych nie byli zainteresowani uzyskaniem od pary byłych agentów SB danych personalnych oficerów prowadzących, precyzyjnych informacji na temat szkolenia operacyjnego przed przerzuceniem ich do Niemiec, ustalonej niejawnej łączności wywiadowczej i haseł wywoławczych, zadań wywiadowczych oraz okoliczności ucieczki Gontarczyków do Polski. W wielu miejscach Gontarczykowie wręcz kłamali, co łatwo było wykazać w konfrontacji zachowaną dokumentacją rozpracowana operacyjnego o krypt. „Yon”. Gontarczykowie utrzymywali, że nie było ich w Carlsbergu w dniu śmierci ks. Franciszka Blachnickiego. Nie pamiętali jednak gdzie dokładnie wtedy przebywali. Alibi nie przedstawili. Stało to w sprzeczności z zeznaniami innych świadków – byłych bliskich współpracowników ks. Blachnickiego. Konfrontacji nie przeprowadzono. Gontarczykowie wykazali się natomiast selektywną pamięcią. Przykładowo w detalach zeznawali o stanie zdrowia ks. Blachnickiego, poddawanych zabiegach medycznych oraz o chorobach i przypadłościach, na które cierpiał tuż przed śmiercią. Prawie 20 lat po zgonie czcigodnego Kapłana. Zadziwiające. Wszystko po to by przekonać przesłuchujących o naturalnych przyczynach śmierci swojej ofiary.
Bardzo ciekawa jest końcowa część zeznań Andrzeja Gontarczyka. „Yon” opowiedział prokuratorowi o próbie zwerbowania go do tajnej współpracy przez przedstawicieli niemieckich służb specjalnych już po śmierci ks. Franciszka Blachnickiego. Był to moment zagęszczającej się wobec Gontarczyków wrogiej atmosfery i publicznie stawianych im zarzutów współpracy z SB. Andrzej Gontarczyk tak to zapamiętał, cyt.: „na jednym z zebrań pod koniec roku [1987 – przyp. autora] mojej żonie zarzucono, że jest agentką SB, po pewnym czasie do mnie przyszli pracownicy wywiadu albo kontrwywiadu niemieckiego i chcieli mnie zwerbować do współpracy. Po tych wydarzeniach postanowiłem wrócić do Polski, przede wszystkim ze względu na to, że nie widziałem możliwości współpracy z wywiadem ani kontrwywiadem niemieckim”. Tego wątku oczywiście nie pogłębiono. Prokuratura IPN nie zwróciła się do władz Niemiec o pomoc prawną, w celu podjęcia choć jednej próby uzyskania od BND lub UOK materiałów operacyjnych dotyczących rozpracowywania małżeństwa Gontarczyków pod kątem prowadzenia szpiegowskiej działalności. Niemcy są przecież teraz naszym sojusznikiem. Kto wie, może w ten sposób udałoby się ustalić gdzie Gontarczykowie byli w dniu śmierci niezłomnego kapłana bądź zidentyfikować inne osoby z otoczenia ks. Blachnickiego podejrzewane przez Niemców o współpracę ze służbami specjalnymi PRL lub NRD, a nawet ZSRR.
Wątpliwości zinterpretowano na korzyść Gontarczyków. Nie postawiono im zarzutów karnych. Śledztwo po ponad roku umorzono wobec braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa.
Rola Wydziału XI Departamentu I SB
Działalnością szpiegowską małżeństwa Gontarczyków kierowali bezpośrednio oficerowie z elitarnego Wydziału XI Departamentu I Służby Bezpieczeństwa zajmujący się rozpracowywaniem i przejmowaniem kontroli nad podziemnymi strukturami opozycji antykomunistycznej w kraju i za granicą. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn prokurator Ewa Koj odstąpiła od przesłuchania funkcjonariuszy SB zamieszanych bezpośrednio w inwigilację ks. Franciszka Blachnickiego oraz prowadzących i nadzorujących działalność agenturalną małżeństwa Gontarczyków na terenie Niemiec. Występują oni z imienia i nazwiska we wspomnianych aktach rozpracowania „Yon”. Elita Wydziału XI Departamentu I: mjr Waldemar Mendzelewski vel Dorantowski i mjr Robert Grochal vel Bielecki – oficerowie prowadzący agentów „Yon” i „Panna”, płk. Henryk Wróblewicz – zastępca Naczelnika Wydziału XI, a także płk. Henryk Bosak oraz płk. Aleksander Makowski – b. naczelnicy Wydziału XI Departamentu I. Mendzelewski zwerbował Gontarczyków do współpracy z wywiadem cywilnym PRL w 1982 i prowadził ich do 1985 roku, do momentu wyjazdu na placówkę wywiadowczą do Oslo jako oficer „Wales”. Po wyjeździe Mendzelewskiego, oficerem prowadzącym duetu „Yon” i „Panna” został płk. Robert Bielecki, który bezpośrednio prowadził małżeństwo do czasu ich powrotu do kraju w 1988. Wróblewicz, Bosak i Makowski byli bezpośrednio zaangażowani w sprawę wywiadowczą „Yon” z racji pełnionych funkcji.
Z wyjątkiem Henryka Wróblewicza i Henryka Bosaka, wszyscy pozostali wedle mojej wiedzy żyją i mają się dobrze. Medzelewski i Bielecki po 1990 zostali funkcjonariuszami Zarządu Wywiadu UOP. Obecnie są na emeryturze. Makowski nie poddał się weryfikacji. Poszedł na tajną współpracę z UOP, a potem z WSI. Wróblewicz zmarł w 2009, Bosak w 2015. Nie byli niepokojeni przez prokuraturę IPN do końca swoich dni. Zmarli w warunkach poczucia pełnej bezkarności.
Jak postaram się wykazać poniżej – oficerowie SB: Henryk Wróblewicz i Henryk Bosak – to moim zdaniem kluczowe postacie dla śledztwa prowadzonego przez Ewę Koj w kierunku zgładzenia ks. Franciszka Blachnickiego poprzez podanie mu trucizny.
Operacja „Widal”
W naszej wspólnej książce „Konfidenci – archiwa ujawniają” (Editions Spotkania, 2015) dr Witold Bagieński opisał oraz udokumentował operację specjalną Wydziału XI Departamentu I SB mającą na celu przeprowadzenie akcji sabotażowej wobec ośrodka Paryskiej Kultury – Jerzego Giedrojcia oraz wyeliminowania działacza antykomunistycznego Piotra Jeglińskiego. W ramach przedsięwzięcia specjalnego o krypt. Widal/Vidal planowano wzniecić pożar w budynku siedziby paryskiej”Kultury”, zaś Piotra Jegilńskiego zgładzić za pomocą „środków chemicznych” czyli trucizny. Moim zdaniem SB mogła chcieć się posłużyć cyjankiem potasu. Wywiad miał już w tym konkretne doświadczenia.
W 1960 roku doszło do jednej z najbardziej poważnych wpadek w historii wywiadu cywilnego PRL. Na stronę francuskiego kontrwywiadu DST przeszedł nielegał kpt. Władysław Mróz ps”.Cloude”. Zdrajcę postanowiono ukarać – karą śmierci. Najpierw przez otrucie. Specjalna grupa wysłana do Paryża miała zaaranżować spotkanie ze zdrajcą i podczas spotkania podać mu ampułki cyjanku. Akcja spaliła na panewce, bowiem na widok znanych mu oficerów, Mróz uciekł w popłochu. Ostatecznie, kilka miesięcy później zastrzelono go przed jego domem w Paryżu. Ampułki z cyjankiem nie zmarnowały się. Zażył je płk. Zbigniew Dybała – wicedyrektor Departamentu I SB. Samobójstwo popełnił w 1962 roku. Dochodzenie wszczęte po śmierci Dybały wykazało, że ampułki z trucizną przywłaszczył sobie po tym jak oficerowie, którzy mieli zgładzić zdrajcę Mroza, przywieźli je z powrotem do kraju nie wykonawszy zadania. Według dr Witolda Bagieńskiego autora dwutomowej monografii „Wywiad Cywilny Polski Ludowej” płk. Zbigniew Dybała współpracował z Brytyjczykami i w obawie przed aresztowaniem oraz śledztwem zażył truciznę.
Operacja Widal została rozpoczęta w 1979 roku. Dla tego celu wytypowano i zwerbowano odpowiednią do tego zadania osobę. Został nim dwudziestopięcioletni alpinista z Wrocławia Piotr Paćkowski. Obok sprawności fizycznej i śmiałości, za jego kandydaturą przemawiała działalność w SKS, w którą zaangażował się studiując na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Wrocławskiego oraz kontakty w środowisku KSS-KOR. Do tego, podczas krótkiego pobytu we Francji miał okazję poznać się z Jerzym Giedroyciem. W tym czasie był już tajnym współpracownikiem wrocławskiej SB o ps. „Piotr Piotrowski”. Oficerem, który zaplanował w detalach specjalne przedsięwzięcie, zwerbował Paćkowskiego i przeszkolił oraz prowadził go - był płk. Henryk Wróblewicz – ówczesny zastępca Naczelnika Wydziału Departamentu I SB. To on był mózgiem całej operacji. Zgodę na przedsięwzięcie specjalne wydał sam Stanisław Kowalczyk – ówczesny minister Spraw Wewnętrzny PRL. Wróblewicz postulował, by odpowiednia jednostka Sztabu Generalnego LWP pomogła mu dokonać jak najlepszego doboru „środków technicznych” dla wykonania spec-zadania. Zgody nie otrzymał. Kierownictwo resortu chciało maksymalnie zawęzić krąg osób zaangażowanych w operację. Paćkowski („Widal”) kilkakrotnie w latach 1980-1982 wyjeżdżał do Paryża i Wiednia w celu przygotowania warunków dla wykonania głównego zadania. Ostatecznie został na zachodzie i nie powrócił do kraju. W końcowej fazie operacji Naczelnikiem Wydziału XI był już płk. Henryk Bosak, który wrócił w 1982 z placówki wywiadowczej w Belgradzie. Bosak osobiście nadzorował sprawę „Widala”.
Ostatecznie od przedsięwzięcia specjalnego odstąpiono. „Widal” został zdekonspirowany przed kontrwywiadem francuskim DST i prawdopodobnie zwerbowany. Centrala Wywiadu w Warszawie dowiedziała się o tym z meldunków źródła nr 10682 pionu nielegalnego wywiadu, pod kryptonimem którym ukrywał się por. Tomasz Turowski. Turowski raportował o tym, że francuskie służby miały ostrzec Piotra Jeglińskiego przed porwaniem, do którego mogłoby dojść w Wiedniu. W całą sprawę miał być zamieszany „niejaki Mackowski lub Plackowski”. Po otrzymaniu tego meldunku oficerowie Wydziału XI od razu zorientowali się, że chodzi tu o Piotra Paćkowskiego. Dokumentację dotyczącą przedsięwzięcia specjalnego zniszczono. Pozostałą część materiałów operacyjnych „Widal” w 1984 złożono do archiwum. Rok później akta zmikrofilmowano. Materiały zachowały się i są dostępne dla zainteresowanych w archiwum IPN.
Ślady trucizny
Jak widać na przykładzie choćby zachowanej operacji „Widal” – Wydział XI Departamentu I SB posiadał „konw how” eliminowania przeciwników za pomocą trucizny. Na pewno takie umiejętności posiedli oficerowie Henryk Wróblewicz i Henryk Bosak. I na pewno ich wiedza oraz umiejętności zostały później odziedziczone przez młodszych kolegów z Wydziału. Wróblewicz i Bosak byli bezpośrednio zaangażowani w operację wywiadowczą „Yon” dotyczącą Jolanty i Andrzeja Gontarczyków. Henryk Bosak nadzorował sprawę osobiście jako Naczelnik Wydziału XI Departamentu I. Natomiast od 1985 roku kiedy objął placówkę wywiadowczą w Budapeszcie odbywał spotkania konspiracyjne z Gontarczykami na ternie Austrii i Jugosławii. Bosak osobiście, wraz z funkcjonariuszami SB: Henrykiem Wróblewiczem oraz z Robertem Grochalem vel Bieleckim zapewnił bezpieczną ewakuację Gontarczyków z Belgradu, przez Budapeszt do Warszawy.
Wielkim dla mnie zaskoczeniem było nie włączenie do akt prowadzonego przez IPN śledztwa dwóch fundamentalnych i równolegle prowadzonych przez Wydział XI Departamentu I SB operacji wywiadowczych o krypt. „Bax” i „Baxis”. Pierwsza operacja prowadzona była bezpośrednio wobec ks. Franciszka Blachnickiego, druga wobec organizacji Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów. Najprawdopodobniej prokurator Ewa Koj nie zleciła drobiazgowej kwerendy w zasobach archiwalnych Instytutu pod kątem dokumentacji pośrednio bądź bezpośrednio dotyczącej osoby ks. Blachnckiego. Tylko tak można wytłumaczyć niekompletność materiałów wytworzonych przez SB w związku z jego opozycyjną działalnością na terenie Niemiec. Gdyby prokurator Koj zadała sobie trochę trudu i sięgnęła po akta rozpracowania obiektowego o krypt. „Baxis”, odkryłaby wątek udziału niemieckiej STASI w rozpracowywaniu ks. Franciszka Blachnickiego oraz organizacji Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów. W aktach tych znajduje się tłumaczenie korespondencji organów bezpieczeństwa NRD skierowanej do SB w sprawie prowadzonej operacji o krypt. „Sycylia” i ustaleń operacyjnych poczynionych przez STASI na ternie ośrodka w Carslbergu.
Ślady działalności STASI
„Sycylia” to kryptonim rozpracowania operacyjnego, prowadzonego w latach 1984-1989 wspólnie przez Biuro Studiów SB oraz STASI, a dotyczącego poznańskiej Solidarności Walczącej i jej zagranicznych powiązań. W tym funkcjonujących na terenie Niemiec zachodnich i Berlina Zachodniego struktur związanych z podziemną Solidarnością. Rozpracowanie obejmowało również działaczy Towarzystwa Solidarność i Wydawnictwa „Pogląd” z Berlina Zachodniego. STASI interesowała się ks. Blachnickim ponieważ prawdopodobnie w działalność Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów był zaangażowany Peter Posselt. Wywiad PRL podejrzewał ks. Blachnickiego o to, że jego aktywność jest finansowana przez jeden z zagranicznych wywiadów. STASI rozpracowując Posselta miała nadzieję, że miał coś wspólnego z zachodnimi tajnymi służbami.
W pierwszym akapicie tłumaczenia wschodnioniemieckiego dokumentu (prawdopodobnie pochodzącego z 1987), czytamy, co następuje „W ramach wspólnego opracowania przypadku „Sycylia” przesyłamy organom bezpieczeństwa PRL wyniki śledztwa prowadzonego przez organy bezpieczeństwa NRD, a dotyczącego Petera Posselt (….) jak też organizacji Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów” i dalej „Posselt znany jest w Centrum Ewangelizacji. Nie udało się ustalić jego dokładnego zajęcia, zadań czy też charakteru podporządkowania. Wiedzą tylko o nim, że utrzymuje on z Centrum ścisłe kontakty zawodowe, głównie odpowiedzialny jest za obywateli polskich i ma powiązania z „Solidarnością”. Na pytanie o P. odpowiedziano, że nie można go osiągnąć w obiekcie. Do nawiązania kontaktu z nim podano numer telefonu „Carlsberg 5306”, który należy do: dr Gontarczyk Jolanta (sic! – przyp. autora)”. Do notatki dołączono dokumentację fotograficzną.
Jak widać z cytowanego fragmentu, mamy do czynienia z wyraźnym śladem kompleksowej aktywności STASI wobec ośrodka polonijnego w Carslbergu. Nie pozostaje nic innego niż podążyć za tym wątkiem i przeprowadzić w ramach nowego śledztwa na szeroko zakrojoną skalę kwerendę dokumentacji pozostającą w zasobie archiwalnym Pełnomocnika Federalnego do spraw Materiałów Państwowej Służby Bezpieczeństwa NRD.
Nie wiedzieć czemu, śledztwo nie zmierzało także do ustalenia wszystkich osobowych źródeł informacji SB uplasowanych w otoczeniu ks. Blachnickiego oraz w powołanych do życia na terenie RFN organizacjach antykomunistycznych, w tym w szczególności w Chrześcijańskiej Służbie Wyzwolenia Narodów. Jest rzecza niemal pewna, że „Yon” i „Panna” nie byli jedynymi agentami uplasowanymi w najbliższym otoczeniu ks. Blachnickiego.
Do głównych moich zarzutów pod adresem prowadzonego śledztwa w sprawie ewentualnego otrucia ks. Franciszka Blachnickiego jest odstąpienie od czynności polegającej na ekshumacji zwłok zmarłego kapłana. W dacie wszczęcia postępowania przygotowawczego przez prokuraturę IPN, doczesne szczątki zmarłego leżały już od pięciu lat w kościele pw. Dobrego Pasterza w Krościenku nad Dunajcem i były w zasięgu badań polskich organów ścigania. W szczególności, że zamówiona opinia sądowo – lekarska nie wykluczyła możliwości otrucia sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Biegli w końcowych wnioskach zwrócili uwagę, że zaobserwowane podczas agonii ks. Blachnickiego objawy mogły pojawić się również cyt. „w wyniku działania innych bodźców patologicznych, a także trucizn, które prowadzą do uszkodzenia serca i krążenia płucnego”. Powołani biegli wskazali na takie trucizny jak: „trucizny lotne, niektóre alkaloidy”. Ponadto zwrócili oni uwagę, że w wypadku podejrzenia zatrucia cyt. „istotne rozpoznawczo może być jedynie badania sekcyjne i badania toksykologiczne materiału pobranego ze zwłok, których w tej sprawie nie dokonano”. Dlaczego prokuratura IPN w Katowicach nie zapewniła powołanym biegłym medycyny sądowej próbek z doczesnych szczątków ks. Blachnickiego do badania – nie do końca jest to dla mnie zrozumiałe.
Wypadki likwidowania przeciwników politycznych i ideologicznych przez sowieckie oraz przez służby specjalne krajów satelickich za pomocą trudno wykrywalnych trucizn były znane i opisywane w dostępnej literaturze. Wystarczy wspomnieć o zamordowaniu przez bułgarskie służby w 1978 w Londynie dysydenta Georgi Markowa przy pomocy rycyny – rodzaju białka pochodzenia naturalnego o silnych właściwościach toksycznych. Czy też skuteczne otrucie przez KGB cyjankiem potasu nacjonalistę ukraińskiego Stepana Banderę w 1958 w Monachium. Na krajowym rynku wydawniczym dostępna już była fundamentalna książka autorstwa gen. Pawła Sudopłatowa pt. „Zeznania niewygodnego świadka” (Bellona, 1999) lub książka autorstwa Kena Alibeka i Stephena Handelmana pt. „Biohazard” (Prószyński i S-ka, 2000) traktująca o sowieckiej broni biologicznej, a w szczególności o produkowanych w wojskowych zakładach truciznach. W następnych latach pojawiły się tak ważne pozycje wydawnicze jak: „Byłem agentem KGB do zadań specjalnych” Alexandra Kuzminova (Bellona, 2008) oraz „Jak zabijają Rosjanie” Grzegorza Kuczyńskiego (Czerwone i Czarne, 2016).Obecny stan wiedzy w przedmiocie produkcji i stosowania trucizn przez KGB, FSB i SWR w celu likwidowania oponentów jest na dość dobrym poziomie. Należy z niej korzystać.
Mam nadzieje, że podjęte (po 14 latach!) przez pion prokuratorski IPN na nowo śledztwo prowadzone w sprawie zgładzenia za pomocą podanej trucizny CSB ks. Franciszka Blachnickiego nie okaże się ponownie farsą. Moim zdaniem tak się nie stanie tylko w wypadku jeśli gospodarz postępowania prokuratorskiego pełnymi garściami będzie czerpał z wiedzy i doświadczeń oraz możliwości współczesnej techniki, a także skorzysta z dostępnych zasobów archiwalnych państw sojuszniczych.
Piotr Woyciechowski,
W artykule z maja 2020 roku znajdują się również materiały źródłowe: akta sprawy szpiegowskiej dot. Małżeństwa Gontarczyków o krypt. „Yon”; akta rozpracowania obiektowego organizacji Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów o krypt. „Baxis” oraz akta osobowe oficerów SB bezpośrednio zaangażowanych w inwigilację CSB ks. Franciszka Blachnickiego: płk. Waldemara Mendzelewskiego, płk. Roberta Grochala, płk. Henryka Wróblewicza, płk. Henryka Bosaka oraz płk. Aleksandra Makowskiego, a także Teczkę pracownika zewnętrznego krypt. „Kossak” dot. płk. Henryka Bosaka.