Włosi przekazali dowody zbrodni Rosjan do MTK w Hadze

Dodano:
Flaga Włoch. Rzym. Zdj. ilustracyjne Źródło: Pixabay
Włoscy śledczy przekazali do Międzynarodowego Trybunału Karnego dowody masowych morderstw i gwałtów popełnionych przez Rosjan na Ukrainie.

W minionym tygodniu Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) wydał nakazy aresztowania prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina i rosyjskiej rzecznik praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej, która ma nadzorować przymusowe deportacje ukraińskich dzieci do Rosji.

Decyzja oznacza, że Putin i Lwowa-Biełowa mogą być aresztowani w krajach, które ratyfikowały Rzymski Statut Międzynarodowego Trybunału Karnego z 17 lipca 1998 roku.

Zbrodnie wojenne Rosjan

W marcu 2022 roku Trybunał w Hadze wszczął śledztwo w sprawie sytuacji na Ukrainie. Od tego czasu badane są zbrodnie wojenne, jakich dopuścili się rosyjscy najeźdźcy.

"Potwierdzam, że moje biuro otrzymało listy polecające od 39 państw i otwiera śledztwo dotyczące sytuacji na Ukrainie, obejmujące zarzuty o zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciw ludzkości lub ludobójstwa dokonane w którymkolwiek regionie Ukrainy" – przekazał w oficjalnym komunikacie z 3 marca ubiegłego roku prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze Karim Khan.

Włosi przekazali dowody

We wtorek, 21 marca dziennik "La Repubblica" podał, iż Włosi zebrali dowody masowych morderstw i gwałtów popełnionych przez rosyjskie wojsko na Ukrainie oraz przekazali je do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK). Śledczy rozmawiali z dziesiątkami świadków zbrodni wojennych. Według relacji, jedna z kobiet miała powiedzieć, że jej przyjaciółka została zgwałcona przez pięciu rosyjskich żołnierzy, którzy potem wracali i gwałcili ją codziennie. Pielęgniarka ze szpitala w Chersoniu mówiła o dzieciach w wieku 2-4 lat z "wyraźnymi oznakami przemocy".

Włosi zwracają szczególną uwagę na sprawę nielegalnej deportacji ukraińskich dzieci oraz zbrodnie przemocy seksualnej ze strony rosyjskiego wojska wobec ludności cywilnej na ukraińskich terytoriach okupowanych.

Źródło: "La Repubblica" / Wyborcza.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...