Rajd na Biełgorod. Dlaczego Rosjanie napadli na Rosję?
Posługując się dwoma czołgami i pojazdami opancerzonymi opanowali kilka przygranicznych wsi, ogłaszając wyzwolenie ich spod obecnej rosyjskiej władzy. Po dwóch dniach i zaciętych walkach toczonych z Rosgwardią i oddziałami regularnej armii rosyjskiej powstańcy wycofali się na terytorium Ukrainy. Jaki naprawdę był cel ich działania?
Rajd rosyjskich jednostek spowodował ogromny odzew polityków i mediów. Dwudniowe walki żołnierzy z tzw. Legionu Wolności i „Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego” wywołały falę komentarzy na temat rzeczywistych celów tej akcji. Dominuje przekonanie, że atak był częścią planowanej od dawna ukraińskiej ofensywy. Wypad na terytorium Rosji miał spowodować przesunięcie rosyjskich oddziałów z innych części frontu oraz pokazać słabość ochrony granicy i rosyjskiej armii, niezdolnej do jej ochrony.
Wydarzeniom przy rosyjsko-ukraińskiej granicy towarzyszył silny kontekst polityczny. Przedstawiciele zarówno Korpusu, jak i Legionu zapewniali, że wkroczyli na terytorium Rosji, aby wyzwolić je spod panowania obecnych władz. Członek tej drugiej organizacji, bojownik o pseudonimie „Cezar” w opublikowanym w mediach nagraniu rzucił nawet rękawice samemu Władimirowi Putinowi. Oświadczył, że rajd na Biełgorod jest pierwszym etapem demilitaryzacji przygranicznych terenów i zapowiedzią walki o obalenie rosyjskiego prezydenta i rozbicie rosyjskiego systemu.
Strach na Kremlu. Rewolucja blisko
W mediach pojawiły się doniesienia o „strachu na Kremlu”. Dmitrij Miedwiediew kolejny raz zagroził Zachodowi „nuklearną apokalipsą”, a odnosząc się do członków ugrupowań bojowych wezwał do „wytępienia tych szumowin jak szczury”. Komentatorzy zaczęli nawet snuć wizje początku rozpadu Rosji. Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski stwierdził na antenie Trójki, że celem Ukrainy powinno być „złamanie spoistości rosyjskiego systemu politycznego”. Podobnie jak Japończycy, którzy „wywołali wstrząs znany jako rewolucja 1905r”. Ukraiński ekspert Ołeksandr Harebin stwierdził, że „Rosja znalazła się w podobnej sytuacji jak po I wojnie światowej, gdy doszło do upadku carskiego imperium”. W podobnym tonie na łamach Rzeczpospolitej wypowiedział się Rusłan Szoszyn, stwierdzając, że „zbrojna rebelia w Rosji po ponad stu latach od rewolucji z 1917 roku i wojny domowej znów jest możliwa”. Te słowa potwierdził nawet szef wykrwawionej pod Bachmutem Grupy Wagnera, od jakiegoś czasu ostro krytykujący rosyjskie władze. Jewgienij Prigożyn w wywiadzie udzielonym blogerowi – nacjonaliście Konstantynowi Dołgowowi powiedział, że ze względu na poniesione wśród żołnierzy straty i gniew ich rodzin „wszystko może się skończyć, jak w 1917 r., rewolucją”.
Ukrainskie władze odcięły się od akcji. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow stwierdził jedynie, że sytuacja w żaden sposób nie wpływa na bezpieczeństwo na Ukrainie, a obywatele Rosji mają prawo protestować. Doradca prezydenta Ukrainy Michajło Podoljak w ironicznym wpisie nia tłiterze stwierdził, że „czołgi są sprzedawane w każdym rosyjskim sklepie wojskowym, a podziemne grupy partyzanckie składają się z obywateli Rosji”.
Żytiel dla Ukrainy
Nawet w tym informacyjnym zgiełku do mediów przebiła się informacja, że rosyjscy bojownicy po dwóch dniach walk powrócili na Ukrainę z cennym łupem. Miały to być zdobyte na Rosjanach transporter opancerzony BTR – 82A i system walki radioelektronicznej R-330Ż Żytiel. Najnowszy rosyjski transporter z pewnością jest cenną zdobyczą, chociaż generalnie to jedynie zmodernizowana wersja używanego od dziesięcioleci BTR-80. Prawdziwą sensacją jest natomiast wykradzenie Rosjanom Żytiela. W dodatku prawdopodobnie kompletnego zestawu z dokumentacją techniczną i instrukcjami.
R-330Ż Żytiel to stacja zakłóceń radiowych zdolna do wykrywania, pelengowania i zakłócania przenośnych i bazowych stacji łączności satelitarnej oraz zakłócania radiowego sprzętu nawigacji satelitarnej GPS. Rosjanie przy pomocy takich zestawów zakłócaja m.in. łączność realizowaną przez system Starlink, który odgrywa kluczową rolę w komunikacji i rozpoznaniu prowadzonym przez ukraińskie jednostki, w tym działaniach z wykorzystaniem dronów. Stacja Żytiel może działać samodzielnie lub wpięta w system, kompletnie zagłuszając sygnały w promieniu 20 - 30 km. Przejęty egzemplarz miał być aktualizowaną wersją, uwzględniającą doświadczenia zdobyte w trakcie wojny na Ukrainie. W mediach społecznościowych można też znaleźć informacje, że oprócz tego systemu zdobyto inne, nawet bardziej cenne urządzenia walki radioelektronicznej. Jakie ma to znaczenie dla toczącej się wojny?
Blisko przełomowej broni
Krótko przed wybuchem wojny na Ukrainie w 2022 r., w rosyjskim Zachodnim Okręgu Wojskowym planowano utworzenie batalionów radioelektronicznych, wyposażonych m.in. właśnie w systemy Żytiel. Miała to być odpowiedź na zakup przez Polskę rakiet JASSM (Joint Air-to-Surface Standoff Missile). Rosyjskie systemy miały posłużyć do zakłócania ich systemów sterowania.
Na dziesięć dni przed niedawnym atakiem na Biełgorod brytyjski minister obrony Ben Walles powiedział, że Wielka Brytania dostarczyła Ukranie pociski powietrze – ziemia „Storm Shadow”, a kilka dni później zarówno brytyjczycy jak i Rosjanie potwierdzili ich użycie przeciw celom w okolicach Ługańska. Przy czym Rosjanie twierdzili, że zdołali je zniszczyć. Ukraińcy mieli przystosować do ich przenoszenia swoje bombowce frontowe Su-24. Pokazał to ostatnio minister oborny Ukrainy Oleksji Reznikow publikując na tłiterze zdjęcie samolotu z podwieszonym pociskiem obok wspólnej fotografii z Wallesem.
Przekazanie pocisków Storm Shadow może - jak to już wielokrotnie bywało - otworzyć drogę do dostarczenia ukraińcom innych, podobnych rodzajów broni. W kolejce być może już czekają amerykańskie AGM-158 JASSM i SLAM-ER, niemiecko – szwedzkie Taurus KEPD 350 czy norwesko – amerykańskie JSM. Pociski te mają zasięg od 250 do nawet 500 km. Broń ta, w połączeniu z samolotami F-16, które również mogą zostać w ciągu kilku miesięcy przekazane Ukrainie mogłaby być game changerem w nadchodzącej ofensywie, a może i całej wojnie. Będą one mogły np. razić cele na Krymie, czy magazyny i drogi zaopatrzenia nad Morzem Azowskim, albo morskie cele na Morzu Czarnym. Nie należy się jednak raczej spodziewać zgody na ich użycie na terytorium Rosji.
Zdobycie systemu Żytiel mogło być więc częścią wiekszej operacji, mającej na celu wyposażenie ukraińskich sił zbrojnych w dalekosiężną broń, niezbędną w planowanej ofensywie. Pozyskanie charakterystyki urządzeń mogących zakłócić ich działanie mogłoby mieć kluczowe znaczenie w tym procesie, umożliwiając zastosowanie przeciw nim skutecznych środków walki elektronicznej.
Ponadto działania w okolicach Białogrodu otwarły też fragment przestrzeni powietrznej nad Rosją, umożliwiając wlot w nią ukraińskich dronów. Maszyny, korzystając z nawet chwilowego obezwładnienia systemów mogły zostać wykorzystane do sprawdzenia ich działania i reakcji. Może to być próba przed szerszym wykorzystaniem przez Ukraińców dalekosiężnych aparatów bezzałogowych. Od dawna jest to zapowiadane, i potwierdzałoby ostatnie sugestie amerykańskich agencji wywiadowczych, o intensywnych operacjach ukraińskich wojsk i służb specjalnych z użyciem dronów nad terytorium Rosji. Jedną z nich miał być atak na kopułę Pałacu Senackiego na Kremlu 3. maja br.
To dopiero początek
Niewykluczone więc, że atak na Biełgorod, czyli klasyczne działania rajdowe, był częścią większej akcji, albo jedynie przykrywką dla niej. Zwłaszcza, że z pewnością dość groteskowe deklaracje rosyjskich ochotników nie zachwieją posadami Rosji. Wręcz przeciwnie, takie działania mogą wręcz konsolidować społeczeństwo wokół rosyjskich władz. Zwłaszcza że część ochotników wywodzi się ze skrajnie prawicowych organizacji nacjonalistycznych, nie cieszących się w Rosji zbytnią popularnością. Można więc łatwo przedstawiać ich jako faszystów, podobnych do walczących w czasie II wojny światowej u boku hitlerowców rosyjskich oddziałów kolaboracyjnych.
Nic więc dziwnego, że wyznaczony do zadania uporania się z dywersantami, znany dotychczas raczej z nieudolności rosyjski generał Aleksandr Łapin poganiał swoich żołnierzy pod Biełgorodem wykrzykując „Naprzód! Za ojczyznę” z flagą Związku Radzieckiego przypiętą na rękawie munduru. Warto tu przypomnieć, że amerykański Insytyt Studiów nad Wojną już w listopadzie zeszłego roku ostrzegał, że Kreml tworzy środowisko informacyjne dla ataku pod obcą flagą w Obwodzie Biełgorodzkim, w celu zwiększenia poparcia społeczeństwa dla wojny na Ukrainie. Atak rosyjskich jednostek ochotniczych dobrze wpisuje się w taki scenariusz.
Z pewnością akcja pod Biełgorodem przykryła medialnie informacje o zdobyciu przez Rosjan Bachmutu. Jednak dla Zachodu temat ten nie jest aż tak istotny. Zwłaszcza, że miasto ma raczej symboliczne, a nie strategiczne znaczenie. W Rosji natomiast staje się symbolem wielomiesięcznych walk i ogromnych ofiar poniesionych przy jego zdobywaniu. Ukraińcy nie mieliby więc zbytnio powodów dla odwracania uwagi od tego bolesnego tematu i koncentrowaniu rosyjskiej opinii publicznej na obronie naruszonych granic.
Akcja mogła wywołać również niekorzystne dla Ukrainy reperkusje na Zachodzie. Jak podkreślał np. były ambasador RP w Afganistanie płk rez. dr Piotr Łukasiewicz może wręcz „sprowokować zwiększenie nieufności Zachodu do Ukrainy”, jako że „użyto tam sprzętu (typu MRAP i Humvee) przekazywanego Ukrainie pod warunkiem nieeskalowania, czyli nie przenoszenia wojny na terytorium Rosji”.
Z drugiej strony trudno przypuszczać, że Ukraińcy zdecydowali by się na nią bez choćby powiadomienia Waszyngtonu, co pośrednio mogą potwierdzać ambiwalentne wypowiedzi na jej temat Pentagonu i Departamentu Stanu. Można się też spodziewać nasilenia takich działań w najbliższej przyszłości.
Wydaje się więc, że głośny, polityczny charakter akcji pod Bachmutem służył raczej przykryciu jej prawdziwych celów. Być może oprócz Żytiela, którego przejęcie dano jako przynęte dla mediów, zdobyto jeszcze cenniejszy sprzęt. I właśnie to, obok głównego celu, czyli wybadania gruntu pod nadchodzącą ofensywę było powodem przeprowadzenia tej operacji. Odbyło się to w bardzo nietypowy sposób, ale prawdopodobnie owa oczekiwana ofensywa również znacząco odbiegać będzie od klasycznych sposobów prowadzenia takich operacji. Jak większość działań wojennych na Ukrainie.