Róża Thun: Pojadę świętować 4 czerwca do Warszawy na marsz
Europosłanka Polski 2050 Róża Thun została zapytany o udział w – organizowanych przez lidera PO Donalda Tuska – marszu 4 czerwca.
– Muszę przyznać, że bardzo konsekwentnie unikam odpowiedzi na to pytanie, bo do szału doprowadza mnie takie rozliczanie, kto przyjedzie, a kto nie. Ostatni raz obecność na marszach sprawdzali mi w czasach komunizmu, gdy był taki obowiązek 1 maja. 4 czerwca to ma być radość i świętowanie, a nie rozliczanie i presja – wyznała polityk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
W dalszej części wywiadu Thun przyznaje jednak, że przyjdzie do stolicy na marsz. – Zdradzę pani, choć miałam tego nie mówić: ja i tak pojadę świętować 4 czerwca do Warszawy na marsz. Dużo ludzi do mnie dzwoniło i prosiło, żebyśmy byli razem – tłumaczy europosłanka.
Thun o marszu Tuska
W rozmowie z "GW" polityk nie szczędziła jednocześnie gorzkich słów pod adresem byłego premiera.
– Dla mnie bardzo gorzkim doświadczeniem było to, że najpierw przewodniczący największej partii opozycyjnej obwieścił, bez porozmawiania z innymi partiami, że organizuje to święto i marsz. A na następny dzień jego rzecznik dodał, że "partii politycznych nie zapraszamy". To nie jest dobra metoda jednoczenia opozycji – tłumaczyła Thun.
– Ja bym na jego miejscu zrobiła krok w tył i powiedziała coś w rodzaju: zaproponowałem marsz spontanicznie, być może zbyt spontanicznie i dlatego bez konsultacji z innymi siłami opozycyjnymi, ale jeśli możecie, to zapraszam was wszystkich i bardzo by było dobrze, gdybyśmy wszyscy stanęli obok siebie na scenie – doradzała dalej Tuskowi europosłanka.
– Ja widzę przecież, że Tuskowi bardzo zależy, żeby wygrać te wybory. Ciężko haruje, by tak się stało. Spala się, jeździ po Polsce, jak zresztą my wszyscy. Wszyscy wiemy, że te wybory są równie ważne jak wtedy w 1989 roku. Ale wygrać je może tylko cała opozycja. Nie powinno się jej ani skłócać, ani starać zdominować. Bardzo dużo zależy od największej partii i jej przywódcy – dodała polityk.