Caritas: Pomocy dla Ukrainy jest teraz naprawdę mało

Dodano:
Punkt organizacji "Caritas Charków" Źródło: PAP / Vladyslav Karpovych
Pomocy humanitarnej dla Ukrainy jest teraz naprawdę mało. Po dziś dzień otrzymujemy wsparcie z Polski, ale jest ono niewielkie w porównaniu z początkiem wojny – mówi Dyrektor Caritas Charków.

Jeżeli w miesiącu przyjadą dwa, trzy tiry z darami, to naprawdę sukces. A potrzeby niestety są coraz większe - powiedział ks. Wojciech Stasiewicz dyrektor Caritas Charków, podczas Wakacyjnego Spotkania Misjonarek i Misjonarzy, które obywało się w dniach 19-22 czerwca w warszawskim Centrum Formacji Misyjnej. Duchowny, który od 16 lat posługuje na wschodniej Ukrainie, podzielił się swoimi doświadczeniami z posługi na terenach objętych wojną.

Caritas: Przeogromne potrzeby, pomoc znikoma

Drugiego dnia Wakacyjnego Spotkania Misjonarek i Misjonarzy głos zabrał m.in. ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor Caritas Charków. Duchowny podkreślił, że obecnie potrzeby ludzi, którzy przebywają na terenach diecezji charkowsko-zaporowskiej są przeogromne, a pomoc humanitarna znikoma. Zauważył, że media coraz mniej mówią o tym co się dzieje na Ukrainie, a Rosjanie niestety wciąż masakrują tamtejsze miasta bestialsko mordując ludność cywilną.

Ks. Stasiewicz w dzień wybuchu pełnoskalowej wojny przebywał w Odessie. - Oczywiście, przed wybuchem wojny, trochę mówiło się o nadchodzącym ataku Rosjan, ale nie zapominajmy, że ta wojna trwa właściwie od 2014 roku, obejmując głównie Ługańsk i Donbas. Pojawiały się informacje, że Rosja gromadzi wojska, że prowadzą ćwiczenia, ale na przestrzeni ostatnich lat miało to miejsce tyle razy, że nikt tego już nie brał do końca na poważnie. Każdy mówił, że nie będzie prawdziwej wojny – wyjaśnił.

Kiedy miały miejsce pierwsze wybuchy w mieście zapanował chaos. Zewsząd przyjeżdżały ogromne ilości wojska, czołgów, amfibii, zbrojenia. - Patrząc na te ogromne masy uciekających ludzi, na wielką ewakuację wschodniej Ukrainy, zaczęło do mnie docierać, że dzieje się coś naprawdę poważnego – przyznał.

W diecezji, w której posługuje ks. Stasiewicz, wciąż pracuje 49 katolickich księży. Jak podkreślił duchowny, żaden z nich nie opuścił swojego kościoła, mimo że kapłani otrzymali zgodę biskupa na ewakuację. - Jedynie kilku księży opuściło parafie, ale to dlatego, że musieli uciekać z miejsc zajętych przez Rosjan, albo tam gdzie była przymusowa ewakuacja jak np. w Mariupolu, gdzie posługiwali paulini – wyjaśnił.

Dyrektor Caritas dodał, że w klasztorze w Mariupolu, Rosjanie urządzili sobie budynek administracji. Przebywali tam dwa miesiące, a kiedy opuszczali budynek wynieśli z kościoła wszystko co się dało, łącznie z gniazdkami, które wykręcili ze ścian. - Tak właśnie działają Rosjanie, wszędzie gdzie wchodzą zostawiają ogromne zniszczenie i bałagan. Na każdym zajmowanym przez nich terytorium czuć w powietrzu śmierć, gdziekolwiek była okupacja, czuć i widać obraz śmierci – zaznaczył.

Sytuacja na wschodzie Ukrainy

Ks. Stasiewicz opowiedział o tym w jaki sposób Caritas wspiera ludność żyjącą na terenie wschodniej Ukrainy. Przez pierwsze pół roku wojny pomoc humanitarna docierała tam w ogromnej ilości, z całego świata, jednak teraz sytuacja diametralnie się zmieniła, z kolei państwo Ukraińskie koncertuje się bardziej na dofinansowaniu działań na froncie, niż na pomocy obywatelom.

Duchowny zaznaczył, że Caritas-Spes jest obecne niemal w każdym katolickim kościele, a Ukraińcy mogą tam znaleźć schronienie i otrzymać pomoc humanitarną. Wyznał, że w pewnym momencie w kurialnych piwnicach żyło ok. 50 osób, głównie matki z dziećmi i siostry zakonne.

- Pamiętam szczególnie ubiegłoroczną Środę Popielcową. Nasza katedra była już zamknięta, ponieważ było tam zbyt niebezpiecznie. Prowadziłem Mszę świętą, nagle usłyszeliśmy naprawdę ogromne uderzenia, wszyscy upadliśmy na podłogę, wyczołgaliśmy się z kaplicy i pobiegliśmy do piwnicy. Nikt nie wiedział co się dzieje. Po 20 minutach poszedłem z kilkoma osobami dokończyć Mszę świętą. Trauma po tym wydarzeniu była taka wielka, że każdego dnia czułem obawę o to czy dokończę Mszę. Wtedy też pojawiła się decyzja o ewakuacji całej kurii, przede wszystkim dzieci, które były wycieńczone, niedospane, niedokarmione, każdy z nas miał problemy żołądkowe, nikt nie miał apetytu, nie mogliśmy nic jeść ze stresu. Każdego dnia było słychać dziesiątki uderzeń w całym Charkowie – wspominał kapłan.

Ze smutkiem przyznał, że wojskom ukraińskim militarnie brakuje wszystkiego. Ocenił, że Rosja latami przygotowywała się do tego konfliktu, cały czas produkcje nowy sprzęt, a potencjał ludzki ma niemal nieograniczony. Dodatkowym atutem jest rotacja żołnierzy, którzy zmieniają się co trzy miesiące, podczas gdy ukraińscy rotują co 12 miesięcy.

- Są więc niezwykle zmęczeni, wyczerpani, podupadli mocno na duchu, wielu z nich jest kalekami. Teraz, kiedy ogłaszają mobilizację w Charkowie, jest ona przymusowa. Ludzie nie chcą już walczyć, bo wiedzą z czym to się wiąże, kim jest Rosja. Bywa, że na siłę Ukraina zabiera na front młodych chłopców. Szczęściem jest jeżeli któryś z nich będzie jakkolwiek przygotowany do wojny. Niestety są oni wysyłani do walki z dnia na dzień, nie wiedzą nawet jak trzymać karabin, wiec jest to trudna, nierówna wojna – zaznaczył, dodając, że nie wiadomo jaka będzie przyszłość.

Duchowny podkreślił, że na przykładzie wysadzenia tamy w Nowej Kachowce, widać do czego zdolna jest strona rosyjska. Obecnie na tym obszarze rozwija się epidemia, sytuacja jest wręcz dramatyczna.

Zaznaczył jednak, że oprócz tego „imperium zła” dzieje się też dużo dobra, a Pan Bóg jest obecny w tej wszechogarniającej biedzie i tragedii. Ks. Stasiewicz przyznał, że ludzie wielokrotnie zadawali mu znane wszystkim pytanie "Gdzie jest Pan Bóg?". Wciąż słyszy od różnych osób jak z pozoru idealnie zaplanowane rosyjskie akcje nie doszły do skutku, np. z powodu zupełnie niezapowiedzianej zmiany pogody. Któregoś razu rosyjskie okręty nie mogły dobić do odeskiego brzegu, ponieważ zupełnie nagle, w piękny słoneczny dzień, rozpętał się ogromny sztorm i rosyjski atak musiał zostać odwołana. Drugiego dnia sytuacja się powtórzyła.

- Takich przykładów jest dziesiątki - powiedział dyrektor Caritas Charków, przypominając, że podobnie było w Kijowie, którego zajęcie było przez Rosjan perfekcyjnie przygotowane, a jednak generał Wałerij Załużny, mimo sprzeciwu współtowarzyszy, wpuścił Rosjan na teren miasta, a następnie ukraińskie oddziały przegoniły najeźdźcę, choć dysponowały znacznie mniejszymi siłami. - Widzę w tej decyzji Bożą opatrzność. Ta decyzja spowodowała, że Ukraina nie została zdobyta, podobnych historii znam naprawdę wiele – zapewnił kapłan.

Nadmienił też, że wiele osób w Rosji wykorzystuje osobę papieża Franciszka do swojej propagandy. - Również w Polsce można usłyszeć głosy mówiąc: "dlaczego Papież nie powie, że to Rosja jest agresorem". A przecież ponad sto razy na przestrzeni roku powiedział o cierpieniu Ukrainy, o wojnie na Ukrainie – podkreślił ks. Stasiewicz. Duchowny przypomniał niedawną wizytę na Ukrainie specjalnego wysłannika papieskiego, kard. Matteo Zuppiego, który zapewnił, że Watykan będzie dalej wspierał Ukrainę militarnie oraz na drodze pokojowego dialogu.

- W następnym tygodniu już czwarty raz na Ukrainie przybędzie kard. Konrad Krajewski, który był również u nas w Charkowie. Spotkanie z nim było niesamowite. Sam jako kierowca przyjechał z Watykanu, wioząc ogromne ilości pomocy humanitarnej, żeby przekazać wyrazy wsparcia dla Ukrainy, dla każdego księdza – wspominał.

Duchowny jeszcze raz przypomniał, że najważniejsze, by nie przyzwyczaić się do wojny. - Jeżeli Ukraina zostanie zapomniana, pozostawiona sama sobie, to przegra. Ta pomoc humanitarna, ale i dialogu pokojowego... Ta pomoc jest, ale jest jej coraz mniej i o to chodzi Rosji, która gra na zmęczenia, na wydłużenie, na zniechęcenie, to ich taktyka i broń – zaznaczył.

W opinii ks. Stasiewicza najważniejsza posługa to bycie z tymi ludźmi. Wielokrotnie ktoś zaczepiał go na ulicy, bo pamiętał, że to właśnie od katolickiego księdza otrzymał pomoc. - Ludzie kojarzą nas, mówią: „wy pomogliście nam, gdy wszyscy już uciekli” - wspominał dyrektor Caritas w Charkowie, podkreślając, że takie doświadczenia zostają w pamięci ludzi, którzy widzą, że Kościół katolicki ich nie opuścił.

- Doświadczyłem bardzo dużo, różnych ciężkich sytuacji, ale dziękuję Bogu za ten czas, za to miejsce i proszę was o pamięć i modlitwę – zaapelował na zakończenie ks. Stasiewicz.

Na Wakacyjne Spotkanie Misjonarzy przybyli goście ze wszystkich kontynentów, by podzielić się swoim doświadczeniem pracy misyjnej. Około 100 osób, księży, zakonników, sióstr zakonnych i świeckich misjonarzy spędziło czas w domowej atmosferze w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, uczestnicząc w modlitwach, wykładach i dyskusjach.

– To Święto polskich misjonarek i misjonarzy, niech jeszcze bardziej umocni nas w zapale misyjnym i sprawi, że z nową energią będziemy uczestniczyli w misyjnym dziele Kościoła – wyjaśnił o. Kazimierz Szymczycha SVD, sekretarz Komisji Episkopatu Polski ds. Misji, odpowiedzialny za organizację wydarzenia.

Źródło: KAI
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...