Prof. Grosse: W interesie Niemiec jest wbicie klina w relacje polsko-ukraińskie
DoRzeczy.pl: W ostatnich dniach Manfred Weber przeprowadził kolejny atak na Prawo i Sprawiedliwość. Polityk nazwał tę partię wprost „wrogiem”, mówiąc, że musi stworzyć „zaporę ogniową” przeciwko niej. Czy niemiecka klasa polityczna przystąpiła wprost do polskiej kampanii wyborczej?
Tomasz Grosse: Manfred Weber jest szefem Europejskiej Partii Ludowej, a PiS jest dla nich jednym z najważniejszych konkurentów w europarlamencie. PiS jest jedną z głównych sił we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Rywalizują o rząd dusz na prawicy, tym bardziej, że Weber ma taką filozofię działania, że chce się przesunąć na prawo. To jego strategia dla osiągnięcia sukcesu EPL-u w nadchodzących wyborach, ale też ambicja, by zostać szefem Komisji Europejskiej.
Jednak uwagi Webera wykraczają poza rywalizację czysto wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Wykraczają też poza strategię wbicia klina w Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Działa na rozbicie tej frakcji, chce przeciągnąć Giorgię Meloni na swoją stronę. Równocześnie chce izolować PiS. Weber wypowiada te słowa w trakcie kampanii wyborczej w Polsce. To są słowa, które bardzo dobrze korespondują z równoległą narracją mediów niemieckich, które wypowiadają się w tym samym tonie o polskich władzach i z działaniami rządu niemieckiego przez ostatnie kilka lat. One rzeczywiście w stosunku do Polski były wrogie i nieprzyjazne.
Czyli chodzi o coś więcej?
Mamy do czynienia nie tylko z przypadkową wypowiedzią, albo wypowiedzią, która ma kontekst wyłącznie europejski. One z pewnością wpływają na to, co ma miejsce w Polsce, jeśli chodzi o kampanię wyborczą. Jest to niedopuszczalne i należy to krytykować. To pogwałcenie naszej demokracji wyborczej. To brutalna ingerencja, która w tym konkretnym wypadku wspiera przedstawiciela EPL-u, czyli Donalda Tuska przeciwko obecnej koalicji rządowej, która ma alternatywny pomysł na integrację europejską w stosunku do tych niemieckich. Ponadto, Weber stroi się w szaty demokraty broniącego praworządności, a jednocześnie próbuje cenzurować lub nawet eliminować z dyskursu siły polityczne, które mają odmienną od niego wizję integracji europejskiej, która jest w jego przekonaniu niezgodna z niemieckimi interesami. To złamanie standardów demokracji, prawa i wartości europejskich. To jest szkodliwe dla przyszłości UE, bo zatruwa relacje między narodami europejskimi.
Spotkałem się z opinią, że zaostrzenie relacji między Kijowem a Warszawą, w dużej mierze ze strony ukraińskiej, może wynikać z ingerencji Niemiec. Ukraińcy, mając świadomość, że to Niemcy mają decydujący głos, chociażby w temacie ich obecności w Unii Europejskiej, zaczynają grać niemiecką kartą. Czy zgadza się pan z taką tezą?
W interesie niemieckim jest przeciągnięcie Ukraińców na swoją korzyść i wbicie klina w dobre relacje polsko-ukraińskie, które się radykalnie poprawiły wraz z wybuchem wojny w 2022 r. To ich interes geopolityczny. Będą wykorzystywać każdą okazję, by osiągać te dwa cele. Gdy wybuchł kryzys w relacjach polsko-ukraińskich, to Niemcy natychmiast wsparli Ukrainę i byli przeciwko przedłużaniu embarga Komisji Europejskiej nałożonego na ukraińskie zboże, które wkrótce ma wygasnąć. Widzę w tym interes geopolityczny, pewną strategię, którą nie możemy być zaskoczeni. Jeśli chodzi o Ukraińców, to sprawa jest otwarta. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko dostrzegają, jaka jest realna pomoc Polski, a jaka Niemiec. To, że Niemcy bardziej deklarują pomoc, niż ją rzeczywiście okazują. Sądzę, że duża część ukraińskich elit ma tego świadomość i wyciągają odpowiednie wnioski. Dla Ukraińców, perspektywicznie, równie ryzykowana jest dominacja w naszej części Europy Berlina, jak i Moskwy.