Protest na granicy. Ukraina może nałożyć kary na polskich kierowców
Protestujący domagają się m.in. utworzenia "zielonego korytarza" dla wracających na pusto aut, czyli likwidacji elektronicznej kolejki, która dziś obowiązuje po wschodniej stronie granicy ukraińsko-polskiej.
Jak dowiedział się "Dziennik Gazeta Prawna", niektóre auta przebywają na Ukrainie już ponad 20 dni, a to daje władzom prawo do nałożenia kary finansowej. Jeden z kierowców powiedział "DGP", że to kwota ok. 40 tys. zł za jeden samochód. "Skarży się, że nie może wyjechać, bo w kolejce jest spychany co chwila na dalsze miejsce, gdyż system nie działa rzetelnie" – czytamy w artykule.
Na Ukrainie utknęło 500 samochodów z Polski
Cytowany przez gazetę Rafał Mekler, lider Konfederacji na Lubelszczyźnie, jeden z liderów Strajku Przewoźników i przedsiębiorca z branży transportowej, tłumaczy, że z powodu elektronicznej kolejki na Ukraine utknęło 500 samochodów należących do polskich przewoźników. Dodaje, że problemem zainteresowała się Bruksela, która chce zorganizować trójstronne spotkanie w tej sprawie.
Waldemar Jaszczur z Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu, który przewodniczy protestowi, przekazał "DGP", że na środę zaplanowano spotkanie z Dariuszem Klimczakiem, który ma objąć resort infrastruktury w nowym rządzie. – Od finału rozmów zależy to, czy akcja będzie trwać dalej i w jakiej formie – zaznacza Jaszczur.
Protest na granicy może zostać zaostrzony. Mają dołączyć rolnicy
W czwartek do protestujących kierowców mają dołączyć rolnicy i zacząć blokować przejście w Medyce. Przewoźnicy (to już ponad 800 firm) będą ich w tym wspierać. "Ma to sprawić, że blokadzie ulegnie cała granica z Ukrainą" – informuje dziennik.
Jeśli nie zostanie zawarte porozumienie, protestujący grożą zaostrzeniem akcji. "Dziś przepuszczają przez granicę po 3–4 samochody na godzinę. Po zaostrzeniu protestu granica stanie" – ocenia "DGP".