Dziennikarz do Mastalerka: Ktoś mógłby pana nazwać tłustym kotem
Marcin Mastalerek był gościem Michała Wróblewskiego w programie Wirtualnej Polski. Dziennikarz pytał go, czy PiS przegrał wybory przez tzw. tłuste koty. – Ja to diagnozowałem we wrześniu. Przestrzegałem by te tłuste kotki nie przespały najważniejszego momentu kampanii – mówił.
Dziennikarz stwierdził, że Polacy zaczęli dostrzegać nepotyzm i fakt, że politycy PiS załatwiali znajomym pracę w Spółkach Skarbu Państwa.
– Po ośmiu latach przychodzi naturalne zmęczenie, ale też pewne przyzwolenie i ludzie szybko zapominają, na czym przegrywała poprzednia władza. W rządzie PO-PSL działy się bardzo podobne procesy i Zjednoczona Prawica nie wyciągnęła wniosków – stwierdził.
Dziennikarz: O panu też można to powiedzieć
Wówczas Wróblewski zapytał Mastalerka o jego przeszłość. – Ktoś mógłby powiedzieć, że pan też miał całkiem niezłą sytuację. PO tym jak Jarosław Kaczyński usunął pana z list wyborczych pan dostał posadę dyrektora ds. komunikacji w Orlenie, później był pan wiceprezesem w ekstraklasie, więc pana też ktoś mógłby nazwać tłustym kotem – mówił dziennikarz.
– Byłem parlamentarzystą, rzecznikiem PiS kierującym kampanię wyborczą. Potem zajmowałem się komunikacją w największej polskiej firmie. Jeżeli ktoś mi zarzuci, że nie znam się na komunikacji to uśmiechnę się – odparł Mastalerek.
Wróblewski spytał wówczas, czy praca w Orlenie to była "średnia fucha". – Niech pan spojrzy, że jak dla człowieka, który przeprowadził kampanię i znał się na tej działce, to ludzie młodsi i mniej doświadczeni ode mnie dostawali za rządów PiS o wiele wyższe funkcje. Później ja zarabiałem dużo większe pieniądze niż w Orlenie. Pójście do Orlenu, tylko z punktu finansowego, było dla mnie gorsze. Każdy kto zna kulisy mojego przyjścia do ekstraklasy wie, że politycy PiS najdelikatniej mówiąc nie pomagali mi – stwierdził.