Sensacyjne doniesienia ws. wybuchu Nord Stream. Polacy mieli celowo opóźniać śledztwo

Dodano:
Miejsce wycieku gazu z Nord Stream na Morzu Bałtyckim Źródło: X / Forsvaret
Jak podają amerykańskie media, Polska miała celowo ukrywać dowody w sprawie i opieszale współpracować z europejskimi śledczymi.

Europejscy śledczy są oburzeni zachowaniem Polski i zarzucają jej sabotowanie śledztwa w sprawie wybuchu na gazociągu Nord Stream. Jak pisze "The Wall Street Journal", Polska miała celowo ukrywać kluczowe dowody w tej sprawie, ponieważ mogą one wskazywać na udział Ukrainy w akcji zniszczenia gazociągu.

"Europejscy śledczy od dawna uważają, że atak został zorganizowany z Ukrainy przez Polskę” – czytamy w publikacji.

Na razie Europa liczy, że nowy rząd w Warszawie wymusi na polskich śledczych współpracę w śledztwie. Część wysokich urzędników europejskich twierdzi, że rozważa możliwość złożenia wniosku w tej sprawie bezpośrednio do Donalda Tuska.

Zarzuty wobec Polski

Jak dotąd europejscy śledczy w ramach prowadzonego postępowania nie przedstawili dowodów na możliwy udział polskiego rządu w zniszczeniu Nord Stream. Wskazują też, że nawet gdyby w sabotaż rzeczywiście zaangażowani byli niektórzy polscy urzędnicy, polski rząd mógłby nic nie wiedzieć o ich udziale w operacji.

Jednocześnie, zdaniem śledczych, próby blokowania śledztwa przez polskie władze budzą podejrzenia co motywów i roli Warszawy w całym incydencie.

Polscy prokuratorzy, którzy prowadzą wewnętrzne śledztwo w tej sprawie, twierdzą, że współpracują z innymi krajami. Jak dotąd nie znaleziono żadnych dowodów na udział Polski w sabotażu.

Zniszczenie gazociągu

Dochodzenie przeprowadzone przez Niemcy, Danię i Szwecję wykazało, że rurociąg został wysadzony w powietrze przez sześcioosobowy zespół zauważony na Morzu Bałtyckim na jachcie Andromeda. Jak wynika ze śledztwa, jacht w trakcie swojej podróży zatrzymał się w trzech krajach, w tym w Polsce. Andromeda została wynajęta w Niemczech za pośrednictwem polskiej firmy. Podczas śledztwa na statku odkryto ślady tego samego materiału wybuchowego, który odnaleziono w miejscach podwodnych eksplozji.

Według śledczych, po zniszczeniu części rurociągu załoga zacumowała w polskim porcie w Kołobrzegu. Spędziła tam cały dzień. Pracownik portu poinformował policję o podejrzanej grupie osób (5 mężczyzn i 1 kobieta). Według niego, jej członkowie mówili po rosyjsku lub ukraińsku.

19 września polska Straż Graniczna przeprowadziła kontrolę członków załogi, podczas której przedstawili oni unijne paszporty. Następnie pozwolono im na dalszą podróż. Według śledczych, po wypłynięciu z powrotem na północ, rozłożyli resztę min wokół gazociągu.

Polska podzieliła się tą informacją dopiero w marcu 2023 r. Polscy śledczy zgodzili się udostępnić dane dopiero wtedy, gdy poprosili ich o to koledzy z Niemiec. "Berlin dowiedział się o pobycie jachtu w Polsce w styczniu od holenderskiego wywiadu wojskowego, który otrzymał informację od kogoś z Ukrainy” – czytamy w publikacji.

Polskie służby odmówiły udostępnienia nagrań wideo grupy podejrzanych. Choć, jak ustalili europejscy śledczy, załoga jachtu przez cały czas pobytu w porcie w Kołobrzegu znajdowała się w polu widzenia kamer monitoringu.

Polsce zarzuca się także celowe zagmatwanie śledztwa. Na przykład polska prokuratura twierdziła, że na Andromedzie nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych, chociaż nie przeprowadzono odpowiednich badań kryminalistycznych. Z kolei ABW podała, że funkcjonariusze Służby Granicznej, którzy sprawdzali załogę jachtu, nigdy nie weszli na pokład statku, co stoi w sprzeczności z wcześniejszymi wypowiedziami polskich prokuratorów.

Polska prokuratura podała, że Andromeda przybyła do Kołobrzegu 19 września około godziny 16:00, a następnie opuściła port około 12 godzin później. Śledczy odkryli później, że statek faktycznie zacumował o 9 rano, po całonocnej podróży z Danii.

Według urzędników europejskich niemieccy śledczy czekali co najmniej dwa miesiące, zanim w połowie maja ubiegłego roku mogli spotkać się ze swoimi polskimi odpowiednikami. Po spotkaniu odnieśli wrażenie, że Polacy po prostu nie chcą lub nie potrafią współpracować.

Źródło: Wall Street Journal
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...