Sellin: Postulat PO o likwidacji IPN-u to zdrada ideałów solidarnościowych
DoRzeczy.pl: Większość sejmowa ograniczyła budżet Instytutu Pamięci Narodowej. Tomasz Trela z Lewicy skomentował to słowami: "dość propagandy Prawa i Sprawiedliwości”. Ze szkół ma również zniknąć przedmiot "Historia i Teraźniejszość". Czy koalicja rządząca prowadzi działania wymierzone w polską pamięć historyczną?
Jarosław Sellin: To, że poseł Lewicy, czyli cherlawej struktury postkomunistycznej ma taką postawę, to mnie nie dziwi. Oni mieli taką postawę od początku. IPN powstał w 1999 r. jako pierwsza duża, poważna instytucja w III RP, która miała zajmować się przeszłością i prowadzić mądrą politykę historyczną. Środowisko postkomunistyczne zawsze był przeciwko jego istnieniu. To akurat nie dziwi, bo prawda o polskiej historii w XX wieku jest taką prawdą, której postkomunistyczna Lewica może się tylko wstydzić.
A postawa PO może dziwić?
To, że Platforma na sztandary wyniosła postulat likwidacji IPN-u, bo taki postulat jest w programie PO, która mieni się spadkobiercą tradycji solidarnościowej, to jest to zdrada ideałów. Może to wynikać stąd, że okazało się, że w kręgu ich polityków i osób zaprzyjaźnionych z ich środowiskiem politycznym jest dużo osób, które mają nieciekawą przeszłość z czasów PRL-u. PO od jakiegoś czasu zaczęła bronić uprawnień emerytalnych SB-ków, występowała na ich wiecach. PO również rewitalizowała postkomunistyczną lewicę, poprzez koalicję do Parlamentu Europejskiego, kiedy z powodu życzliwości tej partii polskimi europosłami zostały takie figury jak Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz i Dariusz Rosati. Teraz zawierając koalicję z Lewicą, pozwoliła jej po 18 latach bycia poza rządem powrót do niego. Jeśli przyjmuje się taką postawę polityczną, dryfuje się w lewo, to okazuje się, że taka instytucja jest niemile widziana.
Inną postawę w stosunku do IPN-u ma prawica.
Konserwatyści są bardziej wrażliwi na politykę historyczną, politykę pamięci, na budowanie opowieści o nas samych. Jest takie powiedzenie, że jeśli nie będziemy opowiadać światu o nas samych, to będą to robili inni i nie zawsze będziemy z tego zadowoleni. I tak jest. Lekceważenie polityki historycznej przez elity III RP było jedną z chorób tych elit. Przełamaliśmy to poprzez powstanie IPN-u, poprzez stworzenie przez Lecha Kaczyńskiego Muzeum Powstania Warszawskiego, później przez dziesięć lat rządów PiS-u szeregu muzeów i innych instytucji zajmujących się historią. Widoczniej potrzebny im jest mniej świadomy obywatel do rządzenia, mniej znający własną historię, a więc też wartości, którymi się Polacy kierowali. Takim mniej świadomym społeczeństwem łatwiej rządzić.
To nie pierwszy raz, kiedy PO atakuje polską pamięć historyczną.
To ciekawe, przypominam symboliczną rzecz. W czasie poprzednich rządów PO mieliśmy taki moment, że premierem był absolwent historii Uniwersytetu Gdańskiego – Donald Tusk, prezydentem absolwent historii na Uniwersytecie Warszawskim – Bronisław Komorowski, marszałkiem Senatu absolwent historii na KUL-u Bogdan Borusewicz, a marszałkiem Sejmu absolwent historii Uniwersytetu Wrocławskiego Grzegorz Schetyna. W czasie, kiedy czterech absolwentów historii stało na czele najważniejszych urzędów historii, ograniczyli nauczanie historii w szkołach. To też o czymś świadczy. Widocznie wiedzą, jaka siła tkwi w polskiej historii, jaka duma może być z niej wykrzesywana, jak bardziej świadomy jest obywatel. Trzeba mu po prostu to uniemożliwić. Teraz wracają z tym samym postulatem.