Protest rolników. Ardanowski: Kto chce uratować Europę, powinien ich wspierać
DoRzeczy.pl: W Sejmie doszło do różnych polemicznych wypowiedzi na temat rolnictwa, choć do opinii publicznej głównie przebiły się przepychanki słowne między prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, a wiceministrem Michałem Kołodziejczakiem. Jak Pan ocenia te słowne ataki?
Jan Krzysztof Ardanowski: Źle. Kłótnia była obok tematu i nie podjęła rzeczywistych problemów rolnictwa. To pyskówki, które niczego na dobre nie rozwiązują. Kołodziejczak jest w trudnej sytuacji, bo musi się zastanowić, czy jest trybunem ludowym, walczącym z bezduszną władzą, czy jest przedstawicielem tej władzy i ma być adresatem postulatów rolniczych. Niewątpliwie protesty rolnicze, które toczą się przez całą Europę, zarówno w „starych”, jak i w „nowych” państwach Unii pokazuje, że rolnicy zrozumieli, że jest poważne zagrożenie przyszłości rolnictwa. Wynika ono z kilku powodów.
Jakich?
Jednym z nich jest coraz głupsza, nielogiczna i antyrolnicza polityka Unii Europejskiej. To narzucanie ostrych, niezrozumiałych norm ochrony środowiska, oskarżanie rolnictwa o niszczenie klimatu, przyrody, dezawuowanie wizerunku rolnika. Rolnictwo od wieków jest niezwykle ważne, bo daje niezbędną do życia żywność. Teraz jednak jest kwestionowane, a rolnicy są tymi, których trzeba piętnować. Rolnicy są świadomi, że ich praca daje bezpieczeństwo żywnościowe, a równocześnie dostrzegają, że wokół żywności toczy się cyniczna gra polityków unijnych, połączonych z wielkim, międzynarodowym biznesem. To prowadzi do tego, żeby tu, w Europie, ograniczyć produkcję żywności, ale w związku z tym, że ludzie jeść potrzebują, będzie więc import spoza Unii, z Ameryki Południowej, z Nowej Zelandii, z Ukrainy. Tu wkraczają międzynarodowe koncerny powiązane finansowo z lobbystami w Brukseli. Te protesty rolnicze to gest desperacji, krzyku – „nie niszczcie rolnictwa”. W dłuższej perspektywie czasu tylko własne rolnictwo zapewnia bezpieczeństwo żywieniowe. Pokazał to również okres pandemii. Do planowanego uzależnienia społeczeństw UE od importu dochodzi nowe zjawisko – wielkie koncerny zaangażowały się w produkcję sztucznej żywności, rolnictwo nie będzie więc potrzebne, fabryki wytworzą namiastkę żywności, ersatz, który żywność naturalną ma zastąpić.
Nie ma w większości rządzącej zrozumienia dla rolników?
Rolnicy reagują w sposób racjonalny. Każdy, kto chce uratować Europę, jej kulturę i tradycję, powinien wspierać rolników. Oni walczą nie tylko o swoje partykularne interesy. Oni walczą o interes społeczeństwa. Z jednej strony padają podziękowania dla rolników, „pełną gębę” frazesów mają politycy, choćby przy okazji dożynek, z drugiej prowadzi się politykę, która tych rolników ma zniszczyć. Rolnicy w Polsce i praktycznie w całej Europie stawiają sprawę dalej.
Skoro zagrożeniem są plany Unii Europejskiej, które są tożsame z żądaniami Ukrainy pełnego otwarcia na żywność z Ukrainy, a warto przypomnieć, że rolnictwo ukraińskie jest zdominowane przez międzynarodowe holdingi, które, nota bene, na Ukrainie nie płacą podatków, to trzeba nie dopuścić, do realizacji takiej chorej polityki. Polscy rolnicy sprawę formują dość jasno – słyszeliśmy wielokrotnie deklaracje ze strony pana premiera Tuska, jakie to on ma „chody” w Brukseli, że przyjaźni się z Ursulą von der Leyen, ma przyjaciół w Europejskiej Partii Ludowej (EPP), w takim razie niech ten „król Europy” broni naszej racji stanu, naszego rolnictwa. Niech przekona kolegów w Brukseli, że nie można stosować polityki, która niszczy rolnictwo, szczególnie państw graniczących z Ukrainą. Czesław Siekierski deklaruje podobne do mnie podejście do ochrony rynku, ale jest za słaby. Nie jest w stanie przeforsować ochrony. Tu jest pytanie, czy uzyska wsparcie ponoć wpływowego Donalda Tuska? To też problem Kołodziejczaka, który jest przedstawicielem rządu. Chciał być posłem, ministrem. Dzięki łaskawości Tuska to osiągnął, teraz pytanie, jak będzie reagował na postulaty rolników, zgłaszane na razie stosunkowo pokojowo.