"Polska chce podbić Ukrainę"
Niedawno premier Mateusz Morawiecki stwierdził publicznie, że pierwszej masowej zbrodni na Żydach, porównywalnej z Holokaustem, dokonali powstańcy Chmielnickiego. Wypowiedź tę komentowali goście politycznego talk-show na kanale Rossija 1. Prowadzący Artiom Szejnin dziwił się, dlaczego Morawiecki sięgnął aż do czasów kozackich, by skrytykować Ukrainę.
Pytał o to Jakuba Korejbę, polskiego politologa, brylującego w rosyjskich mediach: „Gdyby chodziło o Banderę, można byłoby to jakoś zrozumieć, bo jego postać funkcjonuje w rzeczywistości politycznej współczesnej Ukrainy. Ale powiedz, Jakub, po jaką cholerę wplatać w to wszystko Chmielnickiego? Czy wy już nie wiecie, do czego się dokopać? Po co to?!” - jak zwykle w tego typu programach, polski komentator potraktowany został jak oficjalny przedstawiciel Polski. Niestety, Korejba wszedł w tę rolę: „My chcemy, żeby Ukraina stała się normalnym europejskim państwem. I dlatego zajmujemy się ideologiczną higieną. Najpierw oduczymy was banderyzmu, potem weźmiemy się za Chmielnickiego!” – Korejba odniósł się do obecnej w studiu ukraińskiej dziennikarki Janiny Sokołowskiej.
Widzowie programu nie otrzymali żadnej informacji, że jedyne, co z polskim rządem ma wspólnego politolog, to obywatelstwo, i że poza wypowiedzią Morawieckiego (która adresowana była raczej do Żydów, niż do Ukraińców) nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek poza marginalnymi środowiskami kresowiaków chciał „brać się za Chmielnickiego”.
Korejba dalej więc perorował, udając, że mówi w imieniu „swojego” kraju: „Chmielnicki jest symbolem wszystkiego, co we współczesnej Ukrainie najbardziej odrażającego: zdrady, korupcji, antysemityzmu, grabieży, mordów”. Szejnin próbował ośmieszyć Polaka: „Jakub, mówisz o kimś, kto żył w XVII wieku! Co ty bierzesz?! Oszalałeś?!”. „Cała tragedia zaczęła się od tego, że Chmielnicki zdradził swoją ojczyznę. Gdyby nie on, Ukraina już dawno byłaby w Europie” – nawet nie stwierdził, tylko wykrzyczał Korejba. Oczywiście nie dodał, że
Spór imperialistów
Dalej dyskusja wyglądała, zapewne celowo, na spór polskiego i rosyjskiego imperialisty o to, do kogo powinna należeć Ukraina: „Co wam do tego, co wydarzyło się w XVII wieku na Ukrainie?!” – pytał prowadzący. „To nam do tego, że Ukraina to dla nas 2 tysiące kilometrów głębi strategicznej!” – grzmiał Korejba. „Naszej głębi strategicznej!” – ripostował Szejnin.
Wtedy do akcji wkroczyła Janina Sokołowska. Ukraińska dziennikarka (nawiasem mówiąc, nad Dnieprem skompromitowana) skierowała dyskusję na tory wygodne dla rosyjskiej propagandy. Stwierdziła, że Polacy nienawidzą Chmielnickiego nie za ugodę zborowską, która przewidywała ustępstwa dla Kozaków i czyniła z przywódcy antypolskiego buntu legalnego przywódcę wojsk zaporoskich, ale za późniejszą ugodę perejasławską, na mocy której lewobrzeżna Ukraina weszła pod panowanie rosyjskiego cara (ten fakt był wykorzystywany przez sowiecką propagandę jako przykład rosyjsko-ukraińskiego braterstwa). A zatem – wnioskuje Sokołowska – celem polskiego ataku na hetmana (Jarema Wiśniowiecki by powiedział, a Korejba by powtórzył: buntownika) kozackiego jest tak naprawdę uderzenie w relacje ukraińsko-rosyjskie.
Teza wydaje się z pozoru absurdalna: bo czy rzeczywiście potrzeba polskiej interwencji, aby poróżnić Rosjan z Ukraińcami? A jednak… Artiom Szejnin przywołał podczas programu wyniki sondażu przeprowadzonego przez ukraińską telewizję NewsOne, w którym na pytanie „kto jest największym wrogiem Ukrainy?” aż 56 procent respondentów miało odpowiedzieć, że Polska. Prowadzący, zadając pytania gościom, cały czas sugerował, że atak na Chmielnickiego nie może być przypadkowy, że Polakom nie chodzi o historię, lecz o konkretne cele polityczne, a właściwie geopolityczne. W tym duchu wypowiedział się Andriej Fiefiełow, redaktor naczelny portalu „Dień”. Stwierdził, że Polska chce wciągnąć Ukrainę do Unii Europejskiej wyłącznie po to, aby zrobić z niej strefę buforową przeciwko Rosji.
"Polska odmiana nazizmu"
Narrację Szejnina podchwycił również Walerij Rukobracki, publicysta „Komsomolskiej Prawdy”. „Polska, czując słabość Ukrainy, chce ją stopniowo wchłonąć. Wielu Ukraińców już teraz pracuje w Polsce, tak naprawdę są to już obywatele Polski. To kolejny etap podboju. Poza tym znane są polskie pretensje do Lwowa” – mówił Rukobracki. Zaatakował też Korejbę za słowa o „ideologicznej higienie”: „Co to w ogóle ma znaczyć?! To brzmi polska odmiana nazizmu”.
Korejba zareagował żywiołowo: „Nazizm to ty masz w głowie!”. Zaprzeczał też, jakoby Polacy chcieli odbić Lwów. W dyskusję włączył się Szejnin. Stwierdził, że rozumie obawy Ukraińców, bo Korejba i tak, jak na Polaka, jest umiarkowanym ukrainofobem. Prowadzący wciąż dopytywał, czego Polska chce od Chmielnickiego: „Rozumiem, że macie pretensje o Wołyń, o Banderę, ale po co sięgać aż do XVII wieku?! Chcecie, by Ukraińcy zrzekli się całej swojej historii?!”. „Chcemy powrotu do czasów I Rzeczpospolitej!” – mówił Korejba, a na zarzut, że ówczesna Polska kolonizowała Ukrainę, odpowiedział: „Większość polskiej magnaterii to byli wówczas ukraińscy oligarchowie!”. „A na czyich plecach twoi przodkowie wsiadali na koń?” – dopytywał Szejnin, za wszelką cenę próbując udowodnić, że Polacy prześladowali Ukraińców. „Na plecach tych, którzy nie dali rady stać się ukraińskimi oligarchami” – ripostował polski politolog.
Co zadziwiające, w programie nikt nie krytykował „faszystowskiej Ukrainy”, a Szejnin nawet cytował oświadczenie ukraińskich nacjonalistów, żeby pokazać, jak to strasznie Polska wtrąca się w sprawy wewnętrzne swoich południowo-wschodnich sąsiadów. Tak, jakby nagle w rosyjskiej telewizji państwowej wszyscy zapomnieli o „kijowskiej juncie”. Przekaz był jasny: to nazistowska, imperialna Polska poucza niczemu nie winną Ukrainę, kto ma być jej bohaterem (tak jakby Rosja tego nigdy nie robiła…), robi wszystko, aby tę Ukrainę poróżnić z Rosją.
Wniosek? Tylko Moskwa jest prawdziwym sojusznikiem Kijowa. Tylko Rosja może obronić Ukrainę przed polskim imperializmem. Niestety, ale w tę narrację wpisał się swoim agresywnym, krzykliwym zachowaniem Jakub Korejba. Słuchając tego typu wypowiedzi i wierząc, że tak właśnie myśli większość Polaków, że taką politykę zamierza prowadzić polski rząd, Ukraińcy mogą naprawdę zatęsknić za Chmielnickim i geopolitycznymi konsekwencjami jego decyzji… A z tego najbardziej ucieszyłby się beneficjent ugody perejasławskiej.