Donald, który się wścieka
Mniejsza o szczeniackie złośliwości wobec PiS – w końcu mówimy o człowieku, który pełniąc zaszczytną teoretycznie funkcję Marszałka Sejmu, drugiej osoby w porządku Konstytucyjnym, popisał się złośliwym wygaszeniem prezydentowi-elektowi mandatu europosła z dnia na dzień, aby pozbawić jego personel ostatniej pensji i zmusić do likwidacji biura poselskiego przez weekend. A potem demonstracyjnie zbojkotował uroczyste wręczenie w PKW Andrzejowi Dudzie zaświadczenia o wyborze. Państwo już pewnie zapomnieli, ale ja pamiętam, że cały układ magdalenkowy żył wtedy iluzją, że uda im się nie dopuścić do objęcia urzędu przez „pisowca” pod pretekstem zmyślonych przez „Newsweek” Lisa sensacji o rzekomych „kilometrówkach Dudy”.
Mniejsza więc o kabotyńskie apele do Rosjan, żeby „odsunęli u siebie od władzy zbrodniarzy i złodziei, tak jak my to zrobiliśmy” czy nazwanie zjazdu konserwatystów „sabatem putinistów” (tak, bohater sławnej „sceny balkonowej” z Ławrowem teraz tropi „putinistów”, niezły fikołek, ale równoległy do całego środowiska).