"Szalony" projekt ustawy w USA. "Właśnie zdelegalizowano fragmenty Biblii?"
Przyjęty w środę przez Izbę Reprezentantów projekt był inicjatywą partii Republikańskiej i reakcją na propalestyńskie protesty na uniwersytetach. Jak podkreśla "New York Times", Republikanie mieli nadzieję, że brak jednoznacznego ich potępienia przez Demokratów zostanie uznany za formę antysemityzmu. "Jednak próba wykorzystania projektu ustawy przeciw Demokratom, a zwłaszcza lewemu skrzydłu tej partii, uwidoczniła podziały wśród samych Republikanów" – dodaje dziennik.
"Ewangelia spełniałaby kryteria definicji antysemityzmu"
Przed możliwymi konsekwencjami wejścia tych regulacji w życie ostrzegają konserwatyści. Uważają oni, iż może ona doprowadzić do cenzurowania chrześcijan na uniwersytetach.
Jak podkreśliła, Marjorie Taylor Greene, kongresmenka ze związanej z Donaldem Trumpem frakcji w Partii Republikańskiej, nowe prawo narażałoby na kary Chrześcijan, wierzących w Ewangelię. Inny kongresmen tej frakcji, Matt Gaetz, stwierdził z kolei, że "sama Ewangelia spełniałaby kryteria definicji antysemityzmu wyznaczone w projekcie". Chodzi tu m.in. o twierdzenia dotyczące zabicia przez Żydów Jezusa.
Sprawa budzi jednak emocje nie tylko wśród polityków.
"Czy Izba Reprezentantów właśnie zdelegalizowała niektóre fragmenty Biblii?" – napisał w środowy wieczór na platformie X dyrektor naczelny Turning Point USA.
"Zdecydowana większość Republikanów właśnie zagłosowała za ustawą kryminalizującą krytykę izraelskiego rządu. Jeśli ustawa przejdzie, będziesz winny mowy nienawiści, jeśli "zastosujesz podwójne standardy" wobec rządu Izraela lub oskarżysz go o ludobójstwo" – stwierdził z kolei Matt Walsh z konserwatywnego serwisu Daily Wire.
"To szczerze mówiąc jeden z najbardziej szalonych aktów prawnych, jakie kiedykolwiek widziałem" – dodał.
Propalestyńskie protesty w USA. Biden: Porządek musi zwyciężyć
W związku z propalestyńskimi protestami na amerykańskich uniwersytetach zatrzymano już ponad dwa tysiące osób. Wśród nich są studenci, pracownicy naukowi, a także osoby niezwiązane z uczelniami. Głos w sprawie protestów zabrał przed kilkoma dniami prezydent Joe Biden.
– Wszyscy widzieliśmy te obrazki i wystawiają one na próbę dwie fundamentalne amerykańskie zasady: pierwsza to wolność słowa, prawo do pokojowych zgromadzeń i wysłuchania. Druga to praworządność. Obie muszą być przestrzegane – oświadczył amerykański przywódca. Jak dodał, Stany Zjednoczone nie są państwem autorytarnym, gdzie ucisza się ludzi i tłamsi protest, jednak nie są również państwem bezprawia i – podkreślił Biden – "porządek musi zwyciężyć".