Gen. Polko: Dobrze, że Zełenski mówi o niszczeniu rakiet przez nasze myśliwce
DoRzeczy.pl: Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zasugerował, że polskie myśliwce, które podrywają się, by kontrolować rosyjskie rakiety nad zachodnią Ukrainą, mogłyby je zestrzeliwać. Czy to dobry pomysł?
Gen. Roman Polko: To dobrze, że prezydent Zełenski mówi to głośno. Jest koncepcja, przedstawiana przez wielu ekspertów, żeby zbudować 70-kilometrowy, a może i głębszy, pas nad zachodnią Ukrainą, ale trudno o niej mówić, jeśli nie jest to uzgadniane ze stroną ukraińską. Widać wyraźnie, że nie tylko jest zgoda, ale zachęta prezydenta Ukrainy na realizację tego i w tym kierunku powinniśmy pójść. Nie może być sytuacji, że nad terenem Polski lecą rakiety manewrujące. One wprowadzają konkretne zagrożenie, a później z terytorium Polski bezkarnie osiągają swoje cele, uderzając z zachodu, czyli nieoczekiwanego kierunku, na Ukrainę. Dla naszego bezpieczeństwa i wsparcia Ukrainy nie naruszamy żadnych ogólnych zasad, bo to nie oznacza wejścia Zachodu w wojnę z Rosją. To oznacza, że Zachód, z Polską włącznie chce aktywnie chronić własne granice. Nie chce narażać mieszkańców terenów przygranicznych, którzy nie chcą zastanawiać się, czy rakieta spadnie na ich dom, czy szczęśliwie poleci dalej i uderzy na dom na Ukrainie.
Jak ocenia Pan propozycję premiera ws. „Tarczy Wschód”?
To element systemu obronnego, który musi być w ten system włączony. Jeśli budowane są plany obronne to dobrze, żeby eksperci spojrzeli, jak będą realizowane. W tej chwili priorytetem jest tarcza obrony przeciwlotniczej. Dziś najbardziej zagrażają nam rakiety manewrujące i lotnictwo. Widzimy, jak to dewastuje Ukrainę. Priorytetem z pewnością jest cyberprzestrzeń, chociażby zakłócenie GPS-ów oznacza zagrożenia związane z możliwością działań w tym obszarze. To wzmocnienie potencjału działań, które są ukierunkowane na działania antyterrorystyczne, antydywersyjne. Tutaj takim elementem byłoby uszczelnienie granic i większa kontrola tych ludzi, którzy na nasze terytorium wchodzą, żeby nie okazało się, że w otoczeniu migrantów mogą dostawać się na nasz obszar, chociażby funkcjonariusze Specnazu lub inne zielone ludziki.
Jak powinno wyglądać umocnienie granic?
Zastanawiałem, się czy premierowi chodzi o wzmocnienie pasa, gdzie pojawia się nielegalna migracja, czy pojęcie wojskowe. Linia Maginota miała 450 km. My mamy z Białorusią 400 km granicy. Jeśli wojska rosyjskie mają wkroczyć na terytorium Polski, to raczej po upadku Ukrainy, chociaż mam nadzieję, że ta się obroni. Przy czarnym scenariuszu można obejść granicę z Białorusią z południa. To kolejne 500 km. Do tego obwód królewiecki – kolejne 200 km. To potężny obszar, który trzeba by było uzbroić i przygotować. Nie mówię, żeby tego nie robić. Już w tej chwili trzeba gromadzić zęby smoka, budować składy min i kształtować infrastrukturę. Jednak nie ma infrastruktury nie do przejścia, nawet Hannibal przeszedł Alpy ze słoniami bojowymi. Chodzi o to, żeby kanalizować i spowalniać ruch wroga.
W armii mówimy, że buduje się pas przesłaniania, który powoduje, że przeciwnik musi się kumulować w wąskich przesmykach. Wówczas oczywiście wykorzystujemy odpowiednio przygotowane pozycje dla artylerii, również wskazane są te kierunki uderzeń dla lotnictwa po to, by w przesmykach, gdzie przeciwnik będzie ukierunkowany, wykryty, rozpoznany, skutecznie go niszczyć. Chodzi o to, żeby w Polsce nie doszło do sytuacji jak pod Kijowem. Tam, co prawda teren był tak sobie przygotowany, ale sam w sobie przy ofensywie był trudno dostępny i Rosjanie musieli się kanalizować na wąskich gardłach, głównych drogach. Tam nie było ich czym niszczyć, bo zabrakło rakiet, artylerii i lotnictwa. Krótko mówiąc, wszystkie te elementy muszą być ze sobą ściśle skoordynowane.