Nowy trop w sprawie ucieczki Szmydta. "Czekał 24 godziny na granicy"
"Gazeta Wyborcza", powołując się na źródło zaznajomione ze szczegółami śledztwa, które prowadzą służby i prokuratura, podała, że Szmydt wyjechał na Białoruś z Polski przez przejście graniczne w Terespolu, jedyne czynne dla ruchu osobowego.
"Polskie służby potwierdziły, że stało się to 28 kwietnia 2024 roku, w pierwszym dniu urlopu Szmydta. Nasz informator potwierdza, że Szmydt zaplanował urlop z wyprzedzeniem, nie brał go na ostatnią chwilę" – czytamy.
Wyjazd na Białoruś i korek na granicy. "Na opuszczenie kraju czekał 24 godziny"
Z ustaleń polskich służb wynika, że Szmydt wsiadł w samochód i ruszył z Warszawy do Terespola, a przed przejściem granicznym utknął w korku i na opuszczenie kraju czekał całą dobę.
Według źródeł "GW", te ustalenia obalają wersję, jakoby wyjazd Szmydta był ewakuacją prowadzoną przez białoruskie służby, np. spowodowaną ryzykiem dekonspiracji. Gdyby tak było, Szmydt po prostu by zniknął.
– Żaden wywiad obawiający się o bezpieczeństwo agenta nie zgodziłby się na to, żeby czekał 24 godziny na przekroczenie granicy – stwierdził rozmówca gazety.
Tajemnicza podróż do Turcji. Co Szmydt robił w Stambule?
Według tych doniesień, Szmydt nawiązał współpracę z białoruskim wywiadem co najmniej rok temu, a z wysłannikami z Mińska mógł spotkać się podczas tajemniczej podróży do Stambułu, którą odbył w grudniu 2023 r., dwa dni przed Bożym Narodzeniem.
"Szmydt poleciał do Turcji samolotem. Nie wybrał żadnego z popularnych kurortów turystycznych. Jest też mało prawdopodobne, że chciał zwiedzić Stambuł. Biura podróży, które oferują wycieczki do tego miasta, przeznaczają na zwiedzenie po pięć-sześć dni, a nie dwa. To wszystko nasuwa podejrzenie, że Szmydt poleciał na spotkanie z łącznikiem z białoruskiego wywiadu" – pisze "Wyborcza".
Dziennik zwraca uwagę, że według ekspertów Turcja, a szczególnie Stambuł, nazywany również miastem szpiegów, to popularne miejsce spotkań agentów z oficerami prowadzącymi służb wywiadowczych różnych państw.