Szymon Hołownia o sprawie Alfiego Evansa: Jest mi po prostu koszmarnie, nie do opisania, wstyd
Hołownia podkreśla, że każdego dnia na świat przychodzi ponad 300 tysięcy dzieci i dla setek z nich ów świat okaże się na tyle niegościnny, że nie spędzą na nim nawet doby. Jak wskazuje, o zdecydowanej większości z nich nie słyszymy, nie dowiemy się, ich sprawy nie wypłynęły w mediach.
"O tym akurat chłopcu mówi się od paru dni" – dodaje Hołownia. Publicysta pisze, że sprawa Alfiego Evansa budzi mnóstwo emocji, okrzyków, apeli, a także wznieca kolejne wojny wokół ustaw aborcyjnych. "Mi jest po prostu koszmarnie, nie do opisania, wstyd. Wstydzę się wobec tego chłopca za cywilizację, której jestem częścią, i która doszła do przekonania, że gdy tylko owinie się to w odpowiednio napompowane słowa, ma się prawo stać się panem czyjejś, nie swojej, śmierci. Subiektywne przekonanie jednostki ma moc zakończyć czyjeś, obiektywne, życie: można wyrzucić kogoś z pociągu nie dlatego, że go boli (bo nic nam o tym nie jest wiadomo), ale dlatego, że mnie boli to, że go może boli" – czytamy w poście Hołowni.
Pisząc o tym, co on może zrobić w tej sprawie, tłumaczy: "Nic, nie jestem brytyjskim sędzią, nie jestem Brytyjczykiem, który mógłby próbować wpływać na tamtejsze władze, by pozwoliły na rzecz w tej sytuacji oczywistą - możliwość kontynuowania opieki paliatywnej w placówce, która wyraża do tego gotowość. Wrzucam ten post z prośbą, by już nie mnożyć słów, komentarzy. Raczej zrobić to, co wypada zrobić przy idącym granicą życia i śmierci chorym - posiedzieć w milczeniu, jak się nie da fizycznie - duchowo potrzymać za rękę".
Hołownia zaznacza, że podejście do tej sprawy nie ma nic wspólnego z wiarą, że nie jest to kwestia religijna. "Nie w moim imieniu to się dzieje, drogi maluchu, nie w moim imieniu" – kończy swój wpis publicysta.