Polak zgwałcony przez imigranta w Niemczech. Po ponad roku ruszył proces
Afgańczyk podał przed sądem w Monachium, że urodził się w 2005 r. Oskarżony miał zaatakować pijanego turystę z Polski i przez pół godziny obmacywać go, rozebrać i kilkakrotnie zgwałcić. Potem ukradł mu telefon komórkowy – wynika z aktu oskarżenia, na który powołał się portal Deutsche Welle.
Oskarżony odmówił składania zeznań. Jego pełnomocnik stwierdziła, że "będzie się bronił, milcząc".
Absurdalne słowa obrońcy oskarżonego
Proces rozpoczął się w piątek, 13 września 2024 r. w sądzie krajowym w Monachium. Adwokat Rita Drar w swoim przemówieniu skrytykowała monachijską policję, która tuż po incydencie przekazała, że gwałt trwał kilka godzin. Informację tę sprostowano dzień później. – Ale było już po fakcie – powiedziała prawnik. Krytykowała także, że wszystkie media podały narodowość podejrzanego. Zdaniem pełnomocnik, sprawa gwałtu w monachijskim metrze została "rasistowsko zinstrumentalizowana". – Nabrała charakteru politycznego, jednak w postępowaniu karnym nie ma miejsca dla polityki – mówiła.
"Zgodnie z aktem oskarżenia mężczyzna wykorzystał bezbronność swojej ofiary i fakt, że w nocy nie jeździły już żadne pociągi. Na stacji nie było pasażerów, którzy mogliby pomóc młodemu Polakowi" – napisał portal Deutsche Welle.
"Oto skutki polityki otwartych granic"
W sierpniu ubiegłego roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki zaapelował do strony niemieckiej o włączenie polskich prokuratorów do śledztwa.
"Młody Polak w Monachium padł ofiarą gwałtu dokonanego przez imigranta z Afganistanu. Oto skutki polityki otwartych granic. Jesteśmy jednym z najbezpieczniejszych krajów na kontynencie i dbamy o bezpieczeństwo Polaków. Zwrócimy się do strony niemieckiej o natychmiastowe włączenie polskich prokuratorów do śledztwa" – napisał wówczas Mateusz Morawiecki w mediach społecznościowych.